11. Brak wyników

638 24 1
                                    

Madeleine

Siedzimy z Xandrem w kawiarni Mystic i uważnie oglądamy list, który zostawiła mi matka. Nie zliczę, ile razy już go przeczytałam. Jestem niemal pewna, że byłabym w stanie wyrecytować go z pamięci. Niestety nadal nie wiem, gdzie mam szukać kolejnych informacji na jej temat. Nie wiem nawet, gdzie powinnam zacząć.

Jeśli chciałabyś dowiedzieć się czegoś więcej, to pójdź do mojego ulubionego miejsca, skąd można udać się w wiele przeróżnych kierunków, znajdziesz tam potrzebne informacje — czyta powoli na głos po raz dziesiąty.

— To już wiemy, ale co to może znaczyć? — pytam i opieram łokcie o niewielki stolik. Sięgam po kawę, która niestety całkiem już ostygła.

Od mojej wizyty w Chelsea minął tydzień. Jest sobotnie popołudnie i razem z Xandrem staramy się przeanalizować wszystkie zdania listu. Nie możemy doszukać się jednak drugiego dna, co zaczyna mnie strasznie irytować. Dlaczego nie mogła napisać tego jakoś — sama nie wiem — bardziej wprost?

— Pisała coś o różnych kierunkach, więc może ma to coś wspólnego z... nie wiem, z czym — zaczyna, ale szybko się poddaje. — Jestem ekonomistą, a nie detektywem.

— Nie lepszy z ciebie ekonomista niż detektyw — wytykam mu i się uśmiecham.  — Potrzebuję czegoś słodkiego, żeby mój mózg zaczął lepiej pracować — stwierdzam i zaczynam masować swoje skronie.

Blondyn podchodzi do lady i zamawia dla nas dwa czekoladowe muffiny z nadzieniem porzeczkowym. Po chwili wgryzam się w puszyste ciasto i przymykam oczy z przyjemnością. Jeśli miałabym podać jedną swoją słabość, z pewnością byłyby to słodkie wypieki, a szczególnie muffiny, pączki i wszelkie ciasta pieczone przez panią Rose Harrison.

Po dłuższej chwili bezowocnych prób dochodzimy do wniosku, że niczego nie uda nam się ustalić samym. Miałam nieco ponad dwa latka, kiedy matka uciekła, więc w ogóle jej nie pamiętam. Nie mam pojęcia, co było jej pasją, a czego nienawidziła. Nic o niej nie wiem. Gdyby nie odnalezione zdjęcia, nie wiedziałabym nawet, jak wyglądała.

Gorączkowo zastanawiam się nad tym, kto mógł ją bliżej znać. Jedynymi osobami, które przychodzą mi do głowy są mama Xandra oraz mój własny ojciec, który prędzej porwałby ten list, niż cokolwiek mi o niej powiedział. Ta opcja zdecydowanie odpada. Zostaje mi więc tylko rozmowa z Rose.

— Dokąd dzwonisz? — pyta Xander, kiedy wybieram odpowiedni numer.

— Do twojej mamy.

Przyjaciel posyła mi skonsternowane spojrzenie.

— Dzień dobry — odzywam się wesołym głosem.

— Jakże miło cię słyszeć, skarbie — odpowiada spokojnym głosem kobieta.

Pani Harrison opowiada mi pobieżnie o tym, co robiła przez cały ostatni tydzień i o tym, że nie ma z kim zjeść ciasta czekoladowego, które wczoraj upiekła, ponieważ jej mąż znowu wyjechał w jakąś delegację. Szkoda, że nie mam teraz zbyt wiele wolnego czasu, ponieważ w przeciwnym wypadku z chęcią pomogłabym jej z tym problemem. 

— Mogłabym zadać pytanie? — pytam w końcu, nerwowo skubiąc skórki przy swoich pomalowanych odżywką paznokciach.

— Ależ oczywiście, moja droga. Pytaj, o co tylko zechcesz.

— Wie pani może, co najbardziej lubiła robić moja matka? Wiem, że ją pani znała i może ma pani pojęcie, co naprawdę ją uszczęśliwiało?

Po moich słowach w słuchawce zapada głucha cisza. Po dłuższej chwili słyszę, jak pani Harrison bierze głęboki oddech, po czym ze świstem wypuszcza powietrze. Krzywię się nieco i posyłam niezdecydowane spojrzenie przyjacielowi. Może to wcale nie był dobry pomysł.

Trap /I/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz