XXXI. Rozalia

17.6K 890 21
                                    

Minął kolejny tydzień, odkąd jestem więźniem/gościem w rezydencji. Zachariasz wymusił na mnie zdradzenie moich godzin jedzenia i pilnuje, abym jadła każdy posiłek. Denerwuje się mocno, gdy słyszy, że nie jestem głodna i biorę tylko jakiś drobny owoc. Po wizycie u dietetyka pilnuje, aby jadła wszystko, co lekarz podał w jadłospisie. Nie przyjmuje wymówek, że jest to dla mnie za dużo, ponieważ dietetyk rozłożył to wszystko tak, abym stopniowo zwiększała kaloryczność i zna się lepiej na żywieniu niż ja. Zachariasz przygotowuje każdy posiłek na moich oczach lub pozwala mi robić je samej po tym, jak wyznałam, że boję się otrucia. Początkowo był zdenerwowany moją uwagą, lecz przyjął to do wiadomości.
Siedzę w naszym pokoju na łóżku i oglądam film na laptopie, który mi przyniósł. Mam dostęp do Internetu, jednak nie korzystam z żadnych portali społecznościowych i tego typu rzeczy, ponieważ i tak widzieliby, na co wchodziłam i z kim pisałam. A nie lubię, jak ktoś czyta moje wiadomości.
Akurat w najlepszym momencie akcji słyszę pukanie do drzwi. Z początku nie reaguję, mając nadzieję, że intruz odejdzie. Niestety, ten ktoś puka drugi raz, i trzeci raz.
Zgrzytam zębami i zatrzymuję film.
- Sprawdzę już, kto to - mówię do Boksera, wstając.
Kot z początku przeciąga się leniwie, widząc jednak mój ruch siada na poduszce i patrzy na mnie.
Podchodzę do drzwi i otwieram je w połowie kolejnego pukania.
- Zachariasza teraz nie ma - odzywam się, zanim dobrze otworzę drzwi. Marszczę brwi na widok mężczyzny, który stoi za drzwiami. - Kamil? Kiedy zdążyłeś zmienić fryzurę? Nawet moje włosy tak szybko nie rosną. - Przechylam głowę. - I gdzie twoje kolczyki?
Chłopak uśmiecha się i opuszcza rękę.
- Nie jestem Kamilem. Nazywasz się Rozalia, prawda?
Mrużę podejrzliwie oczy, jestem skonsternowana.
To nie jest Kamil?
- Tak, Rozalia. A ty to...?
- Mam na imię Hubert - przedstawia się. - Jestem bratem bliźniakiem Kamila. - Przebiegł po mnie wzrokiem.
Odchrząkuję.
- Miło mi cię poznać Hubert, ale jeśli już mnie dokładnie sobie obejrzałeś, to może pozwolisz mi dokończyć oglądanie filmu?
Mężczyzna najwyraźniej nie zrozumiał tego, że skrycie go wyganiam, ponieważ zamiast się grzecznie pożegnać i oddalić, pyta mnie zainteresowany:
- A co oglądasz?
Wzdycham nieco sfrustrowana, ale odpowiadam:
- Avengers.
- Część pierwszą?
Kiwam głową.
- Fajnie, już dawno nie oglądałem, a lubię ten film. Czy mógłbym się dołączyć? Proszę? - Przybiera proszącą minę i składa ręce jak do modlitwy.
No i jak ja mam mu odmówić?
Parskam, tłumiąc nieco śmiech.
- No dobrze, niech ci będzie. Ale masz być w miarę cicho, jasne?
Kiwa pokornie głową.
- Jak najjaśniejsze słońce.
Uśmiecham się.
- Może jednak będziesz fajnym towarzyszem.
Odwzajemnia uśmiech.
- Myślisz? Byłoby fajnie, spędzać z tobą trochę czasu. I lepiej być znajomymi niż wrogami.
- Całkowita racja. I tak mam już za dużo wrogów - przyznaję. - Wejdź. - Odsuwam się od drzwi i idę przestawić laptopa na stolik.
- Dzięki... - Wchodzi i... - O kurwa mać! - Odskakuje gwałtownie do tyłu, nadziewając się na drzwi, czym straszy mnie tak mocno, że podskakuję.
Skąd ta żywa reakcja? Otóż Bokser zerwał się z łóżka i szalenie zaczął syczeć na Huberta.
- Bokser, spokój! - rzucam do kota. - Bokser!
Kot fuka cicho i machając ogonem, podchodzi na sztywnych łapach do mnie i owija się wokół moich nóg.
Unoszę brwi, patrząc raz to na zwierzę, raz to na mężczyznę.
- Patrz, co mi twój futrzasty przyjaciel zrobił. - Podwija długi rękaw swojej koszulki i pokazuje mi bandaże. - Niech on, jego pazury i jego zębiska trzymają się ode mnie z daleka.
- Dobrze - zgadzam się. - Tak z ciekawości, kiedy zdążyliście mieć utarczkę?
- Gdy go łapałem i przewoziłem tutaj. - Poprawia rękaw.
Otwieram szeroko oczy.
- To ty go tu przywiozłeś? - pytam.
Kiwa krótko głową.
- Zachariasz mnie o to poprosił.
Wymijam Boksera, podchodzę do Huberta i obejmuję jego szyję ramionami.
- Dziękuję ci! Potrzebuję Boksera, bo inaczej zwariuję tutaj.
Klepie mnie delikatnie po plecach.
- Proszę bardzo - odpowiada. - Chociaż powinnaś dziękować również Zachariaszowi, bo to on kazał złapać to zło wcielone w futrze.
- Jemu już podziękowałam. Naprawdę bardzo dziękuję. - Całuję go szybko w policzek i odsuwam się od niego.
Chłopak uśmiecha się zadowolony, a Bokser miauczy zrzędliwie, chcąc najwyraźniej przypomnieć o swojej obecności.
- To oglądamy ten film? - pyta, wskazując na laptopa.
- Pewnie! - Siadam na jednym z krzeseł, a Hubert robi to samo, po czym włączam z powrotem film i zaczynamy oglądać.

***

- Naprawdę lubię tego Hulka - oznajmia Hubert, gdy oglądamy bitwę.
- A ja tam wolę Bartona - wyrażam swoje zdanie.
Prycha.
- Pewnie tylko dlatego, że wydaje ci się przystojny.
Unoszę brwi i patrzę na niego.
- Nie - przeczę. - Jeśli miałabym oceniać pod względem, który mi się bardziej podoba, wybrałabym Kapitana Amerykę. Nie jest jakoś wybitnie przystojny, no ale...
Mamy już wrócić do dalszego oglądania. Przerywa nam jednak dźwięk otwieranych drzwi.
- Rozalia?
Wszyscy odwracamy głowy, gdy rozpoznajemy głos Zachariasza. Ten patrzy na Huberta.
- Co tu robisz sam z Rozalią, pod moją nieobecność? - pyta niezbyt przyjaznym tonem.
Bliźniak Kamila uśmiecha się szeroko.
- Przyszedłem poznać Rozalię i teraz oglądamy razem film. Chcesz do nas dołączyć? Wprawdzie już się kończy, ale jeszcze...
- Dlaczego tu przyszedłeś wiedząc, że mnie nie ma?
- Bo wiedziałem, że inaczej...
- Hej, panowie - przerywam im. - O co znowu chodzi? - pytam Zachariasza. - Dlaczego masz pretensje do Huberta, że tutaj przyszedł?
- Dobrze wiesz - mówi, odmawiając otwartej odpowiedzi.
On jest chory z tą swoją cholerną zazdrością.
A ja jestem chora, bo mi to pochlebia.
- Idź już - rozkazuje Hubertowi.
Ten wstaje z krzesła, na którym do tej pory siedział i posyła mi uśmiech.
- To do następnego spotkania, Rozalio - żegna się.
- Do zobaczenia, Hubert.
Po pożegnaniu wychodzi, zostawiając mnie samą z Zachariaszem. No i kotem.
- Nie zaczynaj z tą zazdrością - ostrzegam go, wracając do oglądania filmu.
- Mogę się przyłączyć? - pyta po jakimś czasie ciszy.
Kiwam głową i wskazuję na krzesło obok mnie. Wyrywa mi się krótki pisk, gdy zamiast skorzystać z zaoferowanego miejsca unosi mnie do góry i siada na moim krześle, a mnie sadza sobie na kolanach. Potem oplata mnie ramionami w pasie i trzyma tak, że nie mogę uciec. Rozluźniam się więc i opieram o jego tors, kończąc oglądanie.
- Czy Hubert zrobił coś niestosownego, gdy mnie tutaj nie było? - pada kolejne pytanie ze strony Zachariasza, gdy lecą napisy końcowe.
- Nie - odpowiadam. - Porozmawialiśmy trochę i obejrzeliśmy film. Tylko tyle. - Wyrywa mi się ciche ziewnięcie. - No dobrze, ja chyba się położę spać.
- Masz rację, idź już spać - nagle zadowolony zmienia temat. - Przyda ci się mieć jutro energię.
Marszczę brwi i odwracam głowę w jego stronę.
- Dlaczego niby?
- Ponieważ jedziemy na zakupy. Potrzebujesz nowych ciuchów, ponieważ teraz praktycznie wszystkie twoje ubrania na tobie wiszą. - Całuje mnie w usta, które uchyliłam pod wpływem zdziwienia.
- Naprawdę masz zamiar kupić mi nowe rzeczy? - Patrzę na niego niepewnie.
- Oczywiście. Potrzebujesz tego. A teraz chodź coś zjeść i idziemy spać. Jutro trzeba wcześniej wstać, ponieważ jedziemy poza miasto.
- Poza miasto? Dlaczego?
Waha się przez chwilę.
- Ponieważ tutaj może cię ktoś rozpoznać - dokładnie waży słowa i obserwuje moją twarz, najpewniej obawiając się wybuchu.
Fakt, możemy spotkać kogoś, kto mnie zna i mógłby to zgłosić, myślę.
A ta myśl wcale nie daje mi takich odczuć, jakie powinna. Nie kłócę się więc z nim o to, czy wyjedziemy na zakupy za miasto, czy zostaniemy.
- Chodź - powtarza - zjesz kolację i...
Jęczę w wyrazie niezadowolenia.
- Odpuść mi już dzisiaj - proszę go. - Nie chcę jeść.
- Rozalia... - zaczyna.
Ja jednak przerywam mu pocałunkiem, chcąc go uciszyć i w ten sposób przebłagać.
- Nie chcę, naprawdę - powtarzam. - Jedynie chcę teraz się położyć. - Ponownie go całuję.
Uchyla usta, w ten sposób akceptując moją decyzję. Dotykam jego języka swoim, smakując go.
Naprawdę, nigdy się tak nie czułam. Ani przy Marcelu, ani przy Darku. A jest to zwykły pocałunek.
Przez chwilę mam ochotę odwrócić się do niego całkowicie i usiąść na nim okrakiem, a potem posunąć się jeszcze dalej. Nim jednak kończę obmyślanie swoich działań, na moje kolana wskakuje Bokser, miaucząc zrzędliwie i niszcząc chwilę.
Odrywam się od Zachariasza i teraz to on jęczy, niezadowolony.
- Wredny kocur - marudzi.
Wstaję z jego kolan i kieruję się do łóżka.
- Też idziesz już spać? - pytam, wchodząc pod koc.
- Tak, za chwilę przyjdę - mówi, po czym wstaje i idzie do łazienki.
Ja w tym czasie kładę się na boku i zamykam oczy, próbując już zasnąć. Gdy w końcu jestem na granicy snu i rzeczywistości, do pokoju wraca Zachariasz. Materac za mną ugina się, gdy mężczyzna kładzie się do łóżka. Ani myślę protestować, gdy przerzuca swoje ramię przez moją talię i przytula moje plecy do swojego torsu, a twarz chowa w moich włosach.
- Dobranoc, Zachariasz - mówię do niego.
- Dobranoc, kochanie.
Światło lampki gaśnie, a w pokoju robi się ciemno. Wyginam się nieco do tyłu, zwiększając nacisk mojego ciała na jego. Zasypiam z uśmiechem na ustach i niesłychaną myślą:
Mogłabym przyzwyczaić się do takiego życia.

Jesteś moja, kochanie || T.L. ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz