VII. Zachariasz

24.2K 1.1K 5
                                    

Powinieneś się wyluzować - stwierdza Hubert, patrząc na mnie.
Jeszcze raz przemierzyłem swój gabinet.
- Transakcja się udała? - pytam.
Mężczyzna wzdycha.
- Tak, udała. Pytasz się o to już czwarty raz.
No tak, faktycznie. Ale to nie moja wina, że nie mogę się skupić, tylko pewnej dziewczyny. Której nie mogę znaleźć. Szukałem jej w domach pod podanymi przez Kamila adresami, jednak w żadnym nikt mi nie otworzył. Myślałem, żeby się włamać, jednak stwierdziłem, że po prostu przyjadę innym razem. Jestem przełożonym poważnej grupy przestępczej i tak właśnie powinienem się zachowywać, nie jak szczeniak. Zresztą wątpię, by natręt szukający dziewczyny jak prawdziwy psychopata zaimponował Rozalii.
- Zack, zrób coś się sobą - kontynuuje mój znajomy, a ja staram się skupić na jego słowach. - Jedź nad wodę i rozerwij się trochę. Kolega polecił zalew w Jaworniku. Jedź tam, wyrwij jakąś laskę, może dwie. Weź ich nawet cały tuzin, jeśli to sprawi, że przestaniesz łazić po ścianach jak opętany...
- Ja nie chcę laski - przerywam jego wywód. - No, przynajmniej nie byle jakiej.
Unosi brwi.
- Och? A więc teraz muszą spełniać więcej warunków niż seksowne nogi i chcica na ciebie?
- Tak. Nie. - Kręcę głową. - Nie wiem. Jest taka jedna, która mnie... zainteresowała.
- Czytaj: podnieciła? - Śmieje się.
Jednak mi nie jest do śmiechu.
- To coś więcej. Owszem, chciałbym się z nią przespać, ale nie tylko. - Znowu zaczynam chodzić po pomieszczeniu. - Chcę ją całować, trzymać za rękę, pić z nią kawę, rozmawiać. Kurwa! Chcę ją mieć przy sobie!
- A próbowałeś do niej zagadać? - pyta, porzucając beztroską wesołość spowodowaną moim rozkojarzeniem. Pochyla się na krześle. - Wziąć od niej numer?
- Szedłem za nią, ale gdy weszła do budynku było tak, jakby zapadła się pod ziemię. Kazałem Kamilowi znaleźć informacje o niej. Okazało się, że jest więcej niż jedna Rozalia w okolicy. Dwie nie miały zdjęcia, nie wiem dlaczego, i byłem dzisiaj u nich. I co? I nic. Żadna nie otworzyła, więc nie wiem.
- Wow - mówi po dłuższej chwili milczenia - a więc faktycznie coś jest na rzeczy.
- No właśnie. Nie chce wyjść z mojej głowy i nie wiem, czym się zająć, by tak się stało - żalę się.
I bym w ogóle tego chciał, dodaję w myślach.
- Tym bardziej powinieneś moim zdaniem pojechać na ten zalew - radzi młody mężczyzna. - Może chwila oddechu i odrobina słońca sprawią, że się odprężysz. Po krótkiej przerwie łatwiej będzie ci się skupić i spojrzysz z innej perspektywy na niektóre sprawy, nie kierując się tym, co masz w spodniach.
Wzdycham, dostrzegając w jego rozumowaniu jakąś logikę.
- Dobrze, pojadę.
Uśmiecha się.
- Jechać z tobą?
Po chwili namysłu kiwam głową.
- Tak. I zgarnij od razu chłopaków. Zrobimy sobie wolne.
Zerwał się z krzesła i wybiega z pomieszczenia, jakby bojąc się, że rozmyślę się w tym temacie. Mimo iż nie chcę robić sobie wolnego od obowiązków - zwłaszcza przez młodą kobietę, której nie mogę mieć - Hubert ma rację: nie mogę pozwolić sobie na rozproszenie, prowadząc gang. Dopóki będę myślał nieustannie o tej dziewczynie, nie mogę liczyć na pełnię zdrowego rozsądku.
A więc trzeba się nieco rozerwać.

***

- To tutaj? - Wysiadam z czarnego BMW i patrzę na boisko do siatkówki i piłki nożnej. Dalej jest trawa. A gdzie plaża?
- Tak, to tutaj. - Hubert też wysiada z samochodu.
- Dlaczego mnie okłamałeś?
Spogląda na mnie zdezorientowany.
- Przecież nie okłamałem.
- Mieliśmy jechać na plażę.
- Plażę masz dalej - odzywa się Kamil. - Chodźcie. - Bierze plecak i gdzie w stronę trawy.
Ja również biorę rzeczy i idę za Kamilem.
- Rozkładamy się tutaj czy idziemy bliżej plaży? - pyta, ignorując zaciekawione spojrzenia kobiet, które nie wiedziały, gdzie podziać oczy.
- Na plaży - mówię.
- Spoko. - Kieruje się dalej.
Faktycznie, za polem trawy znajduje się plaża. Na ręcznikach opalają się lub odpoczywają ludzie. W wodzie jest siatka, gdzie bawią się dzieci, a ratownik obserwuje ich uważnie z niewielkiej odległości. Na głębokiej wodzie ludzie pływają, grają w piłkę oraz wygłupiają się.
- Nie wiem jak wy - odzywa się Filip - ale ja dzisiaj wyrwę jakąś laseczkę.
- Ja też - popiera Hubert.
Spoglądam na nich.
- Chcecie piwo? - pytam. - Mogę iść.
Kamil marszczy brwi.
- Wzięliśmy piwo że sobą.
- Wiem, ale chcę się trochę rozejrzeć. To chcecie?
- Spoko. - Hubert wzrusza ramionami. - Zobaczymy, co tutaj mają.
Bez słowa odchodzę i szukam budki z piwem. Nie ma zbyt dużego wyboru, zauważam, znajdując miejsce sprzedaży. W końcu wybieram jedno z mocniejszych piw, które mają w ofercie i spacerem wracam do chłopaków, rozglądając się dookoła i studiując otoczenie. Początkowo nie dostrzegam niczego ciekawego ani niepokojącego, kiedy nagle staję jak wryty na widok profilu dziewczyny. Ma mokre, prawie czarne włosy, zaplecione w warkocz. Na brzoskwiniowej skórze lśnią pojedyncze kropelki wody. Siedzi na kocu, owinięta w ręcznik. Na kolanach ma otwartą książkę, a na nosie okulary.
Przez chwilę kiełkuje we mnie nadzieja, że to właśnie Rozalia. Po kolejnej chwili odrzucam ten pomysł i patrzę na jej koleżankę, która siada obok niej. Mówi coś do niej cicho i obie wybuchają śmiechem. Dołącza do nich mężczyzna i ciągnie pierwszą dziewczynę za warkocz, a potem podchodzi do przenośnego, małego grilla i przewraca jedzenie.
Nowo przybyła, szatynka o krótkich włosach wskazuje coś koleżance. Ta zerka i uśmiecha się delikatnie. Kieruję wzrok w tą samą stronę, co one, w tym samym czasie podchodząc do grupy, podświadomie przyciągany przez dziwne przeczucie. Kobiety patrzą na napakowanego ratownika. Jakżeby inaczej.
- A co ja wam mówiłem? - słyszę ich towarzysza. - Mówiłem, żadnych podrywów!
- Żadnych podrywów, ale nic nie wspominałeś o patrzeniu! - przypomina szatynka.
- No właśnie - popiera druga, ściąga okulary i patrzy na chłopaka.
- Akurat ty, Rozalo, powinnaś stać po mojej stronie.
- Marcello, nie bądź taki. Kobiety muszą trzymać się razem.
Zaraz, Rozala? To jest strasznie podobne do...
Rozalia.
W tej chwili ona mnie dostrzega, a jej oczy robią się szerokie ze zdziwienia. Mamrocze coś na ucho do chłopaka, a ten również patrzy w mogą stronę. W kolejnej chwili całuje ją delikatnie w usta, a mnie podnosi się ciśnienie.
Stój, to jest jej chłopak. Przestraszysz ją podchodząc do nich i tłukąc jej faceta. Ma prawo ją całować.
Już niedługo.
Podchodzę jeszcze bliżej i zauważa mnie druga dziewczyna. Usta otwiera w szoku i chyba uznaniu. Ale mnie to nie obchodzi.
- Witaj, Rozalio - mówię do mojego obiektu zainteresowania.

Jesteś moja, kochanie || T.L. ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz