Prolog

1.5K 61 16
                                    

„Trap"

Witam Was w pierwszej części trylogii. Mam nadzieję, że książka przypadnie Wam do gustu i że dacie się jej porwać.

Zapraszam Was do przeczytania krótkiego prologu i życzę miłego czytania <3333

***

Madeleine

Pięć miesięcy temu...

    To niesamowite, jak kilka słów wypowiedzianych przez drugiego człowieka potrafi zmienić praktycznie całe nasze dotychczasowe życie.

    — Czy jest to w pełni potwierdzona informacja? — pyta mój ojciec i spogląda uważnym wzrokiem na doktora Hayesa.

    Czuję, jak z każdą kolejną chwilą moje dłonie zaczynają coraz mocniej się trząść. Słyszałam słowa lekarza, ale wciąż nie może dotrzeć do mnie ich sens. To musi być jakaś pomyłka. Cholerny, nieśmieszny żart.

— Wszystko na to wskazuje — odpowiada mężczyzna i drapie się po karku.

Mam wrażenie, że zapadam się w wygodnym fotelu, na którym siedzę. Ciekawe, jak wiele ludzi usłyszało w nim podobne diagnozy, a może i jeszcze gorsze. Ile łez wsiąkło w jasny materiał... Myślę o tym, kiedy doktor Hayes powtarza idealnie wyuczoną formułkę, którą serwuje zapewne każdemu pacjentowi, który przekroczył próg jego gabinetu:

— To nie pierwszy taki przypadek, więc metoda leczenia jest opracowana i zapewniam, że pańska córka zostanie objęta fachową opieką.

Z każdym kolejnym słowem doktora mam wrażenie, że odpływam.

Silas Scott, mój ojciec, obdarza mnie wnikliwym spojrzeniem, które serwuje każdemu swojemu potencjalnemu klientowi. Nie ma w nim ani krztyny życzliwości. Z czasem doszłam do wniosku, że wyraz jego twarzy nigdy się nie zmienia. Zawsze wyraża tę samą twardość i coś na kształt znudzenia. Jedyne, co dostrzegam to sposób, w jaki zaciska szczękę. Wydaje się być jeszcze bardziej spięty niż zawsze.

Może jednak coś czuje.

— Na początku przepiszę Maddie leki, które złagodzą objawy — kontynuuje po dłuższej chwili milczenia. — Za jakiś czas zobaczymy, jak działa na nie twój organizm.

— Jasne. — Wzruszam ramionami i odwracam twarz w stronę okna.

Na dworze pada gęsty, kwietniowy deszcz. Cóż, aura niewątpliwie sprzyja zaistniałej sytuacji, zważywszy na to, że przez ostatnie tygodni nikt nie zapowiadał deszczu.

Uwielbiam taką pogodę. Spacery w deszczu to coś, co zawsze poprawia mi humor. Siedzenie w fotelu w czasie burzy i czytanie dobrej książki to chyba jedno z moich ulubionych zajęć.

Z moich rozmyślań ponownie wyrywa mnie głos mojego ojca:

— Zapewniam, że będzie przyjmowała wszystkie przepisane leki — mówi i poprawia poły swojego czarnego płaszcza. — Można spekulować, za jaki czas może przyjść poprawa jej stanu?

— Cóż... — zaczyna lekarz, błądząc wzrokiem po całym gabinecie, dziwnym trafem uparcie omijając moje spojrzenie. — Choroba Madeleine może mieć charakter przemijający, przewlekły lub ostry.

Pozostaje mi mieć nadzieję, że to ta pierwsza opcja, choć patrząc na moje szczęście, powinnam spodziewać się wszystkiego.

Zwracam uwagę na to, że mówią o mnie tak, jakby nie było mnie w pomieszczeniu. Czuję się z tym faktem nieswojo. Traktują mnie, jakbym była niewidzialna, a to przecież z mojego powodu tu jesteśmy i rozmawiamy o stanie mojego zdrowia. Mam ochotę zwrócić im na to uwagę, ale nim zdążę to zrobić, głos ponownie zabiera lekarz:

Trap /I/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz