Rozdział: Trzydziesty Pierwszy

1.3K 55 11
                                    

Tak, jak byłam cała spięta, tak teraz wszystko ze mnie uleciało. Opuszczam luźno ramiona i całym ciałem lgnę do oparcia fotela.

Wpatruję się w mężczyznę, z nieumiejętnością przetrawienia tego, co mi powiedział. Nie mogę w to uwierzyć, to nie chce mi przejść przez umysł i sprawić, że to zrozumiem.

Wolna. Czy ja wiem jeszcze, co to znaczy wolność? Dlaczego myślę, że robi sobie ze mnie podły żart, a może nie podły?

Czego ja chcę? Nie wiem. Teraz, kiedy jest możliwość i mam tą wolność na wyciągnięcie ręki... nie chcę jej, a może chcę.

Miałam plany, uciec na koniec świata i żyć własnym życiem. Z daleka od rodziców, tylko ja i świat. Zostało mi to skutecznie uniemożliwione i dopiero teraz dociera do mnie, że ja się do tego przyzwyczaiłam.

Teraz, kiedy mogę mieć to, czego chciałam to... to mnie przeraża. Wzbudza lęk bardziej niż bycie nadal uwięzioną.

-- Powtórzę, jesteś wolna. Brama otwarta, możesz iść Aniele. -- mówi, kiedy w pomieszczeniu nadal panuje głucha cisza, którą zaburza jedynie tykanie zegara.

Wstaję z miejsca i wymijam fotel. Staję tuż za nim podpierając się o niego rękami. Wbijam wzrok w ciemne tęczówki Amira, który niewzruszony nadal wygodne siedzi w fotelu.

Czy aby na pewno niewzruszony? Być może tym się stresował, oddaniem mi wolności. Dlaczego teraz chce mi ją zwrócić, kiedy stał się lepszym? Dlaczego jest taki trudny.

-- Dlaczego? -- kręcę głową, jakby to miało dać mi odpowiedź.

Słyszę, jak Amir ciężko wzdycha, a trzęsącą się dłonią przeciera twarz. Teraz nie wiem czy to kwestia jego dolegliwości czy naprawdę z emocji.

-- Nie jesteś tu dłużej potrzebna, ja sam będę zmieniał położenie. -- wykonuje skinienie głowy, jakby chciał mieć pewność, że dotarło. -- Myślę, że więzienie was było błędem, choć nie będę ukrywał bawiłem się całkiem dobrze.

Prycham, ale nie jest to ani trochę zabawne. Jest to krzywdzące i straszne. Ucieka, ucieka skąd? Z kraju czy z miasta?

Dlaczego nie czuję szczęścia, dlaczego to panika zaczyna mnie obezwładniać, kiedy myślę, że odejdzie.

-- La vie rose vous attend derrière la porte de cette maison. -- unosi jeden kącik ust.

Ma rację, ma cholerną rację, choć dziwi mnie, że przytacza jedną z naszych rozmów. Mogę znaleźć tam szczęście, którego tutaj nie dostanę.

Cofam się kilka kroków, ale po chwili zamieram. Tak ciężko mi z myślą, że za chwilę przejdę przez drzwi i będę mogła robić wszystko, co zechce. Pójść na zakupy, żyć...

-- Amir... -- zaczynam, bo za nim skorzystam, z jego dobra mam coś do powiedzenia. -- Nie jesteś tak zły, jak sam starasz się wszystkim pokazać. Spróbuj okazywać więcej łaski, serca.

Spuszczam wzrok, a serce podchodzi mi do gardła, kiedy wiem, że to była nasza ostatnia wymiana spojrzeń.

Odwracam się bardzo powoli, a dłonie są mocno zaciśnięte w pięści. Odrazu czuję, jak skóra od wbitych paznokci mocno mnie piecze.

-- Jeszcze coś dla ciebie mam. -- mówi, a ja natychmiast odwracam się w jego stronę.

Poczułam ogromną ulgę, że jeszcze coś powiedział. Nie wiem, co się ze mną dzieje. Jestem bardzo zastresowana tym, że zaraz czeka mnie nowa rzeczywistość. Nowa, a jednocześnie stara.

Wyciąga z szafki telefon, ale w tym samym czasie wypada mu on z rąk, a sam kurczowo chwyta się za brzuch.

-- Amir! -- krzyczę podbiegając do niego w mniej niż kilka sekund.

Jest bielszy niż śnieg, a po czole spływa mu strużka potu. Mi samej robi się źle, kiedy na niego patrzę.

-- Usiądź! -- krzyczę, kiedy on ledwo podpiera się o biurko.

Pomagam mężczyźnie zająć z powrotem miejsce, a sama nachylam się tuż nad nim, kładąc dłonie na oparciach fotela.

-- Co ci jest? -- cedzę przez zaciśnięte zęby, bo za nim wyjdę chcę to wiedzieć.

Mężczyzna unosi na mnie zbolały wzrok, a ja widzę, że jego oczy są szkliste. Musi go piekielnie boleć i musi to być brzuch skoro za każdym razem chwyta się za niego.

-- Co. Ci. Jest. -- cedzę przez zaciśnięte zęby, kiedy moja cierpliwość się kończy. -- Mów! -- krzyczę.

Amir unosi dłoń i kładzie ją na mojej, która nadal jest na oparciu mebla. Marszczę brwi nie wiedząc, jak zinterpretować ten gest.

-- Jeszcze nie jesteś wolna, a bat czeka na twoje słodkie pośladki, Aniele. -- uśmiecha się szyderczo patrząc prosto w moje zielone oczy.

-- Dobrze. -- odpowiadam bez zastanowienia. -- Dostanę nawet sto batów, ale nie wyjdę dopóki nie powiesz, co ci jest. -- prostuję się niczym struna, bo wiem, że igram z ogniem.

Nie chcę się poddawać. Teraz, kiedy oddał mi wolność czuję się pewniej. Czuję, że sama decyduję, co mówię i co robię, a więc teraz chcę się dowiedzieć, co jest człowiekowi na którym w jakimś stopniu mi zależy.

-- Twoja prawdziwa twarz wychodzi na światło dzienne? -- unosi jeden kącik ust. -- Idź za nim zmienię zdanie.

Biorę głęboki wdech, bo to zdanie zbija mnie z tropu. Wiem, że jest zdolny do tego, aby znowu mnie tutaj zostawić i nie pozwolić opuścić tej twierdzy. Nie chcę na to pozwolić, a więc spróbuję ostatni raz wydobyć z niego prawdę.

-- Amir, wyrządziłeś mi dużo zła i mam nadzieję, że twoja inteligencja to pojmuje. -- wypuszczam powietrze. -- Jednak zależy mi na tobie, jak na człowieku, jak na... -- robię krok w przód. -- Powiedz mi, proszę. Inaczej będzie mnie to dręczyło już zawsze.

Na twarzy mężczyzny błyszczy pełna powaga. Czułam, jakby chłonął każde moje słowo, każde zdanie, które do niego kieruję.

Sprawia wrażenie, jakby powoli do niego docierało, jakby się przejmował lub zastanawiał nad decyzją, którą ma do podjęcia.

Ja natomiast oczyma wyobraźni trzymam kciuki, aby odpowiedź była na moją korzyść. Chcę wiedzieć, ale jeśli teraz mi odmówi pozostanie mi się z tym pogodzić i uszanować jego decyzję.

Amir

Czuję ogromną presję, choć to może za duże słowo. Nie chcę, aby wiedziała, co mi jest. Podjąłem decyzję o jej uwolnieniu, miała wstać i szczęśliwa wybiec z mojego gabinetu.

A ona co? Przez dłuższy czas siedziała i gapiła się w ścianę. Później zadaje głupie pytanie "dlaczego", a przecież to nie jest ważne, ważne jest, że odzyskuje swoje życie.

Widziałem, jak wahała się, kiedy już zaczęła kierować się do wyjścia, ale musiałem ją zatrzymać, aby oddać jej rzeczy osobiste.

Ona naprawdę nie jest już tutaj potrzebna, ja też nie zostaje już w tym kraju, a przecież nie będę jej ciągał za sobą. Nie zasługuje na to, a to będzie moje kolejne dziękuję, za to, że jeszcze mam trochę czasu, aby pożyć.

Stres zjadał mnie od środka, kiedy zbliżał się ten dzień. Dzisiaj ma odejść, a jutro ma już mnie nie być w Kolumbii.

Gdybym jednak wiedział, że nagle źle się poczuję, to w życiu bym jej wtedy nie powstrzymał przed kolejnymi krokami ku wolności.

Teraz pozostało mi podjąć decyzję, która dla mnie jest niesamowicie ciężka.

Nasza historia musi się zakończyć w tym domu, a boję się, że gdy wyznam jej prawdę nie odpuści. Jest dobra, aż za dobra, jest aniołem w skórze człowieka.

Na Rozkaz [+18] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz