8. Więc... gratulacje

1.7K 98 5
                                    

[Widzisz błędy, popraw mnie. Dziękuję.]

Katherina

— Gdzie chcesz dzisiaj wyjść?

Głos przyjaciółki wybrzmiał w małej bezprzewodowej słuchawce. Od godziny biegałam alejkami parku. Drobny żwir szeleścił pod podeszwami butów, a powietrze pachniało wolnością. Pot ściekał po rozgrzanej skórze karku, a delikatny, poranny wietrzyk ochładzał ją.

— Do Apollo. — Odpowiedziałam zdyszanym głosem. — Jak tam dzieciaczki?

Apollo był jednym z klubów familii. Często chodziłyśmy tam na drinki zanim Sam została pochłonięta obowiązkami idealnej matki. Alarm na zegarku zabrzmiał, dając znać o końcu treningu. Samanta westchnęła. 

— Jak zawsze rozrabiają. Sofi opowiada koleżankom z klasy, że następnym razem ciocia zabierze ją na przekłucie języka. Myślałam, że zapadnę się pod ziemie jak jedna z matek zwróciła mi uwagę. — Wysapała, a ja nie mogłam zapanować nad parsknięciem śmiechem. 

— To nie jest śmieszne, Kat. — Zrugała mnie. 

— Przepraszam. — Odezwałam się z pokorą. — Obiecuję, że z nią porozmawiam.  

— Mam taką nadzieje. Nawet nie powiedziałam tego Antonio, bo już dawno dzwoniłby do ciebie, byś uświadomiła naszą córkę jak bardzo jest to zły pomysł i na pewno nie byłby taki miły jak ja. 

Teraz sama się zaśmiała, jakby tak samo jak ja wyobraziła sobie minę Antonia. Zagryzłam wargę by znowu nie wybuchnąć śmiechem. 

— Gabriele ma tyle energii, jakby co noc ładował akumulatory. Czasem zastanawiam się czy tak nie jest. Powiedz mi jak to jest, że przez pięć dni w tygodniu jak to trzeba wstać do przedszkola spałby w najlepsze, a gdy tylko nadejdzie weekend nie daje się wyspać.

Zaśmiałam się, zatrzymując. Pochyliłam się i zaparłam ręce na udach, głęboko oddychając.

— Bo dzieci są tak zaprogramowane. I dlatego nadchodzę, ja, twoja najlepsza przyjaciółka i proponuję wieczorny wypad.

— I co myślisz, że wyjście do klubu pozwoli mi odpocząć?

Spojrzałam na zegarek, wskazywał szóstą rano.

— Psychicznie. — Odpowiedziałam, prostując się i kierując w stronę mieszkania.

— A fizycznie?

— Tyle razy mówiłam ci żebyś znalazła jakąś niańkę. Sofi i Gabriele są wystarczająco dorośli...

— Nie są dorośli, Katherine. — Przerwała mi swoim matczynym głosem. — Mają dopiero osiem i pięć lat. Jest pewna granica między dorosłością a...

— Dobra, dobra Sam, wiem kochasz swoje dzieci i nie potrafisz bez nich żyć. Rozumiem to, ok. — Otworzyłam drzwi lobby apartamentowca, w którym mieszkałam i poczułam zimny powiew klimatyzacji, odetchnęłam z ulgą. — Nie każe ci ich zostawić na cały weekend tylko na kilka godzin.

Słyszałam jak Sam westchnęła i uśmiechnęłam się. Miałam ją.

— Uwielbiam twoje dzieci, ale potrzebuję cię i czuje, że ty mnie też. Po prostu chcę by dzisiejsza noc była tylko dla nas, a jutro wrócisz do swoich dzieci nienaruszona i z kolejnymi pokładami cierpliwości.

Wcisnęłam guzik przywołujący windę. Samanta przez chwilę się nie odzywała.

— Tylko my, tak jak kiedyś. — Przekonywałam.

— Dobrze...

Pisnęłam przerywając jej. Mężczyzna w ciemnym garniturze, który wychodził właśnie z windy spojrzał na mnie z uniesionymi brwiami.

Złożona przysięgaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz