XXXIV. Rozalia

16.3K 772 21
                                    

     Ten różowy brokat jest po prostu zajebisty - stwierdza Emilia, nakładając pędzelkiem ów brokat na moje posmarowane żelem paznokcie.
     - Śliczny - potwierdzam.
   Mija pół tygodnia od mojego spotkania z Marcelem. W tym czasie rozmawiałam również z mamą. Podczas tej rozmowy była na mnie mocno zła i próbowała ze mnie wyciągnąć, gdzie obecnie się znajduję. Kazała mi wrócić do domu.
     Niestety, nie ma takiej możliwości.
     - Cześć dziewczyny - odzywa się Arek, podchodzi i nachyla się, aby ucałować Emilię w policzek. - Robicie sobie paznokcie?
     - No tak - odpowiada dziewczyna. Wskazuje na moje paznokcie. - Ładny brokat, prawda?
     - Bardzo. - Kiwa głową. - Gdzie Ben?
     - Na zakupach - udzielam od razu odpowiedzi.
     - A Zachariasz?
     - Gdzieś musiał pojechać i coś załatwić. Nie powiedział, co to takiego.
     - Nie pytałaś?
     - Nie.
   Nie chodzi o to, że mnie to nie obchodzi, po prostu próbuję uszanować to, że nie chce się ze mną podzielić swoimi tajemnicami. Nie naciskam na niego. Nieważne, jak bardzo irytują mnie te jego sekrety.
     - A widziałaś jego przyjaciela? - zagaja dziewczyna, gestem wskazując mi, że mam włożyć dłoń do lampy.
     - Tak, widziałam.
     - Niezłe ciasteczko z niego...
   Arek warczy za nią, przez co patrzę na niego z szokiem wypisanym na twarzy. Moja przyjaciółka tylko się uśmiecha szeroko.
     - Skarbie, to, że jesteśmy razem nie oznacza, że nie dostrzegam seksapilu innych facetów - dolewa oliwy do ognia.
     - On tak zawsze? - pytam ją. - Warczy na wspomnienie innego chłopaka?
     - Taa. Zawsze. - Uśmiech nie schodzi z jej twarzy. - A co, Zack tak nie robi?
   W głębokim zamyśleniu kręcę głową.
     - Nie, raczej nie.
   Uśmiech zamiera na jej twarzy.
     - Nie? - upewnia się.
   Kręcę głową.
     - Nie.
     - Aż dziwne - mamrocze Arek, przysiadając się do nas i zaczyna przyglądać się pracy swojej dziewczyny. - Z założenia to on powinien być bardziej... - szuka słowa.
     - Terytorialny? - podsuwa mu jego dziewczyna.
     - O, właśnie - potwierdza.
   Uśmiecham się lekko, jednak nie jest to radosny uśmiech. Raczej taki smutny, zrezygnowany.
     - Ja nawet nie wiem, po co tu tak naprawdę jestem - wyznaję im. - Niby nie dla zabawy...
     - Na pewno nie. - Emilia zdecydowanie kręci głową. - Kupił ci pełno ubrań. Martwi się o ciebie.  A na pewno by tak nie było, gdybyś była po prostu jego zabawką.
     - Ale nie jestem też dla niego nie wiadomo jak ważna - zauważam. - To kim jestem?
   Przez dość długą chwilę milczymy.
     - Może chciałby, abyś dołączyła do gangu? - rzuca w końcu Emilia, nakładając żel i brokat na drugą rękę.
   Krztuszę się.
     - Oby nie! Ja nie dam rady!
   Arek patrzy na dziewczynę ganiącym wzrokiem.
     - Na pewno nie o to mu chodzi - uspokaja mnie. - O takich rzeczach zwykle rozmawia z całym gangiem, a przynajmniej ze swoim zastępcą i osobami z bliższego otoczenia kandydata.
     - No tak - przytakuje z namysłem.
   Po jakimś czasie do pokoju wchodzi znajomy mulat, na którego widok się uśmiecham i wstaję z krzesła.
     - Ben! - krzyczę i rzucam się na szyję chłopakowi.
   W tym samym czasie amatorska kosmetyczka krzyczy:
     - Uwaga na moje paznokcie, uwaga na moje paznokcie!
   Benjamin ściska mnie.
     - Twoje paznokcie? - dziwi się, w końcu mnie od siebie odsuwając.
   Pokazuję mu swoje dłonie.
     - Jej paznokcie, że jej praca - tłumaczę.
   Kiwa ze zrozumieniem głową i przygląda się jej pracy.
     - Ładne - stwierdza lekko.
     Emilia prycha.
     - Nie ładne, tylko wspaniałe! W przyszłości będę robić najlepszy manikiur!
   Śmieję się cicho, siadając na swoje miejsce.
     - Przypiłuj swojej dziewczynie jej dobrą samoocenę, bo ma jej za dużo - prosi Arka mężczyzna, przysuwając sobie krzesełko do mnie i siadając.
    - No, cwaniara się z niej zrobiła - przyznaje.
   Ta znowu się szeroko uśmiecha, tym razem patrząc na niego tym pewnego rodzaju spojrzeniem.
     - Przecież mnie taką lubisz - zauważa.
   Ben odchrząkuje w tym samym czasie co ja.
     - Zrób mi w końcu te paznokcie - mówię do niej.
   Arek przysunął się w jej stronę, a ona poruszyła się nagle mimo, że nic nie zrobił.
     Chyba wolę nie wiedzieć, co dzieje się pod stołem.
     - Tak, zrób je w końcu - popędza ją. - w końcu muszę cię jeszcze utemperować.
     - Zboczeńcy - mamrocze Ben.
     - Jak tylko skończy zmywamy się - zapowiedziałam cicho.
     - Nie ma problemu.

***

     - Zboczeńcy - powtarza gdy już pół godziny później wyszliśmy, zostawiając Arka i Emilię samych.
     - Nie chcę wiedzieć, co oni robili pod tym stołem - tym razem mówię to na głos.
   Uśmiecha się.
      - Owszem, chcesz.
   Rumienię się mocno.
     - Skąd wiesz?
   Jego uśmiech poszerza się.
     - Podpuszczałem cię, i jak widać połknęłaś haczyk.
   Teraz moja twarz dosłownie staje w ogniu.
     - Nie wierzę. Jesteś wredny - fukam na niego.
   Obejmuje mnie ramieniem i prowadzi korytarzem.
     - Oj tam, nie złość się. Proszę?
   Przewracam oczami, ale uśmiecham się lekko.
     - Jakżebym mogła być na ciebie zła?
   Śmieje się.
     - Nie mogłabyś - stwierdza.
   Ktoś chrząka znacząco za naszymi plecami. Jak się okazuje, jest to blondyn o niebieskich oczach, przyjaciel Zachariasza. Nie Kamil, a ten drugi, którego imienia albo nie poznałam, albo nie pamiętam.
     - Czy przerwałem wam w czymś? - pyta chłodno.
   Marszczę brwi na jego ton, a chłopak u mojego boku w tym czasie odpowiada:
     - W niczym konkretnym.
   - Mógłbym porwać na chwilę Rozalię? - Robi krok w naszą stronę.
   Ben spogląda na mnie.
     - Chyba może? - To pytanie jest skierowane do mnie.
     - Może. - Odsuwam się od mojego przyjaciela, wychodząc naprzeciw drugiemu mężczyźnie. - Zobaczymy się później - obiecałam jeszcze, zanim zostałam poprowadzona korytarzem.
   Przyjaciel Zachariasza wprowadził mnie do jednego z pokoi zamknął za nami drzwi. Odwraca się w moją stronę.
     - Ładny sweter - odzywa się pierwszy.
   Przygładzam delikatnie miękki materiał.
     - Dziękuję?
     - Od Zachariasza?
   Kiwam powoli twierdząco głową.
     - Po to tu jesteś?
   Znowu marszczę brwi.
     - Słucham? - Nie jestem pewna sensu jego słów.
     - Jesteś tu po to, aby go wykorzystać? - precyzuje.
     - Nie! - zaprzeczam zbulwersowana. - Skąd ci to przyszło do głowy?
     Jak może oskarżać mnie o takie rzeczy?
     - Po prostu pytam. - Wzrusza ramionami. - W końcu po co innego wy jesteście? Wykorzystujecie tych mężczyzn, których udało wam się owinąć wokół palca.
     - Wypraszam sobie - warczę.
     - Ciekawe. A czy tak nie jest w tym przypadku? Ile rzeczy ci dał Zachariasz? A ile ty mu dałaś w zamian?
Chociaż jego słowa mnie denerwują, czuję że... w pewnym sensie ma rację.
     - Ja o nic go nie prosiłam - przypominam na swoją obronę. - A poza tym, on zabrał mi wolność.
     - Tak? No to chodź, pomogę ci uciec. Załatwię wszystko. Jeśli będzie trzeba zamówię paszport i zabukuję bilety, nawet dla twojej rodziny. Ale zostaw Zachariasza w spokoju. Co ty na to?
   Nie potrafię na to odpowiedzieć. A przecież powinno być to proste. Zwykłe: „Tak, zgadzam się".
   Szkoda, że te słowa nie chcą mi przejść przez gardło.
     - Dlaczego to robisz? - zmieniam temat.
   Unosi brwi.
     - Czyli co?
     - Proponujesz mi to wszystko? Przecież te obietnice sporo kosztują.
   Śmieje się.
     - Mam pieniądze - uprzedza.
     - Może i masz, ale po co chcesz je tracić na moją osobę? Tylko po to, żeby się mnie pozbyć? Żebym już nie widziała się z Zachariaszem?
     - Już raz straciłem przyjaciela - mówi ostro. - Drugi raz go nie stracę. Nie przez kobietę.
   Chcę rozwinąć temat, ale ucisza mnie zapewnienie mężczyzny:
     - Taylor nie będzie znowu cierpiał przez jakąś lafiryndę.
     - Taylor? - Ignoruję to, że nazwał mnie lafiryndą.
    Jaki znowu Taylor?
   Blondyn przełyka ślinę i otwiera drzwi.
     - Zastanów się nad tym, co ci powiedziałem. Masz czas do namysłu. - Wychodzi, trzaskając drzwiami.
   A ja nadal się zastanawiam, skąd się wzięło imię „Taylor" w jego wypowiedzi.
   Ile jeszcze Zachariasz mi nie mówi?

*****

     Cześć,
mam parę tematów, które chcę poruszyć:
1. Zdarzył się komentarz, w którym padło pytanie o zbieżność imienia Dariusz. Jest to ta sama osoba i wystąpi jeszcze ona w tej historii;
2. Co do pytań o możliwość częstszego dodawania rozdziałów: bardziej zależy mi na tym, żeby dodawać rozdziały regularnie, aniżeli często. Chwilami ciężko mi jest pisać, ponieważ mam szkołę, a panie lubią pytać lub robić sprawdziany. Do tego piszę jeszcze inne historie. Jeśli jednak chcecie, mogę publikować kolejne rozdziały co 5-6 dni.
3. Powoli zbliżamy się do końca tej historii. Staram się teraz pisać tego jak najwięcej, żeby skończyć. Szacuję, że zostało nam jakieś jeszcze... może 5 rozdziałów? Więc prosiłabym o zastanowienie się nad moją propozycją kolejnej części, tym razem o Masonie.
4. Kolejny raz dziękuję za gwiazdki i komentarze. To jest bardzo motywujące.

   Zwykle nie odpowiadam na komentarze, ale pod tym rozdziałem jest "gorąca linia"; postaram się odpowiedzieć na każde pytanie zawarte w komentarzach. Pozdrawiam,

     Daniela

Jesteś moja, kochanie || T.L. ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz