Rozdział 31.

1.3K 71 0
                                    

Księżyc rozjaśniał niebo nad zamkiem. Była już dość późna godzina, uczniowie powoli zbierali się do swoich dormitoriów. Lekki wiatr powiewał jego szatą, chociaż mimo tego nie było mu zimno. Czar ogrzewający działał doskonale. Stał na szczycie Wieży Astronomicznej, wpatrując się w rozgwieżdżone niebo. Wieczór, jak na okoliczności, wydawał się być spokojny. Uśmiech cały czas widniał na jego twarzy, pomimo groźby śmierci, jaka nad nim wisiała. Czekał.

Ze schodów wieży dało się słyszeć kroki. Stał na swoim miejscu, nie ruszając się ani o cal. Kroki nabierały na mocy, a ubrana na czarno postać pojawiła się za nim. Obrócił się i uśmiechnął pogodnie.

— Witaj, Teodorze. Piękna noc na podziwianie gwiazd.

Chłopak stał z różdżką wycelowaną w jego pierś.

— Jesteś tutaj sam? – spytał ostrym głosem, mimo tego, że jego ciało widocznie drżało.

— Tak, chłopcze. Lubię czasem pobyć w samotności, ty nie? – jego głos był spokojny.

— Przestań pieprzyć. – syknął. – Dobrze wiesz po co tu jestem.

— Och tak. Mogę się tego domyślić. Powiedz mi, chłopcze, co Voldemort obiecał ci za zabicie mnie?

— Nie wymawiaj jego imienia!

— Dobrze, nie będę cię przecież złościć. – uniósł obie dłonie w obronnym geście, w jednej trzymając różdżkę.

Expelliarmus! – krzyknął Ślizgon, a różdżka dyrektora poleciała gdzieś na bok.

— Brawo. Doskonale. – powiedział z uznaniem Dumbledore. Kolejne kroki było słychać, a za moment na wieży pojawili się śmierciożercy.

— Witaj, Albusie. – powiedziała śpiewnym głosem Bellatriks, a na jej twarzy pojawił się mściwy uśmiech.

— Bella. - kiwnął jej głową. — Nie przedstawisz mnie swoim przyjaciołom?

— Chętnie, ale nie mamy na to czasu. – syknęła. Zwróciła się do młodego Ślizgona. – Na co czekasz? Wykończ go.

— Zabrakło mu odwagi. – odezwał się jeden że śmierciożerców. Nott stał jak spetryfikowany, a dłoń w której trzymał różdżkę trzęsła się mocno.

— W takim razie ja to zrobię. – Lestrange uniosła swoją różdżkę.

— Nie! – rozbrzmiał kolejny głos. Z ciemności wyłoniła się postać Snape'a. Stanął on tak, żeby być idealnie na wprost dyrektora. Reszta odsunęła się nieznacznie, a Bellatriks patrzyła na niego swoimi wielkimi oczami, cały czas krzywo się uśmiechając.

— Severusie. – dyrektor ponownie uniósł dłonie. Śmierciożercy stali do nich bokiem, patrząc to na dyrektora, to na Snape'a. Wyczekiwali na śmiertelną klątwę. 

Avada Kedavra! — usłyszeli głos Snape'a i rozbłysk zielonego światła. Uderzenie zaklęcia oślepiło najbliżej stojących, a ciało dyrektora poleciało w tył, spadając w stronę ziemi.

— Co to było za światło? – spytał się jeden z obecnych na wieży.

— Zapewne chciał się bronić. Jak widać nieskutecznie. – skrzywił się Snape. – Ruszamy. Nie ma czasu do stracenia.

Mroczny Znak pojawił się na niebie. Wszyscy, włącznie z Nottem, ruszyli na dół. Musieli się spieszyć, bo Zakon już pewnie był w drodze. Niech szlag trafi Dumbledore'a i jego pomysły. Zrobił z niego zabójcę. Musiał jednak trzymać się planu, udawać i razem z śmierciożercami oraz samym Voldemortem pławić się w zwycięstwie. Niech ich wszystkich szlag... W drodze Bellatriks demolowała wszystko, co napotkała, ale nie komentował tego. Miał ważniejsze rzeczy na głowie. Przekazał im informację, że Pottera nie ma w zamku, a chłopak ukrył się. Śmierciożercy nie byli z tego powodu zadowoleni, gdyż widocznie chcieli upiec dwie pieczenie na jednym ogniu. Gdy minęli skraj Zakazanego Lasu, wyszli zaraz poza bariery Hogwartu. Chwycił trochę zbyt brutalnie Notta za ramię i deportował się razem z resztą śmierciożerców do ich siedziby.

***

Kilka dni od ich przybycia do Kwatery Głównej dowiedzieli się, że Dumbledore zginął. Harry nie potrafił w to uwierzyć. Przecież ostrzegli go wystarczająco wcześniej! Jak to się stało, że dał się zabić? Co się teraz stanie z Zakonem i szkołą? Był pewny, że na ostatni rok nie wróci do Hogwartu. Szkoła już nie była dla niego bezpieczna. Czuł się, jakby właśnie przegrali całą wojnę. Siedział w kuchni, wpatrując się w swój kubek herbaty, który postawiła przed nim Hermiona. Dziewczyna również wyglądała na smutną i zmartwioną, jakby myślała dokładnie tak samo, jak on. Rona z nimi nie było. Po wieściach o śmierci Dumbledore'a zamknął się w pokoju i nie wychodził z niego. Harry nie wiedział, co o tym myśleć, ale nie umiał się tym przejmować. Bez dyrektora to wszystko już nie miało sensu. Równie dobrze mógłby wyjść na ulicę i dobrowolnie oddać się w ręce Voldemorta. Może zabije go szybko i nie będzie musiał się już dłużej tak czuć. Pustka w jego sercu była już nie do załatania. Stracił już jakakolwiek wolę walki.

***

Ciche pukanie rozbrzmiało w jego pokoju. Odwrócił się do nich tyłem i zakrył szczelnie kołdrą. Nie miał ochoty na rozmowy z nikim. Osoba, która pukała do drzwi nie odpuściła, a te uchyliły się zaraz.

— Harry. Chodź do kuchni, musisz coś zjeść. – odezwała się do niego Hermiona.

— Nie jestem głodny. – mruknął w materiał pościeli, nie odwracając się do dziewczyny.

— Od kilku dni nic nie jesz. Nie możesz tak żyć, Dumbledore...

— Dumbledore nie żyje! Nie ma teraz znaczenia czego by ode mnie oczekiwał. Teraz to wszystko jest bez znaczenia.

— Więc masz zamiar się zagłodzić? Myślisz, że tak sobie pomożesz? Nie tylko ty cierpisz, Harry. Dyrektor umarł, ale mimo to wciąż jest z nami. A wojna trwa dalej. Nie możemy się poddać, szczególnie nie teraz. Mam nadzieję, że szybko to zrozumiesz. – westchnęła cicho i znikła za drzwiami. Harry miał ochotę krzyczeć. Jak ona mogła myśleć, że w takiej sytuacji on będzie miał jeszcze siłę, aby zmierzyć się z najpotężniejszym czarodziejem świata? Jak on miał go, do cholery, pokonać? Nie potrafił sobie nawet poradzić ze śmiercią Dumbledore'a. Z pewnością nie da rady. Tego mógł być pewien. Westchnął głośno i zamknął oczy. Od śmierci dyrektora blizna dokuczała mu cały czas. Nie potrafił spać, w nocy budziły go koszmary. W dzień też nie potrafił zaznać spokoju. Jeżeli tak miał umrzeć, będzie to powolna i bolesna śmierć. Zapadł w niespokojny sen.

Mgiełka jego oczu. || DRARRYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz