Rozdział: Dwudziesty Siódmy

1.6K 56 14
                                    

Mam w głowie tylko jedną myśl. Muszę porozmawiać z ojcem. Wiem przecież jednak, że to niemożliwe. Ciężko mi pogodzić się z tym, czego się dowiedziałam i zapewne nie ulegnie to zmianie dopóki nie będzie mi dane z nim zamienić słowa.

Z Amirem ostatnimi czasy mało się widywałam. Głównie na posiłkach lub on przychodził do mnie kontrolować sytuację z lekami.

Nie daje mi spokoju, co mu jest. Początki wydawały się niegroźne. Jakaś utrata równowagi czy lekkie zasłabnięcie. Później stawał się blady, jak ściana, a pot spływał z niego litrami, jakby mocno cierpiał.

Przestało to być niegroźne, gdy musiałam uratować mu życie. Nie musiałam, a chciałam i uratowałam. To nie może być zwykła grypa czy zapalenie. Nie mogło to też być nic nowego, bo nawet Liam wiedział, co w takiej sytuacji robić.

Dobrze, że dzisiaj ma u nas się zjawić, bo zamierzam go zapytać, co ukrywa Amir. Boję się, że może to być coś poważnego. Nie zniosę kolejnych tragedii.

-- Błagam cię, Diano. -- zagląda przez drzwi Elizabeth, co wywołuje u mnie ogromny szok. -- Znasz godziny posiłków, od dwudziestu minut czekają tylko na ciebie.

Otwieram szeroko oczy i odrazu przerzucam wzrok na zegar nad drzwiami. Kompletnie zapomniałam o obiedzie, tak bardzo zaaferowałam się wszystkim innym, co w okół mnie się dzieje.

Typowa Elizabeth, odzywa się tylko, gdy jest to konieczne. Jest skryta, a ja zaczynam odczuwać potrzebę odkrycia jej. Ma w sobie jakąś zadziorność, ale zdaje się, jakby ją tłamsiła w sobie. Zawsze spokój i szacunek.

-- Przepraszam. -- odrazu z siebie wyrzucam, gdy niemal wbiegam do jadalni.

Przerzucam wzrokiem na zmianę, to na Liama, to na Amira. Liam, jak zwykle uśmiechnięty i wyluzowany, jakby zlo świata nigdy nie przebiło się przez jego barierę.

Amir zirytowany i zniecierpliwiony uderza palcami o blat stołu. Wbija swoje zimne spojrzenie przez cały czas we mnie, nawet gdy siadam do stołu.

-- Lepiej, żeby to się więcej nie powtórzyło. -- łapie za sztućce i zaczyna spożywać posiłek.

-- Hej, mała. -- odrazu dodaje od siebie Liam, poruszając sugestywnie brwiami.

Wzdycham ciężko i również biorę się za jedzenie, choć mam apetyt, to nadal nie jestem w stanie wcisnąć w siebie zbyt dużo.

Wystarczy nieodpowiednia myśl, a ja już tracę całą przyjemność z jedzenia. Wystarczy też nieodpowiednie zdanie lub słowo Amira, a dzieje się dokładnie to samo.

-- Jak się czujesz? -- pytam unosząc na niego wzrok, kiedy dociera do mnie, że przecież nie lubi troski.

Chęć pomocy i wsparcia jest nieodłącznym elementem mojego życia. Nie wiem, co jest tego powodem. Może fakt, że wiele zła widziałam w życiu i w taki sposób próbuję udowodnić sobie, że ja do niego się nie zaliczam?

Przez to jednak narażam siebie. Amir dość dosadnie mi przekazał, że nie lubi litości, a ja właśnie się nad nim lituje.

Lituję, a przecież nie wiem nawet, co mu jest. Może dolega mu coś przez złe prowadzenie się? Może został postrzelony i teraz są tego jakieś bolesne skutki?

-- Jeszcze raz zadasz mi to pytanie. -- uderza pięścią o stół. -- A zaprzyjaźnisz się z paskiem od moich spodni.

Do głowy przychodzi mi tylko jedno słowo, przepraszam. Nie czuję jednak, że moja troska to powód, aby go użyć. Milknę więc i całą uwagę poświęcam zupie krem, z owocami morza.

Na Rozkaz [+18] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz