Rozdział: Trzydziesty Drugi

1.3K 53 4
                                    

Niecierpliwię się, ale nie chcę przerywać jego przemyśleń. Nie chcę w żaden sposób wpłynąć na jego decyzję, bo mogę wpłynąć negatywnie.

Czekam mimo to, z duszą na ramieniu. Czuję, jakby toczyła się walka o moje serce, choć nie wiem czemu.

Sprawa jest jasna. Albo mi powie i będę mogła ze spokojem odejść wiedząc, że sobie z tym poradzi lub nie powie, a wtedy odejdę zmuszona się z tym pogodzić.

-- Cóż... -- wzdycha ciężko i unosi na mnie wzrok.

Dostrzegam, że jest z nim lepiej. Jego koloryt skóry wraca na swoje miejsce, nawet róż pojawia się na policzku, co daje mi niesamowite poczucie ukojenia.

-- Mam raka jelit. -- mówi patrząc głęboko w moje oczy. -- Nieuleczalnego.

Bezdech.

Głucha cisza.

Szum w głowie.

Nogi, jak z waty.

Cofam się kilka kroków wstecz nie wiedząc, co właściwie robię. Świat jest rozmazany, a zimny pot spływa po całym moim ciele.

Mam raka

Te słowa echem odbijają się w mojej głowie. Wyniszczające i bolesne, jakby ktoś mnie poinformował, że to ja umieram. Nieuleczalnie.

Nie jestem w stanie dłużej utrzymać się na nogach i upadam całym ciężarem ciała prosto w ramiona Amira, który nie wiem, kiedy znalazł się tuż obok.

-- Diano, oddychaj. -- słyszę, jak przez mgłę, choć staram się zostać na tym świecie.

Jest tyle do wyjaśnienia, śmiertelna choroba.

Rak.

Rak.

Cholerny rak.

-- Diano, oddychaj według bicia mojego serca. -- kładzie moją dłoń na swoim sercu, a oczy stają się szklane. -- Spraw, by biły równomiernie. -- dodaje, a moim całym ciałem wstrząsa z żalu.

Łapczywie wciągam powietrze, bo czuję, jakby mnie zostawiało na pastwę losu. Porzucało mnie bezwstydnie, kiedy go najbardziej potrzebuję.

-- Już jest dobrze, nic się nie dzieje, Aniele. -- słyszę znowu kojący głos Amira, a ja już wiem, że nie pogodzę się z tym, że już nigdy go nie usłyszę.

Nic nie jest dobrze, nie może tak być. Nie może umrzeć, kiedy w końcu pojawiło się w nim coś dobrego. Kiedy ja poczułam, że mi na nim zależy, że nie jest mi obojętny.

Czuję, jak się przemieszczamy, a ja kurczowo zaciskam dłonie na koszuli Amira. W taki sposób, jakby zaraz miał zniknąć, jakby to zaraz miał odejść na zawsze.

-- Położę cię tutaj. -- odkłada mnie na łóżko, ale nie puszczam. Nadal trzymam pragnąc, aby został.

Nadal nie potrafię przestać się trząść, choć oddychanie wydaje się już łatwe. Boję się, że gdy odejdzie, to nigdy więcej nie wróci.

-- Dobrze. -- składa delikatny pocałunek na moim czole i kładzie się tuż obok, jakby zrozumiał, co mam na myśli.

Pragnę coś powiedzieć, ale nie potrafię. Nie wiem, co wychodzące z moich ust będzie odpowiednie.

Nie potrafię mu powiedzieć, że rozumiem, że w porządku i wyjść, odzyskać wolność.

Nie potrafię też powiedzieć, że się nie zgadzam, bo nie chcę go tym obarczać. W końcu umiera. Umiera, a przez cały czas nie dał po sobie poznać.

Na Rozkaz [+18] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz