Opuszczamy śmigłowiec w dosyć ponurych nastrojach. Amir był nieznośny i nadąsany, bo nie chciałam mu powiedzieć dokąd zmierzamy.
Czuję, że frustrujący dla niego jest fakt, że nie może zagrozić mi przemocą, aby wyciągnąć informacje.
Jest to dla mnie smutne, a może i martwiące, bo przecież można takie sytuacje rozwiązywać inaczej. Nie wiedziałam, że można nie lubić niespodzianek do takiego stopnia, że aż chodzisz nadąsany i markotny.
-- Nie ruszymy dalej, jeśli nadal będziesz odzywał się do mnie w taki sposób. -- poprawiam okulary przeciwsłoneczne na nosie i zatrzymuję się w miejscu.
-- Tracę do ciebie cierpliwość Diano. -- warczy nie zatrzymując się nawet na krok.
Biorę głęboki wdech i zaciskam dłonie w pięści. Nie chcę zachowywać się, jak on. Czyli, jak pięcioletnie dziecko, a więc choć ciężko mi to przychodzi, ruszam za nim.
-- Comme l'a dit Liam. Vous êtes ingrat! -- krzyczę gratulując rękoma.
-- I jebany? -- prycha wzruszając ramionami nawet na mnie nie patrząc.
Boże! Daj mi siłę, bo jeśli on nie przestanie, to umrze wcześniej niż jest planowane.
Inaczej wyobrażałam sobie moment lądowania. Inaczej wyobrażałam sobie jego reakcje na niespodziankę. Nie sądziłam, że Amir jest aż tak oporny.
-- Amir. -- mówię całkowicie poważnie i po raz kolejny zatrzymuję się w miejscu. Zaplatam dłonie na piersi i czekam na jego uwagę. Nie drgnę, ani nawet nie powiem słowa, dopóki nie odwróci się w moją stronę.
Alvarez bez zawahania idzie przed siebie. Prosto do samochodu, który ja zorganizowałam używając do tego Liama.
Postanawiam być dzieckiem i siadam po turecku na środku placu. Opieram brodę o kolana i przypatruję się Amirowi, który właśnie łapie za klamkę samochodu. Dziwi mnie, że od strony pasażera.
Dopiero teraz odwraca się w moim kierunku, a jego dłonie jakby z bezsilności opadają luźno wzdłuż ciała.
-- Czy ty sobie ze mnie żarty robisz?! -- krzyczy tak, żebym na pewno go usłyszała, choć dzieli nas około stu metrów.
Wzruszam ramionami, choć nie wiem czy był w stanie to dostrzec. Przełykam głośno ślinę, kiedy rusza na mnie zdecydowanym krokiem.
Ja jednak ani drgnę, mam dość. Mam dość jego humorków. Chcę się bawić, a nie czuć, jak matka małego Amirka.
-- Masz trzydzieści sekund, żeby wstać z tej pieprzonej ziemii. -- staje tuż przede mną i wkłada obie dłonie do kieszeni spodenek.
Ściągam okulary z nosa i unoszę głowę, aby na niego spojrzeć. Moje brwi drgają ku górze, a ja siedzę pewna swojego.
-- Dziesięć sekund. -- mówi.
Kładę się całym ciałem na betonie i wbijam wzrok w zachmurzone niebo, jakby wcale nie stał nade mną zdolny do wszystkiego mężczyzna.
Czuję szarpnięcie za ramię tak silne i szybkie, że nie orientuję się, kiedy już stoję na nogach.
-- Puszczaj! -- krzyczę, kiedy przerzuca mnie przez ramię. -- W ogóle mnie nie słuchasz! -- uderza dłonią w mój pośladek.
Szarpię się, jakby właśnie zabrał mnie z placu zabaw na którym świetnie się bawiłam. W rzeczywistości jestem zdruzgotana, że zamiast po prostu mnie wysłuchać, to robi coś tak niedorzecznego.
Być może nie jestem lepsza, bo kładę się na środku placu, ale myślałam, że może w taki sposób do niego dotrę.
Wsadza mnie na miejsce kierowcy i dodatkowo zapina mi pas. Jestem w takim szoku, że nie wiem, co nawet powiedzieć czy zrobić.
CZYTASZ
Na Rozkaz [+18]
Short StoryNie wiedziała, co się dzieje, kiedy ktoś nagle ją ogłuszył i wsadził do samochodu, a później przyszło obudzić się jej w nowej, choć niezupełnie i tragicznej rzeczywistości. Życie przy boku sadystycznego i bezwzględnego mężczyzny nie może być łatwe...