Blake
Już od dziecka między mną, a moim młodszym bratem było widocznych wiele różnic. Jedną z nich było, a właściwie nadal jest to, że Xander jest lekkomyślny, podczas gdy ja wolę wszystko przemyśleć kilka razy. Czasem jest to dość uciążliwe, ponieważ okazuje się, że podjęcie decyzji dotyczącej, chociażby wyboru koloru farby na ścianę może okazać się wyjątkowo trudne.
— Weź tą i chodźmy stąd już — odzywa się Xander i podaje mi puszkę z szarą farbą.
— Poprzednia była ciemniejsza — stwierdzam i przyglądam się puszce.
— Zaraz kurwicy dostanę — jęczy i chowa twarz w dłoniach. — Co to za różnica? I tak nie korzystasz z sypialni dla gości.
Niby nie ma różnicy, ale nie lubię zmian w swoim najbliższym otoczeniu. Kaktus, którego kupiła mi Maddie był dla mnie czymś, do czego trudno było mi się przyzwyczaić, ale z czasem uznałem, że pasuje do surowego wnętrza mojego mieszkania.
— Zajmij się sobą — stwierdzam i spoglądam na jego głowę, na której ma grubą czapkę z pomponem.
Jest zima, więc w zasadzie nie powinno być w tym nic dziwnego, jednak mój brat ma to do siebie, że nigdy, ale to przenigdy nie nosi czapek zakrywających mu uszy. Prócz czepka rzecz jasna. Ma to od dzieciństwa. Na palcach jednej ręki mogę zliczyć stare zdjęcia, na których ma czapkę. Na każdym wygląda komicznie.
— Odwal się — obrusza się i poprawia czapkę, wyraźnie się przy tym krzywiąc. — Kto wymyślił to dziadostwo? — pyta i poprawia materiał.
— Gdybyś nie podejmował decyzji w kilka sekund, teraz byś nie narzekał. — Wzruszam ramionami, kiedy zaczynam iść w stronę kasy z puszkami szarej farby.
W końcu postanowiłem wziąć oba odcienie, żeby farba na pewno była trafiona. W razie czego pomieszał ze sobą oba kolory. Zawsze znajdzie się jakiś sposób.
— Ty się głupio śmiejesz, a ja przeżywam załamanie nerwowe — mówi i zaciska dłonie w pięści.
— Na pewno nie jest tak źle — staram się go jakoś pocieszyć.
Xander jak przystało na lekkoducha, lubi podejmować szybkie i nie do końca przemyślane decyzje. Po wczorajszym wyjściu ze znajomymi do klubu poszedł do fryzjera i obciął włosy. Nie mam pojęcia, jak dużo. Mogły być to dwa głupie centymetry, ale równie dobrze może być kompletnie łysy.
— Jest — upiera się jak małe dziecko.
— Nie możesz bez końca chodzić w mojej czapce — przypominam mu.
— Nie bez końca — zgadza się ze mną. — Do czasu, aż odrosną. Błagam, niech to szybko minie. Kupiłem keratynę, żeby szybciej rosły.
— Kogo obchodzi długość twoich włosów? — pytam i marszczę brwi.
Chyba powoli mam dość tej jego marudzenia. Jego jasne loki sięgające szczęki są, a raczej były, jego cechą charakterystyczną. Xander i ja jesteśmy do siebie bardzo podobni, ale to właśnie włosy nadają nam naszego charakteru.
— Mnie obchodzi! — wypala, a swoim krzykiem zwraca na siebie uwagę kilku klientów marketu budowlanego. — Babcia Mery...
— Myli cię z naszym ojcem — przerywam mu. — Odpuść już.
— Łatwo ci mówić. — Wzdycha i naciąga czapkę. — Ty nie przykładasz wagi do takich drobiazgów, jak włosy.
Wypraszam sobie, mój wygląd zewnętrzny jest dla mnie istotny. Dbam o to, żeby moje włosy nie były za długie, a policzki muszą być idealnie ogolone. Po moim ciele widać godziny, które każdego tygodnia spędzam na siłowni oraz lata, przez które ćwiczyłem koszykówkę oraz tenisa.
CZYTASZ
Trap /I/
Storie d'amorePierwszy tom trylogii „Riddle". W życiu młodej Maddie Scott nigdy nie układało się lepiej. Dziewczyna wyjechała na studia z najlepszymi przyjaciółmi, poznała nowych ludzi, a jej relacja z ojcem stała się w miarę opanowana. Cóż, wszystko wydaje się b...