Rozdział 25.

1.8K 110 52
                                    

W święto duchów w szkole miał odbyć się bal. Harry nie był pewien, czy chciał brać w nim udział. Nie miał pojęcia kogo może zaprosić, a Malfoy odpadał. Nie mógł przecież tak po prostu tańczyć z nim na oczach prawie całej szkoły. Nie miał zatem pomysłu kogo mógłby wziąć ze sobą. Ron za to co chwila chwalił się, że Hermiona przyjęła jego zaproszenie. Potter bardzo chciał podzielać entuzjazm przyjaciela, ale nie potrafił. On też chciałby móc zaprosić kogoś, kogo darzy uczuciem.

— Stary, jak będziesz tak zwlekać wszystkie będą zajęte. – odezwał się Ron, kiedy siedzieli w dormitorium. — Cho na pewno się zgodzi.

— Nie o to chodzi. – Harry westchnął. Jego przyjaciel cały czas myślał, że ten spotyka się z Krukonką. Jakież by musiało być jego zdziwienie, gdyby dowiedział się prawdy. Gryfon uśmiechnął się kwaśno pod nosem.

— To o co? Myślałem, że to właśnie z nią tak znikasz cały czas.

— Nie, Ron. Nawet ze sobą nie rozmawiamy.

— To z kim ty tak właściwie się spotykasz? – dopytywał się rudzielec. Brunet czuł, że głowa zaczyna go boleć.

— Z nikim. Spędzam czas sam. Dobrze wiesz, że czasami tego potrzebuję. Nie mam nikogo. – skłamał, a ból głowy zaczął ustępować. Jego magia się uspokoiła. Ron patrzył na niego jakby widział go pierwszy raz w życiu.

— Stary nie chce nic mówić, ale przeważnie nie wyglądasz, jakbyś był sam tak, jak mówisz. – Harry wywrócił oczami.

— Ale tak jest. Gdyby było inaczej, powiedziałbym ci przecież. – zerknął w oczy przyjaciela. Nie wyglądał, jakby mu wierzył. Harry westchnął. Mógł się tego spodziewać.

— To chyba nie Malfoy, co? – ból głowy uderzył go ponownie.

— Nie. Anulowaliśmy zaklęcie. Po co miałbym się spotykać z tym dupkiem?

— No nie wiem Harry. Jakoś ci się to wtedy podobało. – oburzył się Weasley.

— Ron, tłumaczyłem ci już wiele razy, że to była wina tej klątwy. Nic poza nią nas nie łączyło. Teraz, kiedy jej nie ma, wszystko jest jak było. – kłamanie szło mu zadziwiająco łatwo.

— Możliwe. – pokiwał jakby w zrozumieniu. – Dobra to co z tym balem? – zmienił temat, jakby sam nie chciał go kontynuować. W głowie Weasley postanowił, że dopyta się Hermiony. Ona na pewno będzie wiedzieć coś więcej.

— Chyba po prostu na niego nie pójdę. To rocznica śmierci moich rodziców, nie powinienem tego w taki sposób celebrować. – skrzywił się.

— Daj spokój. Myślisz, że byliby zadowoleni, gdybyś zamiast dobrze się bawić, płakałbyś w poduszkę?

— Nigdy tego nie robiłem. Nie pamiętam ich zanim zginęli.

— Wiem, tak mi się tylko powiedziało. – wzruszył ramionami. – Coś wymyślę. A ty przygotuj się na to, że pójdziesz. – i wstał ze swojego łóżka, wychodząc z dormitorium. Harry odetchnął cicho. Dobrze, że jego magia nie pozwala mu za dużo mówić.

***

Jego przyjaciel jak obiecał, tak zrobił. Bal właśnie miał się już zaczynać, a on szedł pod rękę z pięknie wystrojoną Ginny. Jej długie włosy były spięte w szykownego koka, a butelkowo-zielona sukienka na ramiączkach sięgała jej do kostek. Wcięcie w talii uwydatniały już dojrzałą budowę ciała Gryfonki. Makijaż tymczasowo zakrył część jej piegów, ale był też na tyle delikatny, że pięknie prezentował się na jej twarzy. Harry był naprawdę pod wrażeniem, gdy zobaczył ją pierwszy raz. Wyglądała naprawdę olśniewająco.

Mgiełka jego oczu. || DRARRYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz