Rozdział: Drugi

3.3K 73 10
                                    

Diana

Zaczynam niespokojnie poruszać się, kiedy wraca mi świadomość. Piszczy mi w uszach, przez co automatycznie kładę dłonie na głowie i mocniej ściskam powieki.

Oddech jest spokojny, jak zawsze, ale jeśli nie wezmę leków, ulegnie to zmianie i wiem, że nie przyniesie mi to niczego dobrego.

Podnoszę się do siadu i rozglądam po pomieszczeniu, dosyć niewielkim i ciemnym. Siedzę na zimnej podłodze, a kiedy dostrzegam obok mnie posturę kobiety, cofam się gwałtownie jeżdżąc pośladkami po betonie.

-- Psst! -- próbuję najciszej, jak mogę ocucić rudowłosą. -- Halo! -- chcę krzyczeć, choć wychodzi raczej szept.

Wstaję na nogi i podchodzę do kobiety kucając przy niej i odgarniając włosy, z jej piegowatej, ślicznej twarzy.

-- Obudź się. -- przejeżdżam opuszkami palców po jej policzku i przekrzywiam głowę, przyglądając się rysom jej twarzy.

Odsuwam się, kiedy i ona zaczyna niespokojnie się poruszać. Nie zajmuje jej to dużo czasu. Niemal natychmiast podnosi się do siadu i przenosi na mnie swoje niebieskie tęczówki.

-- No to kurwa pięknie. -- wzdycha ciężko i z powrotem kładzie się na zimnym betonie.

Siadam po turecku tuż obok i nadal przyglądam się kobiecie chcąc, aby rozwinęła myśl.

-- Co się patrzysz? -- unosi brwi ku górze, a jej słowa wypowiadane są z pretensjonalnym tonem.

-- Gdzie jesteśmy? -- pytam, jakby miała znać odpowiedź na to pytanie.

Przymykam powieki i skupiam się przez chwilę na oddechu. Nie wiem, która jest godzina, nie wiem, ile czasu mi zostało, aby się wydostać. Wiem, że bez leków moje stany lękowe zaczną być nieznośne, a bezsenność wyniszczy mój organizm.

-- W burdelu. -- zakłada ręce pod głowę, aby wygodniej jej się leżało.

Przekrzywiam głowę słysząc te słowa, jestem zdziwiona lecz nie tak, jak mogłabym być. W Kolumbii dużo się o tym słyszy, policja na bieżąco bada te sprawy, ale nigdy nie udało im się uratować kobiet.

-- Aha. -- odpowiadam i wstaje z podłogi.

Ruszam do drzwi, jedynych, które tu są. Łapie za klamkę, ale drzwi ani drgną. Spodziewałam się tego, ale chyba każdy miałby nadzieję. Zazwyczaj złudną i natrętną, ale zawsze.

-- Odpuść, laska. -- słyszę za plecami, kiedy kieruję się do jedynego, małego okna, jakie znajduje się w tym miejscu.

Niczego jednak nie jestem w stanie dostrzec, a szkoda. Każda informacja jest na wagę złota. Jeśli jesteśmy w burdelu, to z pewnością w jednym i mało atrakcyjnym celu. Cóż, trzeba się godzić z losem, które zsyła na nas życie.

-- Mam na imię Diana. -- przedstawiam się, bo w końcu jesteśmy w tym samym bagnie.

Kobieta podnosi się natychmiast z podłogi i przygląda mi się, jakby zobaczyła ducha.

-- Nazwisko? -- klęczy na kolanach, podpierając się rękoma, a jej oczy są tak szeroko otwarte, jakby odkryła jakąś tajemnicę.

-- Garcia. -- odpowiadam odrazu, bo choć nie lubię rodziny, z której pochodzę, to nie wstydzę się swojego nazwiska.

Kobieta wstaje z podłogi i zaczyna się głośno śmiać, przez co na mojej twarzy powstaje coś w rodzaju grymasu.

-- Jakim cudem oni porwali jedną z najbardziej chronionych kobiet w tej pieprzonej Kolumbii, ha? -- prycha. -- Przyznaj się, że jesteś jedną z nich! -- krzyczy wskazując na mnie palcem.

Na Rozkaz [+18] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz