9. J.L.

609 21 4
                                    

Miłego czytania <33

***

Madeleine

Jak najciszej mogę, wchodzę po schodach na piętro, skąd idę prosto do gabinetu mojego ojca znajdującego się na końcu korytarza. Przymykam powieki, kiedy powoli naciskam klamkę. Ku mojemu ogromnemu zaskoczeniu drzwi ustępują pod naciskiem.

Wchodzę do środka i bezszelestnie zamykam za sobą drzwi. Uśmiecham się sama do siebie. Cały czas bałam się tego, że drzwi będą zamknięte na klucz, ale na szczęście tak się nie stało. Gdyby były zamknięte, mój plan ległby w gruzach.

Podchodzę do biurka, po czym pospiesznie zaczynam przeszukiwać jego szuflady. Co jakiś czas spoglądam na zegarek. Blake uprzedził mnie, że ich rozmowa ma zająć jakieś pół godziny. Mam więc dość dużo czasu.

Siadam koło komody, której szuflady wypełnione są kolejnymi stosami dokumentów i teczek, które niczym się od siebie nie różnią. Kiedy przeglądam ostatnią z szuflad, w oczy rzuca mi się czarna teczka, na której znajduje się krótki napis „J.L.". Nic mi to nie mówi, ale jest to jedyna teczka, która jest w jakiś sposób oznaczona.

Nagle na korytarzu słyszę kroki i głosy rozbrzmiewające z coraz bliższej odległości. Zamykam pospiesznie szufladę, po czym gorączkowo rozglądam się za miejscem, w którym mogłabym się schować. Cholera jasna, w tym cholernym gabinecie nie ma, gdzie się ukryć. Zdesperowana wciskam się pod biurko i przyciągam kolana do klatki piersiowej. Biurko od strony drzwi jest zasłonięte, więc jest szansa, że zostanę niezauważona.

— Theodor poinformował mnie, że twój wyjazd do Macedonii przesunął się o kilka tygodni — odzywa się mój ojciec typowym dla siebie, zimnym jak lód głosem. 

— Macedończycy nie są w pełni przekonani co do stworzenia filii w Skopje, choć byłaby to dla nich idealna okazja do rozwoju — tłumaczy Blake. — Przyłączenie się do naszej firmy to dla nich szansa do wzniesienia się na wyższy poziom, a dla nas możliwość do rozwoju w kolejnych państwach Europejskich.

Staram się zadbać o to, żeby nawet moje oddechy były nie do usłyszenia. Kiedy czuję, że ktoś podchodzi i staje po nieodpowiedniej stronie biurka, mam wrażenie, że to już koniec. Dostrzegam Blake'a, który podchodzi do mebla i bierze z niego kieliszek. W pewnym momencie nasze spojrzenia się krzyżują. W jego ciemnych oczach dostrzegam zaskoczenie, które po chwili zastępuje rozbawienie. Widzę, jak stara się pohamować uśmiech, kiedy bierze kolejny łyk musującego napoju z kieliszka. 

Blake podnosi drugi kieliszek i wręcza go mojemu ojcu, zanim ten zdąży podejść bliżej. Wznawiają swoją rozmowę na temat utworzenia filii „Scott&Harrison Company" w Skopje, czyli stolicy Macedonii. Nie zwracam większej uwagi na ich słowa, a zamiast tego modlę się o to, żeby mój ojciec mnie nie zobaczył. Niech Blake coś zrobi, żeby go stąd odciągnąć.

W pewnym momencie mój telefon, który mam w tylnej kieszeni jeansów zaczyna wibrować. Sięgam powoli do odpowiedniego przycisku i odrzucam połączenie. Przygryzam dolną wargę i przeklinam się w myślach za to, że wcześniej go nie wyciszyłam.

— Wybacz — odzywa się Blake, po czym wyciąga telefon z kieszeni i marszczy brwi, jakby dzwonienie telefonu naprawdę go zirytował. Robi to wszystko nad wyraz przekonująco.

— To nie problem — odpowiada mój ojciec sztywnym, nawet jak na niego, głosem.

Nie zorientował się, że coś jest nie tak. Obiecuję sobie, że muszę wynagrodzić to w jakiś sposób starszemu bratu Xandra. Zabiorę go na kawę do Mystic albo kupię drinka w The Grand Boston, w którym oboje lubimy przebywać.

Trap /I/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz