Rozdział 8.

3.4K 164 49
                                    

Z każdym kolejnym dniem było już tylko gorzej. Jego poziom rozdrażnienia niekontrolowanie wzrastał, a eliksiry i potajemne spotkania z Potterem wcale już nie pomagały. Na transmutacji, zamiast zamienić kamień w kwiat, wysadził go, a Lavender Brown dostała odłamkiem w brew. Musieli szybko zanieść ją do skrzydła szpitalnego, aby zatamować krwawienie. Dostał przez to szlaban u Snape'a, co jeszcze bardziej go podirytowało. Nie mógł już się na niczym skupić, ból głowy uniemożliwiał mu racjonalne myślenie. Do tego ten przeklęty Wybraniec musiał odstawiać mu sceny umoralniania i obrażania się, jak kobieta w ciąży. Miał ochotę wyklinać samego Merlina za los, jaki go spotkał i klątwę, która bezpośrednio dotyczyła tego bezmózgiego błazna Gryffindoru. Prawie rzucił w niego zaklęciem, ale Pansy w porę powstrzymała go przed tym. Ona również go irytowała, jak wszystko wokół z resztą. Musiał gdzieś wyładować swoją frustracje, zanim oszaleje ze złości i napięcia seksualnego, które nie opuszczały go ani na moment. Kręcił się po zamku, szukając komnaty odpowiedniej do wyrzucenia z siebie wszystkich tych emocji. W momencie, kiedy mijał pustą ścianę na siódmym pietrze, nagle obok niego pojawiły się znikąd drzwi. Rozejrzał się wokoło, patrząc czy ktoś przypadkiem go nie śledzi i nie stroi sobie żartów, jednak nikogo nie było. Wszedł do ogromnej komnaty, która przypominała pokój ćwiczeń. Rozejrzał się po niej dokładnie, widząc różne przyrządy, które umożliwiały w bezpieczny sposób trenować zaklęcia. Idealnie. Zanim podszedł do ogromnych kukieł, te jakby czytając mu w myślach przesunęły się na środek pokoju i wyciągnęły fałszywe różdżki. Uśmiechnął się pod nosem.

— Zaczynamy zabawę.

***

Pansy chodziła po zamku jednocześnie zmartwiona i wkurzona, szukając swojego przyjaciela. Spuściła go z oczu zaledwie na kilka minut, a ten jakby rozpłynął się w powietrzu. Przysięgła, że jak go znajdzie to urwie mi ten durny łeb, albo przynajmniej nogi, żeby nie mógł nigdzie chodzić bez niej. Zdawała sobie sprawę, że była odrobine zbyt nadopiekuńcza, ale stan Draco nie pozwalał na to, aby zostawiać go bez opieki. Klątwa działała na niego coraz silniej, przez co mógł przypadkiem skrzywdzić siebie, albo kogoś w otoczeniu. Nie, żeby ktokolwiek inny ją w ogóle obchodził, ale nie chciała, aby jej przyjaciel wpakował się w jeszcze większe kłopoty, niż te, z którymi boryka się już od ponad tygodnia. Wciąż nie mogła zrozumieć dlaczego chłopak nie zmusił Pottera do anulowania klątwy, z łatwością mógłby go zaciągnąć do łóżka i nawet by się nie zmęczył. W każdym razie na pewno nie samym zaciąganiem. Westchnęła z goryczą, kontynuując poszukiwania. Wychodząc zza rogu korytarza wpadła na czarnowłosego chłopaka, którego książki trzymane w dłoniach upadły na podłogę. 

— Uważaj, jak leziesz, Potter. – zirytowana wściekle przyglądała się, jak chłopak zbiera swoje książki z kamiennych płytek.

— Mógłbym powiedzieć to samo. – westchnął, prostując się i patrząc na dziewczynę. Zastanawiało go, co było powodem tak wysokiej u niej irytacji. Przecież nawet się nie przewróciła. – Zalecałbym pożyczenie od Malfoya kilku fiolek eliksiru na uspokojenie. Chyba, że w Slytherinie złość jest na porządku dziennym. – prychnął.

— Jasne, oczywiście bardzo chętnie spytam Draco czy mógłby mi odstąpić kilka fiolek, ale najpierw musiałabym go znaleźć! – ostatnie słowa wykrzyczała.

— Jak to znaleźć? Gdzie on jest?

— Potter, czy gdybym wiedziała gdzie jest, musiałabym go szukać? Oczywiście, że nie wiem! Myślisz, że co robię od godziny!

— Myślałem, że miałaś go pilnować.

— Nie wkurwiaj mnie bardziej. – powiedziała jadowitym tonem, a jej dłonie zacisnęły się w pięści.

Mgiełka jego oczu. || DRARRYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz