29. „Biała dziewczyna"

509 22 2
                                    

Madeleine

Kolejny tydzień mija mi w ekspresowym tempie. Wszystkie sesje napisane, walizka na wyjazd do Aspen spakowana, sprzęt narciarski zarezerwowany, prezenty dla znajomych rozdane, mówiąc krótko — wszystko jest tak, jak być powinno.

Wraz z Xandrem jedziemy Uberem na lotnisko w Bostonie w towarzystwie Michaela i Lizzy, którym przed chwilą wręczyłam kupione dla nich prezenty. Chłopak dał mi srebrną bransoletkę z zawieszką w kształcie czterolistnej koniczyny i powiedział, że ma nadzieję, że przyniesie mi on szczęście. Nie powiem, nieco się przy tym rozczuliłam.

— Wysyłajcie foty — mówi Lizzy, kiedy się do niej przytulam.

— Jasna sprawa — odpowiadam, kiedy się od niej odsuwam. — Za niecałe dwa tygodnie wracamy — dodaję, kiedy widzę jej niepocieszony wyraz twarzy.

— To szmat czasu — kwituje blondynka.

— Szybko zleci — odzywa się Xander.

Żegnamy się z nimi, po czym idziemy do bramek. Przechodzimy przez nie, po czym oddajemy swoje walizki, żeby pojechały na taśmie do luku bagażowego. Trzymam tylko bagaż podręczny w postaci torebki, kiedy siadamy na krzesełkach w poczekalni. Odprawę i lot mamy za jakieś trzydzieści minut.

— Coś czuję, że będzie fajnie — odzywa się mój przyjaciel.

— Co roku to mówisz i co roku jest fajnie — odpowiadam i rozsiadam się wygodnie na plastikowym krześle.

— Ale w tym roku jedziemy tam, będąc pełnoletni — stwierdza i porusza sugestywnie brwiami.

Śmieję się i kręcę z rozbawieniem głową. O tym faktycznie nie pomyślałam.

Po chwili w zasięgu mojego wzroku pojawia się Blake. Przez chwilę nie mogę oderwać od niego wzroku. Chłopak ma na sobie ciemne jeansy i cholerny czarny golf. Przez jego dopasowany krój, jego umięśnione ramiona oraz przedramiona są uwydatnione. Dlaczego nie mógł ubrać zwykłej bluzy czy czegoś takiego?

Chryste...

Następnie mój wzrok pada na Bustera, który ochoczo idzie koło nóg swojego właściciela. Blake pozbył się już swojej walizki, ale wciąż trzyma smycz psa w jednej ręce, a klatkę w drugiej. No tak, doberman jest nieco za duży, żeby leciał z nami na pokładzie.

— No nareszcie — odzywa się Xander. — Nie wiedziałem, że bierzesz Bustera.

— Ja też nie, ale w ostatnim momencie odmówili mi przyjęcia Bustera w hotelu dla psów — tłumaczy i spogląda na swojego pupila. — Muszę iść do toalety. Dacie mu tabletkę i  zamkniecie w klatce?

— Pewnie — odpowiadam, czym zwracam na siebie uwagę szatyna

Blake podaje mi smycz, którą mocno ściskam. Buster jest dużym psem i ma sporo siły, więc wolę nie ryzykować, że mi ucieknie.

— Zaraz wracam — mówi, kiedy głaska dobermana po głowie.

Śledzę wzrokiem jego oddalającą się sylwetkę. Złość we mnie buzuje, kiedy widzę, jak niektóre dziewczyny i kobiety wodzą za nim wzrokiem i szepczą coś między sobą. Zaraz, czy ja właśnie jestem zazdrosna o Blake'a? To przecież bez sensu.

— Maddie! — Z zamyślenia wyrywa mnie krzyk Xandra.

Zanim zdążę się ogarnąć, smycz wypada mi z dłoni, a Buster zaczyna biec po holu lotniska. Cholera, przecież miałam go pilnować. Spanikowana wstaję z krzesła i zaczynam za nim biec.

— Pilnuj rzeczy! — wołam w stronę Xandra, który wygląda, jakby wahał się między roześmianiem się a rozpłakaniem.

Wpadam w tłum ludzi i zaczynam się przez nich przeciskać. Ciągle przypadkowo na kogoś wpadam i od razu przepraszam. Nigdzie nie mogę dostrzec Bustera. Blake mnie chyba zabije. Jak mogłam w minutę zgubić jego psa? W końcu widzę go, jak skręca w stronę toalety męskiej. Ruszam za nim biegiem. Pies wchodzi do pomieszczenia przez zamykające się drzwi, a ja wpadam do środka za nim.

Trap /I/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz