— Harry chodź. Idziemy polatać. – zaczepiła go sobotniego poranka Ginny. Było dwie godziny przed śniadaniem, a on miał nadzieje na dwie godziny spokoju, zanim Gryfoni zaczną się budzić. Najwyraźniej się pomylił.
— Naprawdę nie mam na to ochoty. – westchnął chłopak. Poza kilkoma treningami nawet nie myślał o lataniu. W powietrzu czuł się wolny, wolny od zmartwień i wszystkich natrętnych myśli. Ale kiedy wracał na ziemie problemy uderzały go że zdwojoną siłą, a to raniło go jeszcze bardziej. Chciałby latać na miotle już do końca życia.
—Przestań, pogoda jest idealna, a za dwa tygodnie mamy mecz z Hufflepuffem. Musimy ćwiczyć, żeby zgnieść ich w mistrzowskim stylu. – uśmiechnęła się mściwie.
— Możesz iść sama. Ja i tak mam tylko znicz do złapania. – wzruszył ramionami.
— Harry Jamesie Potterze masz w tej chwili się ruszyć i iść ze mną potrenować. Mówię serio, inaczej będę zmuszona wytargać cię siłą. – skrzyżowała ręce na piersi, a jej ton wyrażał w sobie tyle powagi, że nie mógł się sprzeciwić. Wywrócił oczami i wstał z kanapy.
— Dobra, tylko na mnie nie wrzeszcz. Daj mi dziesięć minut i będę gotowy. – szybko ruszył do dormitorium, gdzie przebrał się w strój do quidditcha i zabrał swoją miotłę. Po wyznaczonym czasie stał już w Pokoju Wspólnym. – Idziemy?
Na boisku uznali, że zagrają dwuosobowy mecz do dziesięciu celnych rzutów kaflem. Wygrany dostaje pięć galeonów nagrody, a przegrany musiał pocałować prosto w usta osobę siedzącą najbliżej na oczach świadków w Wielkiej Sali. Grali zawzięcie, niemal tak samo agresywnie jak podczas prawdziwego meczu. Harry miał przewagę pod względem szybkości i zwinności, ale Ginny była utalentowanym ścigającym i nie było mu tak łatwo z nią wygrać. Celne strzały oddawali raz za razem, lecąc łeb w łeb. Pod koniec drobny błąd dziewczyny dał Potterowi przewagę i rzucił ostatni, dziesiąty strzał. Z radości wykonał w powietrzu beczkę a potem uniósł pięść do góry w zwycięskim geście, otaczając boisko jakby była na nim pełna widownia. Wylądowali na środku i podali sobie ręce.
— Gratuluję wygranej. – uśmiechnęła się do niego dziewczyna. – Następnym razem gramy szukających, nie myśl, że dam ci wygrać.
— Przyjmuję propozycje. Ale nie spodziewaj się, że dam ci fory. – on również szeroko się uśmiechał.
Wrócili do wieży, aby się odświeżyć po ciężkim treningu, a potem razem ruszyli na śniadanie. Cały czas rozmawiali jedynie o meczu, który wykonali po mistrzowsku, a kiedy znaleźli się w Wielkiej Sali dosiedli się do Hermiony.
— Cześć, gdzie byliście? I co tacy uradowani z samego rana? – patrzyła na nich z lekkim uśmiechem.
— Graliśmy mecz. Dałam Harry'emu wygrać, żeby nie zrobiło mu się przykro. – puściła chłopakowi oczko.
— Jasne. Musisz przyznać, że byłem od ciebie po prostu lepszy. – zaśmiał się i zaczął swój posiłek, pierwszy porządny od bardzo dawna. Hermiona prawie krzyknęła ze szczęścia widząc to.
— A no tak, właśnie, zakład. – zaczęła Ginny, po czym odwróciła twarz Hermiony w swoją stronę i złożyła na jej ustach krótki pocałunek. Ktoś ze stołu Gryffindoru gwizdnął, a Harry zaśmiał się szczerze i głośno. Starsza Gryfonka wyglądała jak spetryfikowana. – No co? Miałam kogoś pocałować, a ty byłaś najbliżej. – ruda nonszalancko wzruszyła ramionami i nałożyła sobie jedzenia na talerz.
— Następnym razem proszę, abyście mnie ostrzegli wcześniej. – mówiła zaczerwieniona dziewczyna, a brunet śmiał się jeszcze bardziej. Widok jego rozwścieczonej i zawstydzonej przyjaciółki niesamowicie go bawił. Po chwili sama zaczęła się śmiać.
CZYTASZ
Mgiełka jego oczu. || DRARRY
FanfictionDwóch szkolnych wrogów, których połączy jedno specyficzne zaklęcie. Jak zareagują, kiedy dowiedzą się czyją sprawką była drastyczna zmiana w postrzeganiu siebie wzajemnie. --- Okładka skromna, ale ważne, że jakaś. Autor podpisany na fanarcie.