Tydzień przed świętami pięknie zapakowana butelka pitnego miodu stała pod choinką w gabinecie Dumbledore'a. Dyrektor zastanawiał się, skąd pakunek wziął się u niego, jednak wielu było czarodziejów, którzy chcieliby mu coś sprezentować. Postanowił jednak otworzyć prezent wcześniej, kierowany przeczuciem. Elegancka butelka, opakowana w drewniany kufer i czerwony papier oraz złotą kokardę. Czarodziej otworzył butelkę i nalał złotego płynu do kieliszka. Uniósł go do ust, jednak zanim zdążył się napić, wyczuł niemal niezauważalną woń trucizny. Lekki uśmiech pojawił się na jego ustach. Osoba, która mu to podarowała musiała być tą samą, która przekazała zaklęty naszyjnik Katie Bell. Odstawił kieliszek na swoje biurko, po czym wstał z fotela, aby wezwać Severusa. Musiał się upewnić co to za trucizna i czy nie jest ona skradziona ze składzika Mistrza Eliksirów.
***
— Tak. Doskonale wyczuwam w tym truciznę. Nie mogę jednak określić jaką. – Snape położył kieliszek z powrotem na biurku dyrektora. – Widać, że ta osoba porządnie przyłożyła się do swojego zadania. Dziwi mnie jednak sposób przekazania ci tego. Masz pomysł, jak ten miód znalazł się w twoim gabinecie?
— Myślę, że skrzaty mogą mi na to odpowiedzieć. – jego oczy błyszczały, jakby był z czegoś niezmiernie zadowolony. – Malec!
Wspomniany skrzat pojawił się w mgnieniu oka. Jego imię nie było przypadkowe, gdyż jak na dorosłego skrzata, o czym mówiła jego już pomarszczona twarz, był dość... mały. Ukłonił się tak nisko, że jego nos zahaczył o ziemie.
— Wzywał mnie pan, panie Dumbledore, sir. – jego głos był nieproporcjonalnie do budowy ciała basowy.
— Tak. Chciałem zadać ci kilka pytań. Czy skrzaty dostarczyły dzisiaj do mojego gabinetu paczkę, owiniętą w czerwony papier?
— Tak, panie Dumbledore, sir.
— A czy mogę zapytać kto przekazał skrzatom tę paczkę?
Malec skrzywił się.
— Niestety Malec nie może powiedzieć, panie Dumbledore, sir. Skrzatom zostało przekazane, że absolutnie pod żadnym pozorem nikomu nie mogą powiedzieć kto przekazał. Nawet dyrektorowi, panie Dumbledore, sir. Hogwarckie skrzaty są bardzo dobre. Zawsze słuchają się czarodziei, panie Dumbledore, sir.
— Rozumiem. W takim razie dziękuje. – skrzat ponownie ukłonił się nisko i zniknął z gabinetu dyrektora.
— Skrzaty i ich bezgraniczne oddanie.— prychnął Snape. — Trzeba było go przycisnąć, Albusie.
— Dobrze wiesz, że nawet gdybym mu zagroził śmiercią, nie powiedziałby. Magia skrzatów jest bardziej skomplikowana, niż ci się wydaje.
— Tak więc pytanie zostaje bez odpowiedzi. Co, jeśli następnym razem tej osobie się uda?
— Widzisz, Severusie, oba przedmioty, zarówno miód jak i naszyjnik, wyglądają na jak najlepiej przemyślane. Jednakże, kiedy się dobrze przyjrzeć, są amatorską robotą. Ta osoba tak naprawdę nie ma pomysłu, jak mnie zabić. I na pewno nie zrobi tego bezpośrednio. Boi się konsekwencji. Albo własnej niemocy. Nie obawiam się więc, że dostanę klątwą w plecy. – uśmiechnął się do niego pogodnie.
— Czasami mam wrażenie, że za bardzo wierzysz swoim osądom. – Snape skrzywił się.
— Możesz mi wierzyć, że sam się przekonasz. W swoim czasie.
***
Hogwart na święta opustoszał. Większość uczniów wyjechała na ten czas do swoich rodzin, w tym również i Harry. Dostał zaproszenie od Pani Weasley, więc od razu je przyjął. Nie miałby co robić sam w zamku, Draco również wyjeżdżał, nie miał powodu, aby zostać tutaj na święta. No dobra, może i jeden, ale jego rodzice nie zgodziliby się na to. Czuł się jednocześnie szczęśliwy, że spędzi Boże Narodzenie z Weasleyami, którzy byli dla niego niczym rodzina, ale też smutny, bo cały ten czas będzie daleko od Malfoya. Obiecali sobie wysyłać listy, ale ze względu na czas, jaki zajmował sowom dostarczenie przesyłki, nie będzie ich zbyt wiele. Przed wyjazdem spotkali się jeszcze w Pokoju Życzeń, gdzie spędzili godziny na długiej rozmowie, pocałunkach i tuleniu się do siebie. Harry nigdy nie był szczęśliwszy, niż z Malfoyem. Nie był jeszcze pewien, czy są parą. Żaden z nich nawet jeszcze nie powiedział tych dwóch znaczących słów. Mimo to zachowywali się, jakby byli ze sobą od lat.
Po wyjściu z pociągu rzucił jeszcze okiem w kierunku blond włosów, ale jego uwagę odwróciła Pani Weasley, która niemal go połamała w matczynym uścisku.
— Harry, kochaneczku, dobrze cię widzieć. Zmizerniałeś znowu, czy was nie karmią w tym Hogwarcie? – trzymała jego policzki w dłoniach, uśmiechając się do niego szeroko.
— Mamo, Harry wygląda tak, jak zawsze. – Ron zaśmiał się, razem z ojcem pakowali kufry na wózek. Harry przywitał się i z nim.
— Dzień dobry, panie Weasley. Miło pana znów zobaczyć. – posłał mężczyźnie uśmiech.
— I ciebie również. Mam w domu kilka przedmiotów ze świata mugoli, koniecznie musisz mi o nich opowiedzieć.
Gryfon zaśmiał się. Nic się nigdy nie zmieni.
***
Atmosfera w Norze była napięta, ale czuć było zbliżające się święta. Każdy z obecnych miał wyznaczone zadanie, dlatego Harry razem z Ronem robili porządki na strychu, skąd musieli znieść na dół świąteczne ozdoby. Ginny razem z panią Weasley zajmowały się potrawami na świąteczny stół, a bliźniacy w tym czasie sprzątali to, co rozkazała im matka. Nie szczędzili sobie oczywiście żartów, za które dostawali ścierką od Molly. Bill i Charlie mieli przyjechać dopiero na uroczystą kolację, a Percy nie odzywał się do rodziny. Widać było, że szczególnie martwi to Panią Weasley, ale wtedy na ratunek przybywała córka, odwracając skutecznie jej uwagę od myślenia o synu.
***
Czas mijał im niewiarygodnie szybko, nim się nie zorientowali, siedzieli wszyscy przy pięknie udekorowanym stole, uginającymi się pod ciężarem potraw, jakie zostały przygotowane przez obie kobiety. Niemal cała rodzina przy jednym stole oznaczała głośne rozmowy i śmiechy. Harry nie odzywał się za dużo, chcąc po prostu całym sobą wchłonąć tą cudowną atmosferę. Po kolacji przyszedł czas na prezenty, które rozsypane były pod choinką. Siedzieli w wygodnych fotelach i na kanapie, każdy zajęty sobą i swoimi podarkami. Harry oglądał je zadowolony. Poza swetrem, od Pani Weasley, książką od Hermiony i nowymi rękawicami do quidditcha od Rona, miał jeszcze jeden prezent, zapakowany w zielony, kosztowny papier ze srebrną wstążką. Otworzył ostrożnie paczkę, w której środku było czarne pudełko i dołączona do niego mała karteczka wypisana eleganckim, lekko pochylonym pismem. Harry przeczytał ją uważnie.
Mam nadzieję, że ci się spodoba. Ja mam taki sam.
D.
Harry uśmiechnął się szeroko. Otworzył pudełko, w którym znajdował się srebrny naszyjnik, zawieszka była w kształcie róży wyłożonej drobnymi, świecącymi kamyczkami. Harry schował pospiesznie list, a naszyjnik założył na szyję, chowając go pod koszulę. Uznał, że nigdy nie będzie ściągać błyskotki. Bardzo podobał mu się prezent Draco i chciał napisać mu o tym w liście. Miał nadzieje, że i jego podarek spodoba się Ślizgonowi. Oprócz maślanych ciasteczek, Harry sprezentował mu zestaw warzyciela na poziomie zaawansowanym. Hermiona pomagała mu go wybrać, gdyż sam niezbyt znał się na warzeniu eliksirów i nie wiedział, co byłoby odpowiednie. Wiedział, że Draco pasjonują eliksiry i chciał, aby prezent był trafiony.
***
Będąc już w pokoju pospiesznie napisał list, który przekazał Hedwidze. Pogłaskał ptaka po białych piórach i otworzył jej okno, a ta z wdziękiem wyleciała w nocne niebo. Nie mógł się doczekać, kiedy znów będzie w zamku. Bardzo podobały mu się te dni wolne od nauki i szkolnych problemów, wśród bliskich mu osób, ale nie mógł nie tęsknić za Ślizgonem. Bardzo mu go teraz brakowało.
CZYTASZ
Mgiełka jego oczu. || DRARRY
FanficDwóch szkolnych wrogów, których połączy jedno specyficzne zaklęcie. Jak zareagują, kiedy dowiedzą się czyją sprawką była drastyczna zmiana w postrzeganiu siebie wzajemnie. --- Okładka skromna, ale ważne, że jakaś. Autor podpisany na fanarcie.