Draco odchodził od zmysłów. Od wczoraj nic się nie zmieniło, Harry wciąż był w zamku. Miał ochotę własnoręcznie go stąd wywlec. Było coraz bliżej do planowanego ataku na Hogwart, a ten idiota zachowywał się, jakby nic się nie działo. Siedział sobie w Wielkiej Sali i śmiał z czegoś, co powiedział ten charłak Longbottom. Weasley widocznie był naburmuszony i odzywał się tylko czasami. Posyłał też mordercze spojrzenie w jego kierunku, ale nie przejmował się tym. Miał gdzieś, czy przyjaciele Pottera go lubią czy nie, ale nie pozwoli, aby ci trzymali go w zamku. Musiał porozmawiać z Harrym, kiedy ten będzie wychodzić z Wielkiej Sali. Ruszył się ze swojego miejsca, aby poczekać na Wybrańca na korytarzu w drodze do Wieży Gryffindoru. Niech on go tylko dorwie.
Nie czekał długo. Z oddali było słuchać głosy. On sam stał ukryty za jakimś gobelinem, czekając aż Gryfoni go miną. Złote Trio wraz z rudą siostrą przeszli obok niego.
— Potter. – syknął, na co brunet obrócił się na dźwięk jego głosu. Szybko do niego podszedł.
— Draco? Ktoś może cię tu zobaczyć.
— Co ty jeszcze robisz w zamku? – warknął zły. Nie potrafił tego ukryć, za bardzo przejmował się życiem Gryfona.
— Spokojnie... jeszcze obmyślamy plan. To nie jest takie łatwe. – westchnął cicho.
— To jest bardzo proste. Wychodzisz poza bariery i cię nie ma. Przecież uczyliśmy się aportacji.
— Tak tylko... nie za bardzo mi wychodzi.
— Jak to? I ty mówisz mi to teraz?! – syknął wściekle. Miał ochotę rozerwać go na strzępy. Wziął uspokajający oddech. Musiał zacząć myśleć logicznie. Jaki był inny sposób, aby wydostać się z zamku? Zagryzł wargę nerwowo. Hermiona podeszła do nich.
— Wszystko w porządku? – spytała. Od Harry'ego dowiedziała się wczoraj o planie Notta i od tego czasu chodziła zmartwiona. Nikt z ich trójki jeszcze nie opanował aportacji na tyle, żeby przetransportować ich wszystkich bez ryzyka rozszczepienia się.
— A wyglada jakby było? – zapytał zły Malfoy, jednak Harry skarcił go wzrokiem. — Jeżeli nie wydostaniecie się z zamku czym prędzej, zginiecie. Nie wiem ilu śmierciożerców ma się tu pojawić. Oni się nie bawią w łagodne klątwy. – skrzywił się.
— Wiemy. Mieliśmy już z nimi do czynienia. – Hermiona mocniej owinęła się szatą.
— Czy... jest jakaś możliwość, aby wydostać się za pomocą kominka? – spytał Harry, patrząc to na przyjaciółkę, to na chłopaka.
— Skąd niby weźmiesz czynny kominek? Już o proszku Fiuu nie wspominając. – warknął Malfoy. Hermiona jakby sobie o czymś przypomniała.
— Gospoda Pod Świńskim Łbem. Przecież tam jest kominek. – spojrzała na Harry'ego, a jej oczy błyszczały. – Musimy się tam jakoś dostać. I porozmawiać z właścicielem.
— Prędzej go spetryfikować. – skrzywił się Malfoy. – Ten typ jest nieprzekupny. Poza tym nienawidzi uczniów Hogwartu. Szczególnie po poprzednim roku, kiedy Umbridge niemal zdemolowała mu lokal.
Hermiona westchnęła. Zdawała sobie sprawę, że to po części jej wina. Gdyby nie pierwsze spotkanie Gwardii Dumbledore'a, Umbridge nie byłaby taka wściekła na właściciela. Harry zastanawiał się intensywnie. W jego głowie rodził się pomysł, ale musiał go dopracować i dowiedzieć się, czy to w ogóle może się udać.
— Muszę iść do kuchni. – powiedział nagle. Malfoy spojrzał na niego nieprzychylnym wzrokiem.
— Potter, nie wiem co ty sobie...
![](https://img.wattpad.com/cover/329947242-288-k735039.jpg)
CZYTASZ
Mgiełka jego oczu. || DRARRY
FanficDwóch szkolnych wrogów, których połączy jedno specyficzne zaklęcie. Jak zareagują, kiedy dowiedzą się czyją sprawką była drastyczna zmiana w postrzeganiu siebie wzajemnie. --- Okładka skromna, ale ważne, że jakaś. Autor podpisany na fanarcie.