Epilog

713 22 4
                                    

Witam Was w epilogu mojej debiutanckiej książki. Życzę Wam miłego czytania <333

***

Skylar

Jak ja nienawidzę tego miejsca...

Gdzie się nie obejrzę, mój młodszy brat i młodsza siostra plączą mi się pod nogami i wydzierają się, jakby ktoś ich ze skóry obdzierał, natomiast macocha zajmuje się wyłącznie sobą i swoją pracą, jaką jest pisanie artykułów do gazety miejskiej. Najlepsze jest to, że musi napisać cholerny jeden artykuł na tydzień, a i tak twierdzi, że jest non stop zajęta.

Dlaczego po prostu nie mogę się stąd wynieść? Odpowiedź jest prosta — tata nie chciałby, żebym zostawiła swoje rodzeństwo z Juliette, która w ogóle nie nadaje się na matkę.

Wychodzę ze swojego pokoju i idę w stronę drzwi frontowych, do których ktoś nieustannie puka. Czy tak trudno byłoby komuś ruszyć dupę i je otworzyć? Dlaczego w tym domu wszystko muszę robić właśnie ja? Przecież mam też swoje życie i muszę zająć się nauką na studiach, która ostatnio idzie mi bardzo opornie. Moi znajomi dali już za wygraną i tylko sporadycznie namawiają mnie na jakieś wyjścia na miasto albo do klubu nocnego.

— Tak? — pytam mało uprzejmym głosem, kiedy w drzwiach zastaję kuriera.

— Przesyłka dla Juliette Laurent — oznajmia mężczyzna i podaje mi paczkę.

— To moja macocha — tłumaczę, kiedy podpisuję dokument potwierdzający odebranie paczki.

Zamykam drzwi i przekręcam w nich zamek. Idę w stronę pokoju Juliette, która po śmierci mojego taty wróciła do swojego panieńskiego nazwiska.

— Paczka dla ciebie — oznajmiam, kiedy bez pukania wchodzę do jej sypialni.

— Czemu wchodzisz bez pukania? — pyta, kiedy do mnie podchodzi i bierze ode mnie paczkę. — A gdybym była naga?

Nie wiem, kto normalny ot tak siedzi sobie nago w porze obiadowej, jednak po tej kobiecie można spodziewać się dosłownie wszystkiego.

— Byłabym straumatyzowana do końca życia — odpowiadam, nie siląc się przy tym, żeby mój głos brzmiał żartobliwie.

— Nie przesadzaj. — Stawia pudełko na łóżku i sięga po nożyczki znajdujące się w szufladzie w szafce nocnej. — Aż taka straszna nie jestem.

Fakt, z wyglądu robi całkiem miłe wrażenie, ale to tylko pozory. Czasem mam wrażenie, że muszę się nią opiekować bardziej niż moim rodzeństwem. Razem wziętym. W momencie, kiedy jestem zmuszona jechać gdzieś po nią w środku nocy, ponieważ skończyły jej się pieniądze, dochodzę do wniosku, że Hailey i Henry to istne aniołki.

Mało zainteresowana jej nowym nabytkiem, wychodzę z jej sypialni, trzaskając przy tym drzwiami. Idę do swojego niewielkiego pokoju i zamykam za sobą drzwi, żeby żadnemu z mojego rodzeństwa nie przyszło do głowy, żeby mi teraz przeszkadzać. Siadam przy biurku i przeglądam kolejny temat w książce na temat mikroekonomii. Nie mam pojęcia, dlaczego akurat ten dział tak trudno mi zrozumieć.

— Zamknij się! — Słyszę pisk swojej młodszej siostry.

— To ty się zamknij! — krzyczy Henry, a ja mam ochotę kogoś udusić.

Nie zawsze to tak wyglądało. Kiedy żył tata, wszystko było tak, jak być powinno. Kiedy Hailey miała niespełna roczek, naszej biologicznej matce zostały odebrane prawa rodzicielskie. Później wydawało się, że wszystko będzie dobrze i faktycznie było, ale do czasu. Przeprowadziliśmy się we czwórkę do Portland w stanie Oregon i zaczęliśmy nowe życie. Miałam wtedy niespełna dziesięć lat i przeprowadzka do tak wielkiego miasta była dla mnie czymś niesamowitym. Tata znalazł dobrze płatną pracę i wprowadziliśmy się do niewielkiego domu na obrzeżach miasta. Jakiś czas później poznał Juliette, w której bez pamięci się zakochał i już kilka miesięcy później zrobił z niej swoją żonę, choć kompletnie się do tego nie nadawała. Wszystko było dobrze, aż tata umarł, a Juliette została naszym opiekunem prawnym. Szybko okazało się, że nie mamy wystarczająco dużo pieniędzy na spłatę kredytu za dom, więc wprowadziliśmy się do niewielkiego mieszkania w centrum miasta, gdzie obecnie żyjemy. Plus jest taki, że mam kilka minut drogi na uczelnię, ale to tyle, jeśli chodzi o jakiekolwiek plusy.

Problem z naszą macochą jest taki, że w ogóle nie jest nami zainteresowana. Gotowanie? W życiu. Sprzątanie? Nie ma opcji. Robienie zakupów? Tylko dla samej siebie. Zarabianie pieniędzy? Owszem, ale tylko tyle, żeby przeżyć. Właśnie dlatego większość obowiązków spadła na mnie. Dla Juliette najważniejsze są dwie rzeczy. Po pierwsze, malowanie kolejnych obrazów, które zagracają całe nasze niewielkie mieszkanie, nie wspominając o tym, że na pędzle, farby i płótna wydaje wszystkie ostatnie pieniądze. Po drugie, może godzinami opowiadać o swojej zaginionej córce, która ponoć kiedyś do niej powróci. Nie mam pojęcia, czy mówi prawdę, ale słyszałam już tyle wersji opowieści o niej, że nie wiem, czy jest w tym choć krztyna prawdy. Moja ulubiona wersja mówi o tym, że mała Maddie została porwana przez swojego złego ojca, który zamknął ją w domu i do dziś nie pozwala jej z niego wyjść.

Może kiedyś poroniła albo coś i teraz w taki sposób odreagowuje smutek? Nie mam pojęcia.

— Sky, wyrzucisz śmieci, bo strasznie cuchną?! — woła Juliette.

Nauczyłam się, że nie ma sensu jej odkrzykiwać, ponieważ i tak nie usłyszy. Na to, że jest już po czterdziestce, świadczy wyłącznie jej pogarszający się słuch, natomiast patrząc na jej wygląd, nie dałabym jej więcej niż trzydzieści pięć lat.

Niechętnie idę do kuchni, skąd zabieram kilka worków ze śmieciami, które faktycznie strasznie śmierdzą. Zakładam na siebie trampki i kurtkę, po czym wychodzę z mieszkania. Na dworze leje deszcz, jest ciemno, wieje silny wiatr, nie ma słońca... Krótko mówiąc — nawet pogoda mnie dziś nie rozpieszcza.

Kiedy wyrzucam worki ze śmieciami, koło mnie przejeżdża rozpędzony samochód naszego sąsiada, który oblewa mnie brudną wodą z kałuż. Obracam się za jadącym samochodem i wystawiam w jego stronę środkowy palec, choć kierowca i tak nie może już tego dostrzec.

— Ja pierdole — jęczę pod nosem i wbijam wzrok w szare niebo, które nie daje mi żadnej wskazówki na temat tego, co mam ze sobą zrobić.

Jeszcze trochę. Jeszcze tylko kilka miesięcy Sky i będzie po wszystkim.

Na tę myśl uśmiecham się i biorę głęboki oddech. Tak, muszę wytrzymać jeszcze tylko cholerne dwa miesiące, a potem w końcu będę mogła rozpocząć nowy etap w życiu ze świadomością, że mogę skupić się tylko i wyłącznie na sobie. Już nie mogę się doczekać.

KONIEC CZĘŚCI I

***

Bardzo dziękuję Wam za przeczytanie „Trap", czyli pierwszej części mojej debiutanckiej trylogii. Mam nadzieję, że przypadła Wam do gustu i sięgniecie po jej kontynuację, czyli „Clue", która jest już dostępna na moim profilu.

Do następnego xx

Trap /I/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz