Rozdział 9.

3.4K 157 36
                                    

Następny dzień przywitał Draco spokojem. Sam nie wiedział, czy to wszystko, co zdarzyło się wczoraj było prawdziwe. Pamiętał tylko jak niezręcznie żegnali się z Gryfonem, odchodząc później każdy w swoją stronę. Nie spotkał nikogo w Pokoju Wspólnym, dlatego od razu udał się do swojego dormitorium, gdzie wziął prysznic a kładąc się do łóżka, zasnął jak dziecko. Klątwa została dopełniona, ale on mimo wszystko czuł się dziwnie. Jakby jej brak sprawiał mu dyskomfort. Po obudzeniu się wstał z łóżka i ubrał się, rozpoczynając nowy dzień jako wolny czarodziej. Pamiętał jednak, jak przed spełnieniem Potter wyjęczał jego imię. Cały czas słyszał to słowo w swojej głowie, co sprawiało mu przyjemność. Potrząsnął jednak głową, aby pozbyć się natrętnych myśli i wyszedł szybko ze swojego pokoju, aby na wygodnym fotelu poczekać na początek śniadania. Kiedy Pansy i Zabini dołączyli do niego, całą trójką wyruszyli do Wielkiej Sali. Parkinson wydawała się być aż nader rozbudzona i radosna.

— Czyżby ktoś rzucił na siebie czar rozweselający? Co ty taka szczęśliwa? – przyglądał się Ślizgonce.

— A nic, nic. Po prostu cieszę się, że udało pozbyć ci się tego zaklęcia. – uśmiechnęła się do niego szeroko, na co on wywrócił oczami.

— Myślałaś, że będę się z tym męczyć, aż zwariuję? – powiedział nonszalanckim tonem.

— Zaraz.. Potter rozłożył przed tobą nogi? – odezwał się w końcu Blaise. – Aż mi się wierzyć nie chcę. Chociaż mogłem się założyć. Miałbym teraz sporo kasy. – kącik jego ust powędrował do góry.

— Zapomnij. Dowiedziała by się cała szkoła, a wtedy mój wizerunek idealnego arystokraty, dziedzica Malfoyów zostałby zszargany. Już i tak wystarczy mi, że wy się z tego nabijacie. – prychnął.

— A czy usłyszymy jakieś pikantne szczegóły? – zaśpiewała Pansy, a jedyną odpowiedzią był wściekły wzrok Draco. Wybuchnęła śmiechem.

***

Na śniadaniu Harry siedział poddenerwowany, zerkając co chwila na drzwi Wielkiej Sali. Nie wiedział jak ma zachowywać się teraz w stosunku do Ślizgona, ale był pewien, że czas ich chwilowego rozejmu wczoraj dobiegł końca. Wiercił się na swoim miejscu, kiedy co raz czuł ukłucie bólu w dolnych partiach jego ciała.

— Nie chce nic mówić – odezwała się Hermiona. – ale wyglądasz, jakby ktoś cały czas rzucał na ciebie zaklęcie żądlące. Co się dzieje?

— Nic, po prostu mi niewygodnie. – odpowiedział kąśliwie.

Dziewczyna przyglądała mu się uważnie przez chwile, ale wzruszyła zaraz ramionami, a jej oczy skierowały się na gazetę, którą właśnie czytała. Harry odetchnął z ulga, ale nie potrafiąc już usiedzieć, podniósł się z krzesła.

— Idźcie beze mnie, muszę wrócić po kałamarz.

Wyszedł z Wielkiej Sali, za drzwiami wpadając na trójkę idących Ślizgonów. Otworzył szeroko oczy, wpatrując się w błękitne tęczówki.

— Patrz gdzie le... — Malfoy przerwał, widząc kto na niego wpadł. Nie odezwał się już, a jego wzrok wbity był w zielone oczy Pottera.

— Och, na Merlina, Draco idziemy. – z transu wyrwała go Pansy, chwytając pod ramie i ciągnąc do środka sali na śniadanie.

Blaise stał z boku i wpatrywał się uważnym wzrokiem w Wybrańca, a kącik jego ust pozostawał lekko podniesiony. Brunet pod spojrzeniem chłopaka speszył się.

— Przepraszam. – wyminął go, puszczając się biegiem w stronę wieży. Ta sytuacja była dość... niecodzienna. I na pewno nie była normalna.

Mgiełka jego oczu. || DRARRYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz