Za oknami było już ciemno, jednak Potter wciąż siedział nad rozłożonymi przed nim książkami. Siedzieli kilka godzin w bibliotece na tym samym miejscu, które dawało im prywatność, szukając różnych sposobów anulowania klątw rzuconych przez innego czarodzieja. Poszukiwania nie były owocne, a oczy piekły go ze zmęczenia. Hermiona stwierdziła, że musi wrócić po Nieprawidłowe użycie czarów medycznych – skutki, zapobieganie do dormitorium, kiedy nie znalazła książki w torbie. Siedział więc sam, przeglądając zawarte w starych księgach informacje. Po chwili ktoś przysiadł się na miejsce Hermiony, ale Gryfon był tak skupiony na tekście, że nawet nie zwrócił uwagi, że to nie była ona.
— No proszę. Od kiedy to Wybraniec tak przykłada się do nauki. – usłyszał chłodny głos i podniósł szybko oczy na siedzącego przed nim blondyna. Jego wzrok był tak lodowaty, że Harry poczuł jak w pomieszczeniu temperatura spada o kilka stopni.
— Malfoy? Co ty tu robisz?
— Chyba nie muszę się tłumaczyć, prawda? – kolejny powiew chłodu.
— Nie wziąłeś swojego eliksiru? O co ci chodzi? – zirytował się w końcu, patrząc już wściekłym spojrzeniem na towarzysza.
— Gdybym nie musiał cię szukać po całej szkole, nie byłoby mnie teraz tutaj. Wybacz, ale mam ciekawsze rzeczy do robienia, niż uganianie się za Chłopcem, Który Stchórzył.
— Co? – podniósł brwi zmieszany. – O czym ty mówisz?
Draco poczuł jeszcze większą złość.
— Potter ty tylko udajesz takiego ignoranta, czy życie w towarzystwie Wieprzleja tak na ciebie działa? Myślałem, że chociaż przebywanie w towarzystwie Panny Wiem Wszystko minimalnie podratuje twój poziom intelektualny. Najwyraźniej się myliłem.
— Nie obrażaj moich przyjaciół!
— Nie musiałbym, gdybyś zaczął używać mózgu. O ile jakiekolwiek resztki zostały w twojej pustej głowie. – skrzywił się. — Zaklęcie, kretynie! Cały czas chodzi o te pierdolone zaklęcie!
Harry musiał się opanować, żeby nie rzucić na Ślizgona kolejnej klątwy. Czuł, że jego magia delikatnie falowała wokół niego. Nie mógł się tak denerwować, żeby nie zdemolować biblioteki. Wciągnął głęboko powietrze, aby wypuścić je w uspokajającym oddechu. Przeczesał włosy dłonią.
— Szukałem rozwiązania na tą klątwę. – odezwał się już spokojny. Malfoy uniósł brwi. – Malfoy, nie sądzę, że oboje chcemy ze sobą dzielić aż tak intymne chwile. – stwierdził kwaśno.
— Oczywiście, że nie. Gdyby nie to zaklęcie, nawet bym o tym nie pomyślał. Nie chciałbym dostać niestrawności. Niestety muszę cię rozczarować, jestem przeklęty. Oczywiście, że magia podsuwa mi różne obrazy i myśli. A co najgorsze mój organizm ochoczo na to reaguje. Wiec nie oczekuj ode mnie, że w tym stanie będę mógł racjonalnie myśleć.
Ton, z jakim Ślizgon wypowiadał słowa, niesamowicie irytował Harry'ego. Musiał coś zrobić, zanim zaczną w siebie rzucać klątwami. Policzył w myślach do dziesięciu. Przecież musi istnieć na to jakieś rozwiązanie! Rozmowa z Hermioną dała mu dużo do myślenia, dlatego stwierdził, że nie chce tracić dziewictwa z osobą, która się nim brzydzi. Bez zaklęcia.
— Mimo wszystko jesteś spokojny. – odezwał się po chwili milczenia.
— Och tak, wypiłem całą fiolkę eliksiru na uspokojenie zaraz po tym, jak w przypływie furii zmieniłem ogień w kominku w kobry, a jedna z nich zaatakowała nogawkę Notta. Szkoda tylko, że nie widziałem jego miny.
CZYTASZ
Mgiełka jego oczu. || DRARRY
FanfictionDwóch szkolnych wrogów, których połączy jedno specyficzne zaklęcie. Jak zareagują, kiedy dowiedzą się czyją sprawką była drastyczna zmiana w postrzeganiu siebie wzajemnie. --- Okładka skromna, ale ważne, że jakaś. Autor podpisany na fanarcie.