rozdział 35

2K 49 2
                                    

Z perspektywy Alexandra

- Gdzie ona jest ?! – krzyczę do telefonu.

- Nadal w Walencji, zaraz uzyskam dokładniejsze dane.

- Nie da się szybciej ?! Skąd w ogóle wiesz, gdzie jest Natalie ?

- Założyła kolczyki od szefa, te z nadajnikiem GPS. To był dobry pomysł, szefie. Chwila, mam coś. Kilka minut drogi od lotniska. Zgaduję, że jadą właśnie tam, bo w okolicy oprócz niego jest tylko galeria handlowa i stacja benzynowa.

- Dobra, dzięki – powiedziałem i rozłączyłem się.

Odwróciłem się do ochroniarzy, którzy przeglądali akta Lucka, gdy zobaczyli mój ruch, oderwali się od papierów i spojrzeli na mnie.

- Jedziemy na lotnisko – zwróciłem się do nich.

- Jasne, szefie – odpowiedzieli chórem i wszyscy wyszliśmy prawie, że w biegu z budynku.

Wsiadłem do swojego samochodu, a ochrona pojechała za mną, choć kłócili się ze mną na początku, że to oni powinni jechać pierwsi, ale gdy zobaczyli mój upór odpuścili.

Z perspektywy Natalie

Jedziemy już z kilkanaście dobrych minut w grobowej ciszy, którą przerywają jedynie dźwięki klaksonu albo pisk opon jadących aut. Luck spogląda na mnie co chwilę i wygina usta w uśmiech, jeśli myśli, że odwdzięczę się tym samym to się grubo myli.

- Czemu nic nie mówisz, skarbie ? – odezwał się milutkim głosem.

- Nie nazywaj mnie tak.

- Odpowiedź na pytanie.

- Na nic nie będę odpowiadać – powiedziałam ze złością.

- Chciałem być miły, ale jak widzę nie zasługujesz na to – warknął.

- A co myślałeś, że padnę ci do stóp i będę uwielbiać po tym co zrobiłeś ? Jesteś pieprzonym egoistą.

- Nie pozwalaj sobie.

- A co mi zrobisz ? Przecież podobno mnie kochasz.

- Bo kocham – zszedł z tonu.

- Uważaj bo uwierzę.

- To uwierz – wyszeptał, a ja już nic nie powiedziałam, bo stanęliśmy na parkingu przed budynkiem lotniska. Luck wyszedł z samochodu i wyciągnął coś z bagażnika. Otworzył drzwi od mojej strony i zakładając ręce na piersi, rozkazał.

- Wyjdź - zignorowałam go. Nikt nie będzie się do mnie zwracał takim tonem. Nie jestem pieskiem, któremu można rozkazywać. Po za tym nie jestem tu dobrowolnie – Mówię do ciebie. Głucha jesteś ? Moja cierpliwość się zaczyna kończyć. Dosyć tego – złapał mnie za ramię i szarpnął.

- Zostaw mnie. Co ty robisz ?

- Nie chciałaś wyjść z samochodu po dobroci to musiałem użyć siły. Nie stawiaj się, bo źle się to dla ciebie skończy.

- Mam to w dupie. Nic gorszego nic twoja obecność już mnie nie może spotkać.

- W dupie to za niedługo będziesz miała co innego.

- Jesteś obrzydliwy.

- Wtedy będziesz mówić coś innego. Będziesz jęczeć z rozkoszy.

- Jesteś popierdolony. Pomarzyć możesz.

- Nie muszę marzyć. Zobaczysz, jeszcze będziesz mnie błagać o więcej.

- Nigdy! – krzyknęłam wkurzona.

- Nigdy, nie mów nigdy, skarbie. A teraz chodź, bo samolot czeka.

Wziął walizki i ruszył w stronę budynku. A ja stałam jak słup. Nie chciałam wyjeżdżać do Paryża, w Sycylii jest mój dom, moja rodzina, no i tam mieszka mój mężczyzna, którego kocham jak nikogo innego. A co z Lily ? Albo z pracą ?

- Czemu nie idziesz ? – zapytał ewidentnie wkurzony – Mało ci problemów ? Chcesz, żeby Alexandrowi coś się stało ?

- Przecież przyszłam na spotkanie jak chciałeś. Nie było mowy o żadnym wyjeździe – powiedziałam.

- Plany się zmieniły, a ty już nie utrudniaj, tylko chodź. Spodoba ci się, założę się, że nie byłaś jeszcze we Francji – dalej stałam i Luckowi widocznie się to nie spodobało, bo złapał mnie za łokieć i ciągnął za sobą. Ominęliśmy budynek i weszliśmy od razu na lotnisko.

I wtedy go zobaczyłam.

Stał odwrócony do mnie tyłem. Ale co on tu robi? Przyjechał po mnie? Ale skąd wiedział gdzie jestem ? Chyba wyczuł na sobie mój wzrok, bo odwrócił się, a na jego twarzy nawet z takiej odległości widziałam uśmiech. Patrzył na mnie chwilę z niedowierzeniem i zaczął biec w moją stronę, chciałam zrobić to samo, ale uniemożliwiła mi to czyjaś ręka, a dokładniej ręka Lucka.

- A ty gdzie się wybierasz ? Zapomniałaś o naszej umowie ?

- Jakiej umowie? My się na nic nie umawialiśmy. Zaszantażowałeś mnie, nie miałam wyboru.

- Natalie! Kochanie! – usłyszałam krzyk mojego mężczyzny. Odwróciłam się w jego stronę z uśmiechem i poczułam coś metalowego przy skroni, a ochrona Alexandra w okamgnieniu wyciągnęła broń i wycelowała w Lucka

- Rusz się choćby jeden krok w jego stronę to będzie to twój ostatni w życiu – zwrócił się do mnie - Ciebie też się to tyczy, jeden krok w jej stronę i strzelę – wskazał palcem na Alexandra.

- Czemu to robisz? – próbowałam uspokoić sytuację, chociaż w środku czułam, jakby moje serce miało wyskoczyć i to nie ze szczęścia tylko ze strachu, nie tylko o własne życie, ale też o życie Alexandra – Przecież mówiłeś, że mnie kochasz, a teraz grozisz mi, że mnie zabijesz.

- Ale ty mnie nie kochasz. A jak ja nie mogę cię mieć to i on nie będzie cię miał. Wolisz jego ode mnie, na każdym kroku mi to pokazujesz. Co on w sobie ma czego ja nie mam ?

- Kocham go – powiedziałam ze łzami w oczach - Proszę cię, wiesz jak to jest kogoś kochać, więc wypuść mnie i daj mi być z Alexandrem. Proszę.

- Nie chcesz być ze mną to nie będziesz też z nim – i zamknęłam oczy czekając na strzał, ale zamiast tego poczułam czyjąś rękę na swojej i ramiona oplatające mnie w pasie, a potem usłyszałam strzał i krzyk Lucka. Otworzyłam oczy, byłam w ramionach Alexandra, a łzy spływały mi po policzkach.

- Dziękuję – wyszeptałam w jego tors.

- Nie masz za co. Po to tu przyjechałem, żeby cię uratować, bo cię kocham. Nie płacz już. Proszę, nie lubię jak płaczesz – swoim kciukiem ścierał łzy spływające po mojej twarzy – Chodź do samochodu – odsunęłam się od niego, a on złapał mnie w stylu panny młodej i ruszył w stronę swojego auta.

- Wiesz, że umiem chodzić ? – zaśmiałam się.

- Wiem, ale po to jestem, żeby cię nosić na rękach – odpowiedział, posadził mnie na siedzeniu, zapinając mi pasy. Pocałował mnie jeszcze w czoło i zajął miejsce kierowcy. Ruszyliśmy spod lotniska. Jechaliśmy w ciszy, którą zagłuszała muzyka z radia, a mnie męczyła jedna rzecz.

- Co się stało z Luckiem ? – zapytałam, na co momentalnie mięśnie Alexandra się napięły.

- A co ma się dziać ?

- Żyje ? – ledwo przeszło mi to przez gardło.

- Raczej tak, nie wiem tym już zajmie się ochrona, ale zapewne nie chcesz w to włączać policji, więc obejdzie się bez niej.

- Mhm – mruknęłam, a oczy zaczęły mi się zamykać i zasnęłam.

..............................................................................................................................................................

Miłego czytania, skarby ;)

Po prostu mnie kochaj...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz