— To nie będzie konieczne. – powiedział Dumbledore, wyłaniając się z cienia za filarem. Usmiechnal się pogodnie do trzech młodych osób przed sobą, niemal śmiejąc się w duchu na szok wypisany na ich twarzach.
— Dumbledore. – syknął Voldemort i cofnął się dwa kroki w tył. — Byłeś martwy. Co oznacza, że ktoś widocznie mnie zdradził. – spojrzał w kierunku swojej armi, szukając tam Snape'a. Mężczyzna widocznie się ulotnił. — Ale to bez znaczenia, bo tym razem zabiję cię na dobre.
Blada dłoń z różdżką podniosła się, jednak w tym samym momencie czarna postać z ostrym kłem w ręku zaatakowała węża wijącego się za Voldemortem. Ten zgiął się w pół, czując kolejną przeszywającą fale bólu.
— Zabić zdrajcę! – krzyknął, a śmierciożercy ruszyli na Snape'a. Niespodziewanie Lucjusz Malfoy pojawił się przed Severusem, chroniąc go przed atakami towarzyszy. — Zabić obu!
— Tom, myśle, że to koniec twoich rządów. Wszystkie horkruksy zostały zniszczone, a ty na powrót stałeś się śmiertelny. – podszedł do niego kilka kroków i wyciągnął przed siebie różdżkę.
— Avada Kedavra! – Voldemort starał się jeszcze na sam koniec uchronić się przed śmiercią. Dumbledore w tym samym momencie wypuścił zaklęcie ze swojej różdżki, a oba promienie spotkały się w połowie.
Zielony promień z początku obejmował większą część czerwonego, jednak zaczął słabnąć na sile, a zaklęcie dyrektora nieuchronnie zmierzało w stronę Czarnego Pana. Dumbledore starał się panować nad sytuacją, używając całej mocy, jaką miał w sobie, aby zakończyć te bitwę. Naparł ponownie, zbliżając się do Riddle'a, a jego zaklęcie przebiło się przez zielony promień i ugodziło gada w klatkę piersiową. Różdżka wypadła mu z ręki, a ten opadł na ziemie. Chwile później jego ciało zamieniło się w pył, który porwał wiatr. Voldemort zniknął już na zawsze.
W tym momencie śmierciożercy zaprzestali swoich działań, nie wiedząc co mają zrobić. Zakon Feniksa nie dał im jednak zbyt wiele czasu, od razu napierając na nich całą swoją mocą. Tym sposobem wiele z czarnych postaci uciekło, jednak ci, którzy nie zdążyli, padali martwi na ziemię. Nikt już nie bawił się w poślednie klątwy, chcieli dorwać jak najwiecej, aby zlikwidować zagrożenie.
Hermiona klęknęła obok Draco, który trzymał ciało Harry'ego w swoich ramionach i spojrzała na martwego przyjaciela. Zmarszczyła brwi, zauważając jednak coś dziwnego. Szybko przyłożyła dłoń do szyi bruneta, wyraźnie czując puls.
— On żyje. – szepnęła cicho, jakby do siebie. – On żyje! Ron! Harry żyje!
Draco z początku patrzył na nią jak na wariatkę, jednak samemu sprawdził oddech swojego chłopaka. Poczuł delikatny powiew ciepłego powietrza z jego ust.
— Merlinie... — niemal sapnął zdumiony, ale szybko podniósł nieprzytomnego chłopaka z ziemi. – Musimy go zabrać do Pomfrey! – ruszył przed siebie, a dwójka Gryfonów za nim, ochraniając ich przed przypadkowymi klątwami. O dziwo ci śmierciożercy, którzy zostali, walczyli do upadłego.
Szybko znaleźli się w Wielkiej Sali, gdzie położyli nieprzytomnego chłopaka na wolnym łóżku. Ron szybko poszedł do uzdrowicielki, informując ją o całej sytuacji. Nagle czarna postać wpadła do Sali, rzucając przypadkowe klątwy w stronę łóżek. Ci, którzy byli na siłach, starali bronić siebie i rannych przed zaklęciami. Narcyza Malfoy wyłoniła się zza drzwi, a widząc co się dzieje podniosła różdżkę, trafiając avadą w śmierciożercę. Ten upadł na ziemię martwy, a potem można było zobaczyć, że osobą, którą zabiła, była jej siostra, Bellatriks. Kobieta nie poczuła jednak żalu i szybko podeszła do syna.
![](https://img.wattpad.com/cover/329947242-288-k735039.jpg)
CZYTASZ
Mgiełka jego oczu. || DRARRY
Fiksi PenggemarDwóch szkolnych wrogów, których połączy jedno specyficzne zaklęcie. Jak zareagują, kiedy dowiedzą się czyją sprawką była drastyczna zmiana w postrzeganiu siebie wzajemnie. --- Okładka skromna, ale ważne, że jakaś. Autor podpisany na fanarcie.