Rozdział 44.

1.2K 77 1
                                    

Obudził się wypoczęty po długim śnie, którego, mimo czasu, w jakim był nieprzytomny, potrzebował. Jego ciało regenerowało się a magia uspokajała, przez co teraz czuł się naprawdę dobrze. Obrócił się na łóżku i otworzył oczy, widząc przed sobą siedzącego na łóżku blondyna.

— Draco. – zerwał się do pozycji siedzącej tak nagle, że aż zakręciło mu się w głowie.

— Cześć. – uśmiechnął się do niego delikatnie. — Jak się czujesz?

— Dobrze. Już teraz dobrze. A ty? – ta rozmowa była dziwna jak na nich.

— W porządku. Trochę się to przedłużyło, ale już po wszystkim.

— Słuchaj przykro mi, że tak to się skończyło. – odezwał się cicho Harry po dłuższej chwili ciszy.

— Niepotrzebnie. Już jest dobrze.

— Draco... — szepnął, po czym przysunął się blizej, aby przytulić chłopaka. – Brakowało mi ciebie.

Malfoy objął ciepłe ciało i wtulił twarz w jego włosy. Oczywiście, że czuł się źle po śmierci ojca, jednak nie chciał tego pokazywać. Każdy kogoś stracił na wojnie.

— Teraz możemy być już razem. – wymamrotał w czarne włosy. Odsunął się jednak na tyle, aby przycisnąć usta do tych bruneta. Westchnął cicho, gdy Gryfon odwzajemnił pieszczotę i przysunął się bliżej. Całowali się długo, a gdy zabrakło im powietrza oderwali się od sobie. – Nie rób mi więcej takich numerów.

— Co?

— Nie poświęcaj się dla wszystkich. Nigdy więcej tego nie rób.

— Draco, wiesz, że to było konieczne. Byłem horkruksem.

— Co nie znaczy, że ślepo możesz wykładać się jak na tacy pod różdżkę szaleńców. – mruknął cicho. – Nawet nie wiedziałeś, że przeżyjesz.

— Nie... ale Dumbledore wiedział. Gdyby tak nie było, nie kazałby wysłać mi tego wspomnienia. To chyba była zasługa Snape'a.

— Jakiego wspomnienia? – blondyn zmarszczył brwi.

— Kilka dni przed atakiem otrzymałem fiolkę ze wspomnieniami. Dumbledore mówił w nich, że jestem horkruksem i Voldemort osobiście musi mnie zabić, aby zniszczyć część duszy we mnie. Podkreślał, że to ważne, aby on to zrobił. Potem szukałem informacji na ten temat i faktycznie trzeba było dać się zabić. Inaczej nie dało się zniszczyć horkruksa, a wtedy on byłby nieśmiertelny. Nie wiedziałem jednak, że było ich tak wiele. Te wspomnienie było krótkie i chyba zniekształcone.

— Dlatego chodziłeś taki zmartwiony i niewyspany.

— Tak. Potem jeszcze doszedł problem z moją magią. Teraz jednak czuję... — zastanowił się chwilę. – jakbym miał nad nią całkowitą kontrole. – zamyślił się na moment. Podniósł dłoń, aby za jej pomocą unieść krzesło, które stało przy biurku. – Potrafię skierować ją na moją rękę.

Draco patrzył na to wszystko z zafascynowaniem.

— Magia bezróżdżkowa. – wyszeptał.

— Tak. To się stało wtedy, gdy trafiło mnie zaklęcie Voldemorta. Możesz mi nie wierzyć, ale wtedy... wtedy mogłem ułożyć wszystko wewnątrz mnie i mojej głowy. Moja magia ona... była taka ciepła. I złocista.

— Mówisz o tym tak, jakbyś z nią rozmawiał.

— Po części tak było, w mojej głowie oczywiście. – opuścił rękę a krzesło spadło na drewnianą podłogę. — Nie dosłownie. Ale przez moment byłem martwy, więc możliwe, że to nie działo się naprawdę. – wzruszył ramionami.

Mgiełka jego oczu. || DRARRYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz