XXXV. Zachariasz

16.1K 836 34
                                    


   Szukam właśnie Rozalii. Po raz kolejny, zresztą.
   Pozwoliłem jej się spotkać z przyjacielem, nawet zaaranżowałem ich spotkanie. I, przyznam się otwarcie, oczekiwałem jakieś oznaki wdzięczności. Na początku było wspaniale. Rozalia była szczęśliwa, przez co i ja byłem szczęśliwy. Jednak niedawno, parę dni po naszych wspólnym zakupach, wróciła do pokoju jakaś inna. Taka cicha. I od tamtego dnia to się nie zmienia. Dziewczyna odsuwa się ode mnie. A ja nie mam pojęcia, co takiego zrobiłem, że to spowodowałem.
   Zaglądam do kolejnego pokoju, w nadziei odnalezienia jej. Niestety, tu też jej nie znajduję. Wzdycham i zamykam z powrotem drzwi. Coraz bardziej się denerwuję. Mam ochotę w coś uderzyć.
   Odwracam się i po paru szybkich krokach zatrzymuję się gwałtownie, prawie zwalając moją zgubę z nóg.
     - Rozalia. - Łapię ją za ramiona. - Gdzie ty się znowu podziewałaś? Nie było cię z Emilią, również nie odwiedzałaś Benjamina.
   Kręci głową.
     - Potrzebowałam się przejść i pomyśleć trochę, sam na sam.
   Unoszę brwi.
     - Ostatnio masz coraz częściej taką potrzebę. Proszę, powiedz mi, o co chodzi?
     - O nic - odpowiada wymijająco.
     O nic? Ciekawe.
   Obejmuję ją w talii i opieram głowę o czubek jej głowy.
     - Zaczynam się o ciebie martwić, kochanie - wyznaję. - Zachowujesz się jakoś inaczej. Nie wiem, o co chodzi. Czy zrobiłem coś złego?
   Wzdycha ciężko.
     - Nie...
     - A więc co cię trapi?
   Waha się z odpowiedzią. Odsuwam się więc i patrzę jej w oczy.
     - Rozalia, proszę cię... Powiedz, co się dzieje?
      - Nie powinnam ci o tym mówić...
     - Powinnaś mi mówić o wszystkim. O każdej sprawie, która cię śmieszy, denerwuje i jak w tym przypadku, niepokoi - zapewniam. - Czego się boisz?
     - Nie boję się... - protestuje słabo. - Bardziej się zastanawiam nad pewną sprawą.
   Widząc jej wzrok zaczynam się zastanawiać, czy na pewno chcę o tym słyszeć. Mimo to jestem również ciekawy, co ma mi dziewczyna do powiedzenia.
     - Jaką? - pytam więc.
     - Kto to... Kim jest Taylor?
   Na to imię zastygam na długą chwilę w całkowitym bezruchu. Mija sporo czasu, zanim się odzywam:
     - Przecież to jest zwykłe imię. Nigdy o takim nie słyszałaś? A tak poza tym, kto ci o nim powiedział? - Domyślam się, skąd ona usłyszała to imię.
   Przewraca oczami.
     - Słyszałam je już wcześniej. Bardziej chodzi mi o to, dlaczego to imię jest związane z tobą?
     - Nie jest wcale ze mną związane - odpowiadam automatycznie płaskim, matowym w brzmieniu tonem.
     - Aha. Dobrze więc. - Odsuwa się jeszcze bardziej, gdy po nią sięgam i prostuje ramiona. - Nie będę ci przeszkadzać.
     - Rozalia... - zaczynam.
     - Twój przyjaciel Mason cię szuka - wchodzi mi w słowo. - Kamil zresztą też. Ja idę się zobaczyć z Hubertem.
     - Nie - warczę, nim ta zdąża się odwrócić i odejść.
   Unosi brwi.
     - Nie? No to... dobrze więc, nie zobaczę się z nim. W końcu to ty decydujesz o moim losie.
   Zaciskam na chwilę zęby.
     - Rozalia, proszę cię - syczę.
     - Prosisz? Przecież nie musisz. Jestem tutaj od tego, żeby cię słuchać. Jak marionetka w twoich dłoniach.
   Odwraca się, a ja łapię ją za ramię.
     - O co ci tym razem chodzi, co? Tak teraz lubisz Huberta, że musisz koniecznie się z nim spotkać?
   Wyszarpuje ramię z mojego uścisku.
     - Nie. Chodzi mi o to, że ty milczysz na każdy temat, który dotyczy poznania przeze mnie twojej osoby - tłumaczy. - Gdy tylko pytam się o coś ciebie na twój temat, zaraz milkniesz albo zmieniasz temat! Ty wymuszasz ze mnie każdą możliwą odpowiedź, a ja nie wiem nawet, kiedy masz urodziny! I wiesz co? To boli!
   Odchodzi ode mnie szybkim krokiem. Nie, ona ucieka ode mnie. A ja stoję na środku korytarza wmurowany jej słowami.
     Ona chce mnie poznać?
   Z jednej strony cieszę się, bo to oznacza, że jej zależy. Z drugiej strony strasznie się tego obawiam, ponieważ nie chcę wracać do mojej przeszłości.
   Decyduję się pójść za nią. Całe szczęście znajduję ją w naszym pokoju.
   Stoi na balkonie, oparta o poręcz. Zaraz mi się przypomina, jak kiedyś myślałem, że chce wyskoczyć z okna. Była tak słaba, że ledwie stała na nogach.
   Dzisiaj wygląda już lepiej. Na jej ciało zaczęły wracać krągłości. Co nie znaczy, że jest gruba. Po prostu już nie jest jak patyk. I tak właśnie jest jej lepiej. Taka mi się podoba.
     I taką ją kocham.
   Przełykam ślinę. Wiem, ze jeśli bym jej to teraz powiedział, jej reakcja nie byłaby najlepsza.
   Podchodzę więc do niej i zamykam jej ciało po raz kolejny w uścisku, tym razem tuląc jej plecy do swojej piersi.
     - Urodziłem się jedenastego lutego. W dziewięćdziesiątym drugim roku - wyznaję jej cicho.
   Dziewczyna opiera głowę o moje ramię i wzdycha.
     - Nie chodziło mi po prostu o twój wiek i datę urodzin. Chciałam ci tym dać do zrozumienia, że ja tak naprawdę nic o tobie nie wiem.
     - Wiem. Przepraszam cię, kochanie.
   Odwraca się twarzą do mnie.
     - Nie przepraszaj. Nie chcesz mi nic mówić o sobie, nie zmuszam cię.
     - To nie o to chodzi - protestuję.
     - Nie? Nie masz niby z tym problemu?  No to powiedz mi, skąd pochodzisz? Dlaczego tak naprawdę wstąpiłeś do gangu?
   Milczę, a ona uśmiecha się słabo.
     - Rozumiem. Nie będę cię do niczego zmuszała - powtarza. Odpycha mnie delikatnie. - Idź. Mason na ciebie czeka.
   Patrzę na nią niespokojnie.
     - Rozalia...
   Staje na palcach i składa na moich ustach szybki pocałunek.
     - To chyba coś ważnego - dodaje.
     - Ale dla mnie ty jesteś ważna - wyrywa mi się.
   Przez chwilę patrzy na mnie zdziwiona. Potem nagle zarzuca mi ręce na szyję, a nogami opasa moje biodra.
   Łapię ją i cofam się nieco. Ona obejmuje moją twarz swoimi dłońmi i ten pocałunek trwa dłużej niż poprzedni. Czuję się, jakby ktoś mi zdjął z ramion wielki ciężar niepewności. Odwzajemniam pocałunek. Nacieram na jej usta swoimi. Nie mam siły na eksperymenty ani na powolne tempo. Dziewczynie najwyraźniej to nie przeszkadza, bo wzdychając, tym razem w dobrym tego słowa znaczeniu, ustępuje pod moimi ustami. W tej chwili chcę zrobić coś więcej, o wiele więcej. Przypominam sobie jednak, że ostatnim razem nie była na to gotowa, więc powstrzymuję się, nim stracę cienką nić kontroli, która mi została.
     - Zachariasz? - Łapie moje ramiona i odchyla się nieco do tyłu, przyglądając się mojej twarzy. - Czy coś jest nie tak?
   Kręcę głową.
     - Wszystko jest okej.
   Patrzy na mnie sceptycznie.
     - Czy aby na pewno? Zrobiłam coś złego?
     - Nie, naprawdę. - Zacieśniam na niej uścisk, odwracam się i z nią w ramionach kieruję się w stronę łóżka. Kładę ją na materacu.
   Mam ochotę położyć się razem z nią. W sumie na nią. I kontynuować to, co zaczęliśmy.
     - Muszę iść. Proszę, czekaj tu na mnie. - Całuję jeszcze raz jej usta. - Dobrze?
   Kiwa twierdząco głową.
     - Będę czekać.
   Zmuszam swoje ciało do ruchu, odpycham się od łóżka i kieruję się do drzwi. Rzucam Rozalii jeszcze jedno spojrzenie, po czym wychodzę z pokoju. Po tym, jak skręcam za róg, po raz kolejny tego dnia prawie się z kimś zderzyłem. Tym razem z Masonem.
     - Taylor - mówi - szukałem cię.
     - Kurwa, wiedziałem - syczę.
   Robi dziwną minę.
     - Że co proszę? O co chodzi?
     - Byłeś u Rozalii? Rozmawiałeś z nią? - wypytuję go.
     - Dzisiaj nie.
     - Nie graj idioty!
   Przewraca oczami.
     - No dobra, byłem u niej parę dni temu. No i co z tego?
     - Powiedziałeś jej właśnie to imię!
   Zastanawia się chwilę.
     - Tak, palnęło mi się... ale nie sądziłem, że ona to z tobą faktycznie skojarzy. Myślałem, że nie będzie drążyć tematu i po prostu o tym zapomni!
     - Ale nie zapomniała - zauważam. - Rozalia nie jest taka głupia, jak ci się wydaje. Przed chwilą mnie o to pytała. I od paru dni chodzi jakaś inna.
   Unosi ręce do góry.
     - Na serio przepraszam. Jednak ona nie jest...
     - Jeśli znowu palniesz, że ona jest dla mnie nieodpowiednia, to ci spuszczę wpierdol - uprzedzam, nim zdąża dokończyć swoją wypowiedź.
     - Co to za groźby? - pyta Kamil, podchodząc do nas.
     - Nieważne - mówimy w tym samym momencie.
     - Aha... okej. - Patrzy bezpośrednio na mnie. - Mamy wycieczkę do Kołobrzegu, do Dariusza. Pakujesz również Rozalię, jak mniemam?
   Od razu kiwam głową. Tam pewnie trochę spędzimy czasu, a ja nie wytrzymam długo bez niej. Nie chcę nawet próbować.
   Kamil przenosi wzrok na Masona.
     - Ty też się pakuj. Tam będziesz mógł się wykazać.
   Tak, przegrałem, jeśli chodzi  wstąpienie Masona do naszego gangu. Nie chcę, żeby był w to zamieszany, ale co ja mogę zrobić? Większość rady się zgodziła.
     - Dobrze więc. - Mój zastępca zaciera dłonie. - Wyjeżdżamy jutro w nocy.

Jesteś moja, kochanie || T.L. ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz