Rozdział 42.

1K 71 4
                                    

Nadszedł moment aby zniszczyć wszystkie zebrane przed niego horkruksy. Nie zauważony przez nikogo skrył się w Pokoju Życzeń, gdzie najbezpieczniej było się ich pozbyć. Zdawał sobie sprawę, że kiedy nie uda mu się to za pomocą kłów bazyliszka, będzie musiał użyć Szatańskiej Pożogi. Cały zamek drżał w oblężeniu z zewnątrz, a on czuł, że już niedługo nadejdzie moment, gdy śmierciożercy przełamią bariery i wkroczą do zamku. Walkę trzeba było zakończyć szybciej, niż się rozpoczęła, dlatego przygotował wszystkie horkruksy, rozkładając na ziemi diadem, puchar, naszyjnik i pierścień. Miał nadzieję, że taki nagły cios osłabi Voldemorta zanim zacznie on walkę. Dzięki magii zawiesił wysoko nad nimi cztery kły. Horkruksy zaczęły dziko drgać, jakby spodziewając się ataku. Machnął różdżką, a cztery kły wbiły się w drgające przedmioty, niszcząc je przy okazji. Utworzył tarcze, zanim podmuch magii wydobywającej się z horkruksów zmiótł go na filar. Rzeczy porozkładane po pokoju wokół miejsca, gdzie właśnie zniszczył horkruksy poleciały pchane ogromnym podmuchem mocy. Czarne obłoki dymu szalały nad nim, przypominając kształtem głowy Voldemorta. Machnął kolejny raz różdżką, aby pozbyć się resztek czarnej magii, posyłając ją na drugi koniec ogromnego pomieszczenia. Podszedł do zniszczonych przedmiotów, przyglądając się z satysfakcją, widząc, że mu się udało. Kolana pod nim ugięły się, kiedy poczuł ogromy wstrząs, który niemal ruszył zamkiem. Bariery ochronne zostały przełamane i mógł wręcz poczuć wściekłość, jaka ogarniała Voldemorta. Trzeba było dołączyć do walczących, ruszył w stronę wyjścia z pokoju. Zanim jednak się ujawni, musi być pewien, że wąż został zlikwidowany, a Harry'ego trafiło zaklęcie Czarnego Pana. Wtedy będzie miał szanse...

***

Bronili barier dzielnie, wzmacniając je przed atakami śmierciożerców. Harry stał blisko Draco, niemal stykając się z nim ramieniem. Nagle poczuł przeszywający go ból, jakby ktoś wyrywał jego duszę, a on upadł na ziemię, krzycząc całą pojemnością swoich płuc. Malfoy spojrzał na niego przerażony, szybko uklękając obok niego.

— Harry? Co się dzieje?! Powiedz mi co się dzieje! – próbował przekrzyczeć leżącego na ziemi chłopaka. Nie wyglądało to na atak ze strony Czarnego Pana, brunet nawet nie trzymał się za bliznę. Jego dłoń spoczywała na klatce piersiowej, jakby tam było źródło bólu. — Cholera, Potter, co jest?!

A potem poczuli szalejącą wokół siebie magię. Podmuch mocy, która wydobywała się z Harry'ego odrzucił go na kilka stóp do tylu. Było mu ciężko wstać, czuł jakby coś przygniatało go do ziemi. 

— Tonks! Musisz mi pomoc! Sam nie dam rady tego utrzymać! – skierował swoją różdżkę na Harry'ego i zaczął recytować zaklęcie kokonu, aby powstrzymać magię, która niekontrolowanie wydobywała się z ciała jego chłopaka.

— Co jest? Co się dzieje? – spytała, ale bez zastanowienia skierowała różdżkę w te samą stronę, próbując utworzyć kolejny kokon.

— Nie wiem, nagle zaczął krzyczeć jakby go obdzierano ze skóry. Nie wyglada mi to, jakby Czarny Pan próbował nim zawładnąć, nie trzymał się blizny.

Ciężko im było utrzymać magię Harry'ego, dlatego Molly do nich dołączyła. Ona miała największe doświadczenie, jeżeli chodzi o bariery, a to było prawie tym samym. Udało im się utworzyć trzy stabilne kokony, a Ślizgon podleciał do Harry'ego, który leżał na ziemi.

Bariery wokół szkoły nagle wybuchnęły, puszczając kolejny dziki powiew magii, który niemal zwalił ich z nóg. Teraz było czuć wyraźnie wściekłość Voldemorta. Draco potrząsnął ramieniem Pottera.

— Harry! Wstawaj musimy stąd uciekać! – chłopak spojrzał na niego nieprzytomnie, a ten szarpnął nim do góry, pomagając mu wstać i trzymając go w pionie. – Bohater od siedmiu boleści. – warknął, ale skierował się z nim w stronę wejścia do szkoły. – Co się stało?

Mgiełka jego oczu. || DRARRYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz