16. Ktoś tu był

569 23 3
                                    

Witam w kolejnym rozdziale i życzę miłego czytania <33

***

Madeleine

Cały wolny czas spędzam na przeszukiwaniu kolejnych stron internetowych w poszukiwaniu informacji na temat mojej rodziny z Francji. Jak łatwo się domyślić, poszukiwania te są jak na razie dość bezowocne. Właściwie jak dotąd nie zrobiłam żadnych postępów w tej sprawie. Wszystko stanęło w martwym punkcie, a ja gorączkowo zastanawiam się nad tym, co mam dalej robić.

Siedzę w Mystic i piję swoją ulubioną kawę. Przed sobą mam laptopa, do którego wyszukiwarki wpisuję kolejne hasła: „rodzina Laurent Francja", „radna Laurent w Strasburgu", „Henry Laurent", „Stella Laurent",Giselle Laurent",jak do cholery znaleźć rodzinę za granicą?". Żadne z wyszukiwań się nie powiodło. Przy ostatnim natknęłam się na ciekawy artykuł na temat pozostawiania dzieci na plażach w Kalifornii. Cóż, niestety i to nie bardzo mi się przydało.

— Madeleine — odzywa się znajomy, przyjemny dla ucha głos. Odrywam się od komputera i odwracam się w stronę Blake'a.

— Cześć Blake — odpowiadam i dyskretnie zamykam swój komputer. — Co tu robisz? — pytam, żeby zagaić jakoś rozmowę.

— Jesteśmy w kawiarni więc raczej łatwo się domyślić, że przyszedłem na kawę — tłumaczy mi jak małemu dziecku, przy czym jeden z kącików jego ust nieznacznie się unosi.

Dupek. Denerwowanie mnie to chyba jego ulubione hobby.

— No tak. — Wskazuję mu wolne krzesło obok siebie na znak, że może koło mnie usiąść. Nie, żeby potrzebował specjalnego zaproszenia. — Co u was słychać? Ostatnio Bex nie daje znaku życia.

— Pojechała z chłopakiem do Dallas, żeby poznać jego rodzinę — mówi, jakby nigdy nic.

Zaskoczona otwieram usta, ale zamykam je, kiedy nie mogę znaleźć żadnych odpowiednich słów. Jak to „pojechała poznać rodziców chłopaka"? Chyba nic z tego nie rozumiem.

Po chwili Blake zlitował się nad moim zakłopotaniem i rozjaśnił mi całą zaistniałą sytuację.

— To... nieźle — stwierdzam po wysłuchaniu jego wywodu. — Jak się z tym czujesz?

— Dobrze — odpowiada krótko i zbywa mnie wzruszeniem ramion. — Trochę dziwnie jest znów mieszkać samemu — dodaje po chwili, kiedy upija łyk swojego ukochanego gorzkiego espresso, które nigdy nie przechodzi mi przez gardło. Jak można pić takie świństwo? — Przyzwyczaiłem się do jej wesołego paplania.

Od kiedy Bex wesoło papla? Z tego co zauważyłam, prowadzi się z nią dość inteligentne rozmowy. Może to tylko moje zdanie, co jest wielce prawdopodobne, zważywszy na to, że większość moich rozmów odbywam z Xandrem. Sprawia to, że poziom intelektualny moich rozmów drastycznie spada wraz z moimi standardami dotyczącymi rozmówców. Plus jest taki, że zawsze mam po nich dobry humor, a to chyba najważniejsze.

— Pamiętaj, że masz jeszcze Xandra, który chętnie zajmie się Busterem — przypominam mu. — Jeśli będziesz na jakimś wyjeździe, to też będę mogła pomóc w podlewaniu kwiatków.

— Nie mam w domu żadnych kwiatów — odzywa się i upija kolejny łuk z porcelanowej filiżanki.

— A... drzewka?

Kręci przecząco głową.

— W takim razie zostaje Buster.

Włączył mi się tryb gadania bez ładu i składu, ale nie lubię, kiedy między mną i Blakiem zapada cisza. Czuję się wtedy dość mocno przytłoczona uważnym spojrzeniem jego ciemnobrązowych, głębokich oczu. Wolę gadać głupoty, niż nic nie mówić.

Trap /I/Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz