Rozdział: Czwarty

3.3K 68 10
                                    

Wpatruję się w ścianę, leżąc na podłodze i nie mogąc się z niej podnieść. Mój oddech nadal jest płytki, a całe ciało drży.

Potrzebuję pomocy, której nikt nie jest w stanie mi dać. Tylko ojciec potrafiłby mnie uratować, tylko on, ale nie ma go tutaj, a jest bezwzględny i żądny krwi Amir.

Zaczynam się czołgać do stolika kawowego, tuż przy kanapach, z których nie tak dawno wstałam. Sprawia mi to ogromną trudność, jakbym przechadzała się po szkle, które raz zarazem wbija się w moje ciało, przecinając skórę na pół. Zimny pot, który spływa mi po kręgosłupie sprawia, że mam nieprzyjemne ciarki.

Sięgam do karafki w której nadal jest trochę alkoholu. Czuję, jakby coś ciężkiego uciskało moją klatkę piersiową i za żadne skarby nie chciało odejść.

Rzucam karafką o drewnianą podłogę, wołając tym o pomoc, kiedy do mojej głowy wracają traumatyczne wspomnienia.

Widzę śmierć, krew, dużo krwi, której nie sposób wymazać z pamięci.

-- Odejdźcie! -- piszczę na cały głos, kiedy tuż przed twarzą widzę dziewczynkę, która zginęła z mojej winy.

Serce zaczyna bić jeszcze mocniej, słyszę swój puls i ciężkie dyszenie. Reszta jest jakby mgłą, jestem zamknięta w swoich traumatycznych wspomnieniach i choć pragnę, nie potrafię się wyrwać.

Łapie za odłamek szkła i przykładam do ręki, łaknąc, aby zmory przeszłości odeszły w zapomnienie. Przejeżdżam nim po całej długości, ale nie od strony żył, nie chcę zrobić sobie większej krzywdy, chcę tylko skupić się na fizyczności.

-- Co ty kurwa robisz! -- słyszę wrzask, a chwilę później wielka dłoń wyrywa mi odłamek z ręki.

Czuję, jak silne ramiona podnoszą mnie do siadu, a chwilę później moja głowa kurczowo przylega to torsu mężczyzny.

Szloch jest nie do zniesienia, wiercę się, ponieważ to, co widzę sprawia, że jest mi niedobrze. Mózg, który opuszcza głowę i jelita, które z uporem maniaka są wycinane z ciała ludzkiego sprawiają, że walka o każdy oddech staje się trudniejsza.

-- Czujesz? -- słyszę nagle i orientuję się, że moja dłoń jest przyłożona do klatki piersiowej Amira. -- Oddychaj według bicia mojego serca. -- szepcze, a ja czuję jego oddech, który tworzy kojący wiatr we włosach.

Działa, to zawsze działa. Tak właśnie pomagał mi tata, skąd wie o tym ten człowiek. Dlaczego stosuje praktyki, które stosował i on.

-- Spraw, by biły równomiernie. -- dodaje po chwili, tak, jak dodawał mój ojciec.

Kładzie dłoń na moim sercu, jakby badał moc jego uderzeń.
-- Coraz lepiej, Diano. Jesteś dzielna. -- mówi tak łagodnie, jakby uspokajał dziecko.

Serce się uspokaja, a łzy znikają. Dopiero teraz czuję, jak ręka, z której powoli sączy się krew mnie piecze. Na twarzy zamiast smutku i strachu pojawia się grymas bólu.

-- Veronico! -- krzyczy tak głośno, że aż się wzdrygam.

Słyszę kroki szybkie i stanowcze, które po chwili cichną, a pojawia się głośny pisk rudowłosej.

-- Diana! -- krzyczy i unoszę wzrok, aby spojrzeć w niebieskie tęczówki, które wpatrują się w moją rane. -- Co ty zrobiłaś?!

-- Przynieś apteczkę, Beth powinna być w kuchni, niech ci da. -- rozkazuje, ale Veronica nadal wbija we mnie wzrok, jakby zamarła, jakby wpadła w głęboką hipnozę. -- Rusz się! -- wrzeszczy, a to sprawia, że kobieta wstaje, ale przez prędkość, z którą to robi, upada z powrotem na pośladki.

Na Rozkaz [+18] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz