Rozdział: Dwudziesty Czwarty

1.7K 65 6
                                    

Podnoszę się z klatki piersiowej Amira i spoglądam w jego oczy zagubionym i niczego nie rozumiejącym wzrokiem.

Nie wykonałem zlecenia.

Otwieram i zamykam usta próbując coś z siebie wydusić. Jego zdanie napiętrzyło ilość pytań w mojej głowie, na które tak bardzo pragnę znać odpowiedzi.

Jego dłoń spoczywa na moim policzku, a wzrok jest smutny. Dlaczego skoro właśnie powiedział, że nie zabił dziewięcioletniego dziecka.

Jednak w mojej głowie pojawia się pytanie kto, jeśli nie on. Był tam tylko on i mój tata, który nie zrobiłby tego za żadne skarby, za żadne pieniądze świata.

-- Masz z pewnością wiele pytań. -- gładzi kciukiem mój policzek i przygląda mi się, a ja nie potrafię wykonać żadnego ruchu. -- Zadaj je więc.

Znowu otwieram usta, ale znowu je zamykam. Spuszczam wzrok i wypuszczam głośno powietrze. Muszę się uspokoić, to jest teraz najważniejsze.

Każdy atak mi zagraża, a w ostatnim czasie przechodzę ich zdecydowanie za dużo. Powinnam unikać stresowych sytuacji, a nie ich sobie dokładać.

Ciężko jednak będąc uwięzioną i zagubioną być spokojną. Jeszcze teraz, kiedy na światło dzienne wypływają nowe fakty.

Dlaczego przez moją myśl nie przechodzi fakt, że może kłamać? Dlaczego odrazu założyłam, że mówi prawdę i odrazu w nią uwierzyłam?

-- Kto zabił Eli? -- udaje mi się w końcu wydusić pytanie, które tworzy ogromny kontrast na tle innych, które szumią mi obezwładniająco w głowie.

Mężczyzna opuszcza dłoń i przenosi ją na moje plecy. Wykonuję koliste ruchy, a sam wpada w zadumę. Przekrzywiam głowę i kładę dłoń na jego klatce piersiowej.

-- Powiedz mi. -- proszę, bo jest to rzecz, którą ja muszę wiedzieć.

-- Nie wiem. -- odpowiada krótko, a cała nadzieja, jak zwykła odpływa.

Jeśli on nie wie, to skąd i ja mam się dowiedzieć? Nie wiem dlaczego moje serce mocniej bije, gdy myślę, że Amir może nie być tak zły, jak go opisują.

Może nie być tak zły, jak sam się przedstawia. To może być jego taktyka, sposób na zbudowanie w okół siebie muru, a przede wszystkim odpowiedniej w jego środowisku opinii.

-- Tata może wiedzieć? -- zadaję kolejne pytanie, choć wcale nie jest to jedno z tych, które już wcześniej stworzyły się w mojej głowie.

Mężczyzna kiwa głową na boki, jakby chciał mi przekazać, że być może mój tata zna odpowiedź. Wzdycham ciężko, kiedy uświadamiam sobie, że przecież nie mam z nim kontaktu.

-- Dostałem pewnego razu zlecenie, aby zabić Eli McConnor. -- zrzuca mnie z siebie i sadza tuż obok. -- Nie dostałem szczegółów, jak mam być szczery nie znałem jej ojca. Nie był tą bardziej wpływową postacią, a ja tylko takimi się otaczałem.

Słucham jego słów, jak zaczarowana i obserwuję, jak wstaje z miejsca i rusza do części kuchennej, kiedy ja się niecierpliwię.

-- Mialem pozbawić życia jego córki, gdyż sam pozbawił życia dziecka kogoś innego. -- wyciąga z szafki alkohol, a ja zaczynam się zastanawiać czy ten domek należy do niego. -- Przyprowadzono mi dziewczynę... -- przerywa, aby wziąć oddech. -- Dziewczynkę. -- poprawia się zabierając z kuchni dwie szklanki i butelkę whisky. -- Nie wiedziałem, że to dziecko, myślałem, że dojrzała kobieta i tak, za nim zapytasz. -- stawia szklanki na stole. -- Zabiłbym ją, gdyby była starsza, gdyby była kobieca. -- prycha odkręcając korek butelki. -- Jednak, jak wiesz była to mała dziewczynka, a ja się wściekłem, bo nie zabijam dzieci.

Na Rozkaz [+18] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz