Sobotni poranek przywitał mieszkańców Hogwartu słońcem i ciepłym powietrzem. Jak na dzień planowanej wycieczki do wioski Hogsmeade pogoda była wręcz idealna. Po śniadaniu wszyscy zainteresowani szykowali się do wyjścia z zamku. Harry siedział na parapecie okna szkolnego korytarza, patrząc jak promienie słoneczne ogrzewają okolice.
— Dlaczego nie szykujesz się do wyjścia? – Hermiona podeszła do niego.
— Jakoś nie mam ochoty nigdzie iść. – odpowiedział nie patrząc na nią.
— Daj spokój. Nie możesz całymi dniami siedzieć na korytarzach. Jest ładna pogoda a świeże powietrze dobrze ci zrobi. – usiadła zaraz obok niego.
— A co, jak go spotkam? Odwiedzamy zawsze te same sklepy, nie mam ochoty na awanturę na środku ulicy. – prychnął i spojrzał na dziewczynę.
— I masz zamiar cały czas go unikać? Przez to tracić wszystko, co sprawiało ci przyjemność?
— Ja naprawdę nie mam ochoty tam iść. – jęknął cicho.
— Nie marudź. Poza tym pójdę z tobą.
— Ale mi pocieszenie. – powiedział żartobliwie.
— No wiesz co. Myślałam, że cie tym zmotywuje. – zachichotała. – Nie mamy czasu, chodź. – zeskoczyła z parapetu i pociągnęła Harry'ego z powrotem do dormitorium, aby się przebrał i uszykował na wyjście. Po dziesięciu minutach schodzili na dół, aby dołączyć do uczniów czekających na dole przed głównym wejściem.
W drodze do wioski Harry naprawdę czuł się lepiej. Rozmawiali z Hermioną na temat tego, co kupią i gdzie mogą iść. Między słowami dawało się wyczuć, że Potter nie chce spotkać Rona. Już i tak problem był na lekcjach, kiedy musieli razem siedzieć. Nie odzywali się wtedy do siebie ani słowem, a Harry'emu nieszczególnie to przeszkadzało. Mógł wtedy zająć się myśleniem, a to robił ostatnio cały wolny czas. W głębi duszy nie mógł się również doczekać spotkania z Malfoyem. Czuł się podekscytowany jak panienka, ale na głos nie chciał tego nigdy przyznać. Na przekór losu polubił tego aroganckiego, egoistycznego dupka. Nie mógł go jeszcze nazwać przyjacielem, ale śmiało mógł mówić o nim jak o koledze.
W drodze dołączyli do nich Neville i Luna, więc całą czwórką przechadzali się po wiosce. Ron razem z Seamusem, Deanem i Ginny szli daleko przed nimi. Cieszył się, że przyjaciele nie mają problemu z jego orientacją. Zachowywali się w stosunku do niego tak, jak wcześniej, przez co kamień spadł mu z serca. Już nawet wytyki innych uczniów nie sprawiały, że się tym przejmował. Czuł się dobrze w towarzystwie najbliższych.
Usiedli przy wolnym stoliku w Trzech Miotłach i zamówili po piwie kremowym. Lokal był zatłoczony, jak to zwykle bywało w trakcie wycieczek uczniów z Hogwartu. Neville spojrzał na bruneta.
— Co się stało między tobą a Ronem? – spytał, bo z plotek w szkole nie wiedział za dużo.
— To mało ważne. Po prostu nie podoba mu się z kim się umawiam. – wzruszył ramionami.
— Chodzi mu o to, że to facet? – spytał ciekawy.
— Raczej kto to jest.
— Acha. Ale to nie nauczyciel?
Harry zakrztusił się piwem, a Hermiona poklepała go między łopatkami, aby mógł złapać oddech.
— Nie Neville. To nie nauczyciel. – powiedział, kiedy już mógł normalnie oddychać.
CZYTASZ
Mgiełka jego oczu. || DRARRY
FanficDwóch szkolnych wrogów, których połączy jedno specyficzne zaklęcie. Jak zareagują, kiedy dowiedzą się czyją sprawką była drastyczna zmiana w postrzeganiu siebie wzajemnie. --- Okładka skromna, ale ważne, że jakaś. Autor podpisany na fanarcie.