XL. Rozalia

16.9K 926 26
                                    

   Informuję,  że to jest rozdział czterdziesty i... ostatni. W następnym tygodniu pojawi się epilog.

     Daniela

*****

   Wyszłam z toalety i zobaczyłam Zachariasza rozmawiającego z pracownicą tej stacji benzynowej. Podeszłam do niego, tylko na chwilę się wahając. Poprosił mnie, abym zwracała się do niego Taylor i żebym z nim poszła. Zgodziłam się, nie zastanawiając się nad tym zbyt długo. Przecież w końcu zadzwoniłam do niego po to, aby z nim wrócić, żeby ze mną porozmawiał, przeprosił mnie, powiedział, że mnie kocha i chce, żebym z nim została na zawsze. Nieco ckliwe, prawda? No cóż, nic na to nie poradzę. Jestem zakochana, a niektórzy zakochani tak mają.
   Z początku mnie zaczepiał słowami typu: ,,Czy wszystko w porządku?" lub ,,Czy jesteś głodna?". Mogłam na takie pytania jedynie przytaknąć lub zaprzeczyć.
   Teraz jednak spędzamy kolejną godzinę w jego samochodzie, jadąc w milczeniu. On prowadzi, uparcie patrząc przed siebie. Jego palce są tak mocno zaciśnięte na kierownicy, że aż zbielały mimo jego ciemnej karnacji. Chcąc być równie „uparta", nie odzywam się do niego i od teraz patrzę na wszystko tylko nie na niego. Po prawie kolejnej godzinie robi się to jednak nudne. Wyciągam więc telefon, który zostawili mi znajomi Masona i wchodzę w menu, szukając jakieś rozrywki.
   Urządzenie zostaje mi delikatnie wyrwane z dłoni.
     - Nie używaj go - mówi mężczyzna i wkłada telefon do schowka.
   Otwieram usta, chcąc zaprotestować, gdy on dodaje:
     - Proszę.
   Słysząc to słowo rezygnuję z wywoływania wojny i zamykam usta, z powrotem zatapiając się w fotelu. Więcej już nic nie mówi, a ja czuję się niepewnie. Mam ochotę zacząć histeryzować z tego powodu. Po co po mnie przyjechał, jeśli nie chce ze mną w ogóle rozmawiać? Zamykam oczy i opieram głowę o szybę, prosząc w duchu Boga i siłę na to, co nadejdzie.
     Lub nie nadejdzie.

***

   Budzę się, jakby wyczuwając, że jesteśmy na miejscu. W garażu rezydencji, oczywiście.
   Odpinam pasy i wysiadam z krótkim opóźnieniem, z racji mojego zaspania. Zerkam ukradkiem na chłopaka. Wyciąga on z bagażnika auta nasze bagaże. Nadal nic się nie odzywając, rusza w górę schodów, a ja za nim. Chcę mu zabrać swoją torbę, ale on mi na to nie pozwala. Wzdycham więc tylko zirytowana i dalej podążam za nim. Zatrzymuje się dopiero w... naszym pokoju.
    Czy to nadal jest nasz pokój czy tylko JEGO?, zadaję sobie pytanie.
   Nim zdążę na nie sobie odpowiedzieć uśmiechnięta Emilia łapie mnie za rękę i ciągnie mnie głębiej w korytarz.
     - Coś szybko wróciliście - zauważa. - W każdym razie nieważne. Ważne jest to czy mu... Och, Boże, co się stało? - pyta, widząc w końcu moją minę. - Mów.
   Wzruszam ramionami.
     - A co mam ci niby powiedzieć? - odpowiadam pytaniem na pytanie. - Wszystko poszło nie tak, gdy tylko weszliśmy do tego cholernego pokoju w tym cholernym budynku.
     - Dlaczego?
     - Spytaj mojego byłego chłopaka, z którym jak się okazało, mieliśmy się spotkać.
   Jej oczy otwierają się szeroko.
     - Mieliście się spotkać z twoim byłym? I Zachariasz tak po prostu na to pozwolił? - nie dowierza.
   Znowu wzruszam ramionami.
     - Niby o tym nie wiedział, ale...
     - Rozalia? - woła z wejścia mężczyzna.
   Przytulam krótko dziewczynę.
     - Porozmawiamy później - obiecuję i zostawiam ją na korytarzu, wchodząc do pokoju, w którym znajduje się on. Patrzy się na mnie. I patrzy się. I patrzy.
   Chrząkam.
     - Czy mam coś na twarzy? - odzywam się.
   Z początku wygląda, jakby nie do końca rozumiał znaczenie tych słów, ale po pewnym czasie kręci głową z lekkim uśmiechem.
     - Nie, wszystko jest okej z twoją twarzą.
   I na tym kończy się nasza krótka wymiana zdań.
     No dawaj, poganiam go cicho w myślach. Powiedz coś. Cokolwiek. Proszę.
   Ten jednak milczy uparcie. Odwraca się i idzie w stronę balkonu, nadal mnie ignorując. Zaciskam zęby, starając się powstrzymać łzy, które cisną mi się do oczu. Mam tego dość.
   Staram się iść spokojnym krokiem do łazienki. Tam pakuję swoje rzeczy do kosmetyczki. Wracam do drugiego pomieszczenia i cicho szykuję swoje bagaże w rogu. Już wcześniej byłam spakowana, toteż teraz długo mi to nie zajmuje. Dużej części rzeczy również nie biorę.
     - Gdzie jest klatka Boksera? - pytam, przerywając tym samym ciszę.
     - Chyba pod łóżkiem - odpowiada, oczywiście na mnie nie patrząc. - A po co ci ona?
   Schylam się bez słowa i wyciągam małe więzienie dla kota. Odwracając się, prawie dostaję zawału, odnajdując mężczyznę tuż za swoimi plecami.
     - Po co ci ona? - ponawia pytanie.
     - Muszę w czymś przewieść kota - pada moja spokojna odpowiedź. - I przydałoby się, żebyś oddał tamten telefon. Albo dał jakiś inny.
     - Po co? - powtarza.
   Przewracam oczami.
     - Żeby mieć jak zadzwonić do rodziców. Chyba że lepiej zrobić im niespodziankę i wrócić bez zapowiedzi? - udaję, że interesuje mnie jego opinia.
   W sumie interesuje, tylko że w innym znaczeniu.
     - Niespodziankę? - powtarza za mną głupio. - Bez zapowiedzi?
     - No tak. W każdym razie za chwilę się nad tym zastanowię. Teraz idę pożegnać się ze wszystkimi.
   Odwracam się i...
   Łapie mnie za ramię.
     - Nie - mówi stanowczo.
   Unoszę brwi.
     - Nie? W jakim tym razem sensie?
     - Każdym. Nie dla klatki, nie dla pożegnania, nie dla wyjazdu - jego głos staje się coraz cieńszy i cichszy. - Nie możesz. Nie zostawiaj mnie.
   Wzdycham ciężko.
     - Muszę - stwierdzam żałośnie.
     - Dlaczego?
   Na chwilę zaciskam usta, ale po chwili ciszy szepczę:
     - Ponieważ walka z uczuciami jest niebezpieczna.
   Marszczy brwi.
- W jakim sensie?
- Normalnym - warczę. - Chodzi o to, że... - Borę głęboki wdech. - Zach... Taylor, ja chyba... Ja się w tobie zakochałam. Myślę, że to prawdziwe uczucie, a nie zaburzenie związane z porwaniem.
   I po raz kolejny zalega cisza. Nie trwa ona tym razem aż tak długo.
     - Dzięki Bogu - wzdycha z ulgą i przyciąga mnie do siebie. - Bałem się, że do tego nie dojdzie.
   Zdziwiona odpycham go delikatnie.
     - Ale chcę wiedzieć.
     - Co jeszcze? - pyta szybko i pozwala mi się nieco odsunąć, ale mnie nie puszcza.
   Powoli wypowiadam słowa:
     - O kim mówił Dariusz? O dziewczynie, tak?
   Kiwa głową.
     - Kim ona dla ciebie jest? - Wstrzymuję oddech, oczekując odpowiedzi.
   Na całe szczęście matowym głosem odpowiada:
     - Nikim.
   Mimo że chcę odetchnąć z ulgi, jestem trochę to zaciekawiona, a trochę zdezorientowana jego odpowiedzią.
     - Nikim? To dlaczego on mówił o niej?
   Wzdycha.
     - Nie wiem skąd on o niej wie. Ale kiedyś ona była moją... dziewczyną.
     - Kochałeś ją - stwierdzam.
   Zaciska delikatnie palce na moich ramionach.
     - Tak kiedyś myślałem. Teraz sądzę, że to jedna, wielka pomyłka.
   Przechylam nieco głowę w bok.
     - Jak to?
   Wzrusza lekko ramionami.
     - To było jeszcze jak mieszkałem w Ameryce, z moimi rodzicami i siostrą. Byłem normalnym chłopakiem. Studiowałem, bawiłem się ze swoimi znajomymi. Pewnego razu na imprezie spotkałem Annę. Od razu mi się spodobała. Wykazała mną zainteresowanie, a Mason namówił mnie, żebym do niej zagadał. No i tak zrobiłem. Zaczęliśmy się spotykać.
   Czuję jak wewnątrz mnie zaczyna skradać się emocja powszechnie znana jako zazdrość. Tym czasem Taylor kontynuuje swoją opowieść:
     - Po pewnym czasie zacząłem się orientować, że coś jest nie tak. Anna coraz to częściej znikała, mówiła mi coraz mniej. Któregoś razu podsłuchałem jej rozmowę telefoniczną. Umawiała się z kimś na spotkanie. Nie brzmiało to jak spotkanie koleżeńskie, tylko jak... planowanie schadzki. Niedługo po tym jak skończyła rozmowę wszedłem i spytałem się, czy z kimś rozmawiała. Odpowiedziała, że nie. - Przez chwilę czy dwie nic nie mówi. Widzę, że próbuje się uspokoić. - Poszedłem tam, na to miejsce spotkania. Okazało się, że była tam z jakimś innym facetem.
     - Zdradzała cię? - pytam miękko, mimo że wewnątrz jestem wściekła na tą całą Annę.
   Mężczyzna śmieje się gorzko.
     - Chciałbym, wierz mi. Ale gdy miałem już do nich podejść i zrobić awanturę on wyciągnął jakąś kopertę i przekazał jej. Zrobiłem się jeszcze bardziej wkurwiony myśląc, że ona z nim sypia za pieniądze. Podszedłem do ich stolika na tyle, że dałem radę posłyszeć o czym mówią. Anna wtedy powiedziała: „Masz od niego wyciągnąć więcej, bo inaczej będzie z tobą źle. A ja zajmę się tym młodym".
   Patrzę na niego w ogłupieniu.
     - Wtedy zrobiłem awanturę - dokańcza. - Okazało się, że dowodzi jakimś gangiem. Nawet ciężko to nazwać gangiem. - Parska. - Prędzej jakąś instytucją wyciągającą od różnych ludzi kasę. Anna niedługo po tym zniknęła. Oczywiście wcześniej wyjawiła mi, że liczyła na kasę mojego ojca. I zdradzała mnie z moim dobrym znajomym. W dodatku okazało się, że zdążyła już okraść moją rodzinę. Z biurka ojca wybierała pieniądze, a mojej mamie podkradała biżuterię. Moja siostra była przez nią szykanowana i zastraszana, ale nic mi nie mówiła dlatego, że kochałem tą sukę.
     - Gdzie ona teraz jest? - Mam ochotę ją znaleźć i zabić w najbardziej bolesny sposób.
     - Nie wiem. Może wróciła do miasta po tym, jak odszedłem. Zanim zapytasz, odszedłem i urwałem kontakt z moją rodziną dlatego, że było mi głupio i czułem się winny.
     - A jak trafiłeś do gangu?
     - Prawie zatłukłem tego gnoja, który sypiał z Anną. Wykrzyczałem mu, że to samo zrobię z nią. Usłyszał to jeden diler i podszepnął mi, że gangi mają wiele znajomości. Zaproponował mi przystąpienie do jednego z nich. Byłem tak zdesperowany i wkurwiony, że prawie od razu się zgodziłem. Kiedyś usłyszałem o tym gangu. Mówiono, że źle się tu dzieje. Postanowiłem działać, no i teraz jestem tutaj szefem.
     - Naprawdę cię nie kusiło, żeby stąd odejść? Spróbować jeszcze raz znaleźć swoją miłość?
     - Nigdy - wyjawia - aż do teraz. - Chwyta moją twarz w dłonie. - Kocham cię, Rozalio. Przepraszam, że zataiłem przed tobą moją przeszłość, ale chciałem zapomnieć o tym wszystkim, nawet o swojej prawdziwej tożsamości. Ale chcę z tobą być. Nieważne czy tutaj w siedzibie, czy setki kilometrów stąd. Chcę być z tobą. Proszę, wybacz mi i nie odchodź.
   Myślę nad jego słowami i formuję w głowie wypowiedź.
     - Nie chcę, abyś musiał z mojego powodu stąd odchodzić. Powinieneś odejść stąd dlatego, że ty chcesz. A co do pozostania z tobą, mam trzy warunki.
   Jego wzrok jest pełen nadziei.
     - Jak brzmią?
     - Po pierwsze: pozwól mi wrócić do rodziny i daj mi wolność, którą miałam.
     - Rozalia...
     - Po drugie - uciszam go ostro - odnów swoje stosunki z rodziną.
   Wzdycha i kiwa zgodnie głową.
     - A po trzecie - Mój wyraz twarzy na powrót mięknie - obiecaj, że nigdy już nie będziesz miał przede mną takich tajemnic i że będziesz mnie kochał. I że nie odejdziesz z dnia na dzień.
   Jego oczy szklą się lekko.
     - Obiecuję ci to.
   Po tych słowach mnie całuje. Jest to pocałunek pełen miłości, pragnienia, obietnicy.
      - Kocham cię, kochanie - mówi.
     - Ja ciebie też kocham - wyjawiam. - Nie wiem nawet kiedy tak bardzo cię pokochałam.

Jesteś moja, kochanie || T.L. ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz