Rozdział 40.

1.2K 72 0
                                    

Grupa osób aportowała się na polanę w Zakazanym Lesie. Wszyscy byli ubrani na czarno, a porozumiewali się ze sobą jedynie ruchami dłoni. Noc była ciepła, a księżyc oświetlał okoliczne drzewa i tereny. Grupa rozdzieliła się na czteroosobowe mniejsze brygady i uważając na każdy krok, ruszyła cicho w kierunku wioski Hogsmeade. Dostanie się do zamku od frontu było niemożliwe, dlatego trzeba było użyć tajnych przejść. Jednym z nich było to w Miodowym Królestwie, chociaż mogło się okazać ono zamknięte. Jednakże Fred i George znali wszystkie możliwe przejścia do zamku, więc byli ich nawigatorami. Akcja musiała pójść sprawnie i cicho, aby nie wszcząć alarmu i za szybko nie zaczynać walki. Trzeba było dostać się najpierw do zamku. Pomimo tego, że byli podzieleni, świetnie wiedzieli dokąd się najpierw udać i jak się poruszać, aby nie zostać nakrytym. W wiosce kręciło się kilku smierciożerców, dlatego trzeba było ich cicho unieszkodliwić i schować między budynkami. Zaklęcie kameleona, którego nauczyli się w trakcie ćwiczeń, spisywało się o wiele lepiej, niż peleryna, którą można było zgubić, a zakrywała jedynie jedną osobę. Dotarli do Miodowego Królestwa, gdzie bliźniacy już sprawdzali w środku, czy tajne przejście jest dostępne. Musieli uważać, aby nie wyjść z ukrycia i nie dać się złapać. Trzeba było czekać na odzew ze strony braci Weasley. Ich fałszywe galeony rozgrzały się, a na monecie było napisane, że przejście zostało zamknięte. Pomysł na komunikowanie się dała Hermiona, przypominając sobie o tym, jak ustalali spotkania w Gwardii Dumbledore'a. Każdy zgodził się, że będzie to najlepszy i najbardziej dyskretny sposób. Trzeba było udać się w inne miejsce, w którym istniał kolejny tajny tunel prowadzący do Hogwartu. Musieli się pospieszyć, za niedługo ktoś zorientuje się o ogłuszonych śmierciożercach i rozlegnie się alarm. Szybko dotarli do kolejnego punktu zbiórki, czekając aż Weasleyowie sprawdzą przejście. W tym samym momencie, gdy dostali informacje o otwartym tunelu, alarm rozległ się na całą wioskę. Szybko weszli do budynku, udając się do piwnicy, w której istniał tunel. Przed wejściem musieli ściągnąć zaklęcie, które ukrywało ich przed wzrokiem wroga, aby mogli się policzyć. Tunel był niski, dlatego trzeba było iść na czworaka. Ron co chwila rozglądał się po pajęczynach nad ich głowami, jakby to właśnie pająki miały zagrozić jego życiu. Harry niemal się roześmiał, ale kroczyli dalej. Na całe szczęście nikt ich nie złapał a po zamknięciu wejścia do tunelu, Lupin zabezpieczył klapę, aby nikt już jej nie otwarł, a po odejściu na odpowiednią odległość zawalił cześć tunelu, uniemożliwiając pościg. Po kilkudziesięciu metrach byli w stanie podnieść się na nogi, gdzie zaczynały się kamienne schody. Było widać, że jest to już cześć zamku i wiedzieli, że wyjdą na drugim pietrze, daleko od wejścia do gabinetu dyrektora. Wyjście z tunelu znajdowało się za kominkiem w dawno już nieużywanej klasie. Kominek zabezpieczało zaklęcie, które oczywiście Fred i George znali, gdyż tylko oni znali wszystkie możliwe przejścia i kryjówki w zamku. Po ciężkiej wspinaczce wyszli do klasy, którą oświetlało jedynie światło księżyca. Wokół było czuć woń kurzu i starych mebli. Wszyscy byli na tyle cicho, aby nikt poza pomieszczeniem ich nie usłyszał. Harry rozłożył Mapę Huncwotów na biurku, gdzie mogli zobaczyć pozycje wroga. Ich korytarz był pusty, Snape'a nie było w gabinecie. Widać było, że wieść o ich przybyciu szybko się rozniosła, dlatego musieli zacząć atak.

— Każdy wie, co ma robić. – odezwał się Lupin najciszej, jak mógł. – Ogłuszacie każdego, kto wejdzie wam w drogę. Im mniej świadków tym lepiej. Nie oszczędzajcie zaklęć na śmierciożerców, oni nie będą się bawić w łagodne klątwy. Trzeba poinformować nauczycieli o sytuacji. Nie zdejmujcie zaklęcia kameleona i ukrywajcie się w cieniu. Czym szybciej przejmiemy zamek, tym lepiej.

Potem wszyscy wtopili się w cień, grupując się tak jak poprzednio w czteroosobowe grupy. Każdy był skupiony i czujny, pomimo swoich wątpliwości, jakie targały prawie każdym. Wszystko mogło się zdarzyć i musieli mieć jedynie nadzieje, że nikt nie zginie w bezpośredniej walce. Harry wraz z Draco, Ronem i Hermioną mieli udać się do profesor McGonagall, aby poinformować ją o ataku. Wysłanie patronusa byłoby zbyt ryzykowane, gdyby kobieta nie była sama. Uprzednio sprawdzili, iż kobieta patroluje korytarz na szóstym pietrze, dlatego udali się w tamtą stronę.

Mgiełka jego oczu. || DRARRYOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz