13. Prezenty na pocieszenie

587 24 3
                                    

Witam w kolejnym rozdziale! Życzę wszystkim miłego czytania <33

***

Madeleine

Z przeciwności losu rodzi się w nas cierpliwość, z cierpliwości wykształca się wytrwałość, dzięki wytrwałości kształtujemy swój charakter, a dzięki charakterowi rodzi się w nas nadzieja, która jest siłą, pomagającą nam dążyć do celów.

Ogólnie rzecz biorąc, uważam się za naprawdę cierpliwą osobę, ale każdy ma swoje granice. Te zostały przekroczone, kiedy w niedzielę rano w łazience w ubikacji znalazłam telefon Lizzy. Na początku zaczęłam się śmiać, ale szybko zrozumiałam, jak bardzo powalona jest cała ta sytuacja. Co musiało się stać, żeby aż tak puściły jej nerwy?

Jak łatwo się domyślić, dziewczyna nie powiedziała mi nic na ten temat, ani w żaden sposób nie wyjaśniła swojego zachowania, czemu w sumie się nie dziwię. Przestałam spodziewać się po niej jakichkolwiek wyjaśnień, czy choćby chęci na rozmowę.

Zabieram wszystkie potrzebne rzeczy i wychodzę z apartamentu. Na dworze pada, co nie jest szczególnie zadziwiające, zważywszy na to, że deszcz w Bostonie pada ostatnio nieustannie. Wsiadam do czarnego Mercedesa i wpisuję w nawigację adres mojego domu rodzinnego w Chelsea. Czas najwyższy wyjaśnić kilka kwestii z moim ojcem, ponieważ sprawa z moją mamą zaczyna nieco mnie przytłaczać. Od kilku dni nie jestem w stanie w żaden sposób uporać się z zostawioną przez nią w liście wskazówką. Obawiam się reakcji, jaką mogą wywołać w moim ojcu pytania na jej temat, ale jestem w stanie podjąć takie ryzyko. Gorzej będzie, jeśli odkryje, że grzebałam w jego dokumentach i wykradłam list z komody. Wykradłam, to nie jest najlepsze słowo... Ja po prostu odzyskałam swoją własność, którą z nieznanego mi powodu chciał przede mną ukryć.

Po drodze kilkukrotnie dzwonię do ojca, ale ten nie odbiera. Trudno, będzie miał niespodziankę. Mam tylko nadzieję, że to nie Harper jest powodem, dla którego nie może ode mnie odebrać. Najlepiej byłoby, gdybym w ogóle nie zastała jej w naszym domu.

Naszym? Nic nie łączy mnie z tym miejscem, prędzej mogę nazwać w ten sposób dom Harrisonów, w którym spędziłam większość swojego dzieciństwa, a potem nastoletniego życia.

Kiedy stoję na czerwonym świetle, przypominam sobie wydarzenia, które miały miejsce na wczorajszej imprezie w domu bractwa Xandra. Wyszłam stamtąd przed pierwszą w nocy i wróciłam do domu Uberem. Z tego, co wiem, Michael został tam na noc. Mam nadzieję, że nie zdecydował się prowadzić auta pod wpływem alkoholu.

Nie zamieniłam z chłopakiem ani słowa od wczorajszej nocy. Po tym, jak uciekłam do łazienki, tylko kilka razy mignął mi gdzieś w tłumie bawiących się ludzi. Tak jak się spodziewałam, było ich znacznie więcej niż czterdzieści, czy pięćdziesiąt.

Mój telefon wibruje w tylnej kieszeni jeansów, oznajmiając nadejście nowej wiadomości. Wyciągam urządzenie i spoglądam na podświetlony ekran.

Od: Michael
Cześć, piękna. Jak się czujesz?

Uśmiecham się nieznacznie, czytając wiadomości od chłopaka. Naprawdę doceniam tak małe, z pozoru nic nieznaczące gesty. Odpisuję mu, że prowadzę i nie mam jak pisać. Po chwili mój telefon zaczyna więc dzwonić.

— Nie rozsądnie jest używać telefonu podczas prowadzenia auta — mówi, choć w jego głosie nie rozpoznaję wyrzutu. — Dokąd jedziesz?

— Do Chelsea — odpowiadam, przełączając rozmowę na tryb głośnomówiący. — Muszę pogadać z ojcem — dodaję w ramach ścisłości. — Jak się trzymasz po wczoraj?

Trap /I/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz