Leżał w łóżku, patrząc w sufit. Ból głowy nie ustępował, pomimo zażycia eliksiru. Czuł rozdrażnienie i jednocześnie palącą potrzebę, jednak starał się to ignorować. Przyjaciele zamknęli go w pokoju, nie pozwalając mu wychodzić do Pokoju Wspólnego. Po dłuższym zastanowieniu wcale im się nie dziwił, już trzy razy musieli naprawiać mebel, który w akcie złości potraktował zaklęciem. Jedzenie przynosiły mu skrzaty, które w mgnieniu oka ulatniały się z pokoju, pod wpływem jego morderczego spojrzenia. Sam nie do końca rozumiał, dlaczego ta klątwa tak silnie na niego działa. W książkach, które przynosiła Pansy, nie było wzmianki o żadnym ograniczeniu wiekowym co do stosowania zaklęcia i efektów ubocznych rzucania go na dojrzewających czarodziei. Chociaż, była oczywiście informacja o uprzednim konsultowaniu z magomedykiem. Coś to pewnie ma do rzeczy, sam nie wiedział. Ból głowy wzmógł się.
Drzwi z jego pokoju otwarły się, a do środka weszła zadowolona Parkinson. Draco warknął, obracając się tyłem do niej. Poczuł jednak znajomy zapach, którego nie potrafił określić.
— Spieprzaj, Pans, nie jestem w humorze. – powiedział jadowitym głosem, mając nadzieje, że dziewczyna zrozumie. Nie chciał robić jej krzywdy, chociaż wiedział, iż tak utalentowana czarownica potrafi się bronić i pewnie sam skończyłby poskładany na ziemi.
— Och, oczywiście, że nie. – zaśpiewała radośnie, na co on zmarszczył brwi. Obrócił się do niej przodem, ukazując swój nagi tors. Na sobie miał jedynie szare, dresowe spodnie. Mało miały wspólnego z modą czarodziei, ale były niesamowicie wygodne i praktyczne.
— Co ty taka zadowolona? Snape w końcu zamordował któregoś z uczniów? Mam nadzieje, że to był Puchon, im mniej tych idiotów, tym lepiej.
— Nie, Draco, na to jeszcze musimy poczekać. – puściła mu oczko. – Mam dla ciebie coś, co ci się spodoba, kochany.
— Wątpię, żeby teraz cokolwiek mi się spodobało. Nie zajmuj mojego czasu, jest cenny. A tak poza tym, to...
Przerwał, ponieważ Pansy sięgnęła ręką gdzieś po swojej prawej stronie, a w momencie pojawił się Potter. W jego sypialni. Draco zamrugał kilka razy, jakby nie wierzył w to, co widzi.
— Jak ty.. Rzuciłaś na niego Imperio? – niedowierzając spojrzał na przyjaciółkę. Ta jedynie zaśmiała się śpiewnie.
— Kochanie, o co ty mnie podejrzewasz. – wymruczała słodkim głosem, po czym popchnęła Pottera w stronę łóżka. – No, to wam nie przeszkadzam, gołąbeczki. – i z tymi słowami zniknęła za drzwiami, które zabezpieczyła zaklęciami blokującymi i wyciszającymi. Z zadowoleniem wróciła do swojego pokoju.
Gryfon stał oniemiały na środku pokoju, nie wiedząc co ma ze sobą zrobić. Czuł się zakłopotany, przez co jego rumieńce były już dobrze widoczne. Malfoy wcale nie wyglądał lepiej. Siedział na łóżku, wpatrując się w chłopaka przed sobą, nie do końca ufając swoim oczom. Zdecydował się jednak wstać, powoli aby ten kretyn nie myślał, ze rzuci się na niego jak zwierze na ofiarę. W każdym bądź razie, starał się kontrolować, aby do tego nie doszło.
— Malfoy, nie sądzę.. – zaczął niższy, urywając, kiedy blondyn stanął naprzeciwko niego. Ten zapach sprawił, że mgiełka zaczęła powoli pojawiać się na błękitnych oczach. Potter zaczął się cofać, małymi kroczkami do tyłu.
— Csii, Potter. – powiedział cicho. Domyślał się, że Gryfon przyszedł tu z własnej woli, pomimo tego, że się wahał. A skoro już przyszedł, to dlaczego nie mógł mu pozwolić uwolnić się od tego całego cierpienia, które powodował.
![](https://img.wattpad.com/cover/329947242-288-k735039.jpg)
CZYTASZ
Mgiełka jego oczu. || DRARRY
FanfictionDwóch szkolnych wrogów, których połączy jedno specyficzne zaklęcie. Jak zareagują, kiedy dowiedzą się czyją sprawką była drastyczna zmiana w postrzeganiu siebie wzajemnie. --- Okładka skromna, ale ważne, że jakaś. Autor podpisany na fanarcie.