Obudził się wypoczęty po długim śnie, którego, mimo czasu, w jakim był nieprzytomny, potrzebował. Jego ciało regenerowało się a magia uspokajała, przez co teraz czuł się naprawdę dobrze. Obrócił się na łóżku i otworzył oczy, widząc przed sobą siedzącego na łóżku blondyna.
— Draco. – zerwał się do pozycji siedzącej tak nagle, że aż zakręciło mu się w głowie.
— Cześć. – uśmiechnął się do niego delikatnie. — Jak się czujesz?
— Dobrze. Już teraz dobrze. A ty? – ta rozmowa była dziwna jak na nich.
— W porządku. Trochę się to przedłużyło, ale już po wszystkim.
— Słuchaj przykro mi, że tak to się skończyło. – odezwał się cicho Harry po dłuższej chwili ciszy.
— Niepotrzebnie. Już jest dobrze.
— Draco... — szepnął, po czym przysunął się blizej, aby przytulić chłopaka. – Brakowało mi ciebie.
Malfoy objął ciepłe ciało i wtulił twarz w jego włosy. Oczywiście, że czuł się źle po śmierci ojca, jednak nie chciał tego pokazywać. Każdy kogoś stracił na wojnie.
— Teraz możemy być już razem. – wymamrotał w czarne włosy. Odsunął się jednak na tyle, aby przycisnąć usta do tych bruneta. Westchnął cicho, gdy Gryfon odwzajemnił pieszczotę i przysunął się bliżej. Całowali się długo, a gdy zabrakło im powietrza oderwali się od sobie. – Nie rób mi więcej takich numerów.
— Co?
— Nie poświęcaj się dla wszystkich. Nigdy więcej tego nie rób.
— Draco, wiesz, że to było konieczne. Byłem horkruksem.
— Co nie znaczy, że ślepo możesz wykładać się jak na tacy pod różdżkę szaleńców. – mruknął cicho. – Nawet nie wiedziałeś, że przeżyjesz.
— Nie... ale Dumbledore wiedział. Gdyby tak nie było, nie kazałby wysłać mi tego wspomnienia. To chyba była zasługa Snape'a.
— Jakiego wspomnienia? – blondyn zmarszczył brwi.
— Kilka dni przed atakiem otrzymałem fiolkę ze wspomnieniami. Dumbledore mówił w nich, że jestem horkruksem i Voldemort osobiście musi mnie zabić, aby zniszczyć część duszy we mnie. Podkreślał, że to ważne, aby on to zrobił. Potem szukałem informacji na ten temat i faktycznie trzeba było dać się zabić. Inaczej nie dało się zniszczyć horkruksa, a wtedy on byłby nieśmiertelny. Nie wiedziałem jednak, że było ich tak wiele. Te wspomnienie było krótkie i chyba zniekształcone.
— Dlatego chodziłeś taki zmartwiony i niewyspany.
— Tak. Potem jeszcze doszedł problem z moją magią. Teraz jednak czuję... — zastanowił się chwilę. – jakbym miał nad nią całkowitą kontrole. – zamyślił się na moment. Podniósł dłoń, aby za jej pomocą unieść krzesło, które stało przy biurku. – Potrafię skierować ją na moją rękę.
Draco patrzył na to wszystko z zafascynowaniem.
— Magia bezróżdżkowa. – wyszeptał.
— Tak. To się stało wtedy, gdy trafiło mnie zaklęcie Voldemorta. Możesz mi nie wierzyć, ale wtedy... wtedy mogłem ułożyć wszystko wewnątrz mnie i mojej głowy. Moja magia ona... była taka ciepła. I złocista.
— Mówisz o tym tak, jakbyś z nią rozmawiał.
— Po części tak było, w mojej głowie oczywiście. – opuścił rękę a krzesło spadło na drewnianą podłogę. — Nie dosłownie. Ale przez moment byłem martwy, więc możliwe, że to nie działo się naprawdę. – wzruszył ramionami.
CZYTASZ
Mgiełka jego oczu. || DRARRY
FanfictionDwóch szkolnych wrogów, których połączy jedno specyficzne zaklęcie. Jak zareagują, kiedy dowiedzą się czyją sprawką była drastyczna zmiana w postrzeganiu siebie wzajemnie. --- Okładka skromna, ale ważne, że jakaś. Autor podpisany na fanarcie.