Słyszę, jak Amir do mnie mówi. Nie przykuwam jednak do tego większej wagi, gdyż cale skupienie poświęcam temu, co dzieje się w salonie.
Słyszę, że Veronica jęczy lub piszczy, ale nie brzmi to nadzwyczajnie. Dzieje się tam to na co obie byłyśmy przygotowane. Właściwie ona szczególnie.
Oddycham szybko, a moja twarz wyraża jedynie niepokój. Chciałabym tam pójść i moc kontrolować wszystko, co się dzieje. Dlaczego Amir mnie zajmuje skoro tylko... a może aż wykorzystują ją seksualnie.
-- Dlaczego ciebie tam nie ma? -- pytam ostrym tonem, bo z każdą minutą niecierpliwię się jeszcze bardziej.
Przenoszę wzrok z drzwi na mężczyznę, który nieustannie patrzy na mnie lub na kartkę z moim rysunkiem.
-- Nie jestem tam teraz potrzebny. -- odpowiada z pełną powagą, choć widzę na jego twarzy zdegustowanie. -- Opowiedz mi o swojej traumie.
Do moich uszu dociera głośny krzyk Veronici, a ja bez zastanowienia zrywam się z miejsca, ignorując prośbę mężczyzny. Serce bije mi jak szalone, kiedy chwytam za klamkę drzwi.
Nie jest mi jednak dane ich otworzyć. Amir zaciska dłoń na mojej szyji i przyszpila mnie do ściany tuż obok wyjścia. Odruchowo kładę swoją dłoń na jego, starając się go odepchnąć.
-- Jeśli tam pójdziesz, skończysz jak ona. -- cedzi przez zaciśnięte zęby, a ja dostrzegam w jego oczach gniew.
W końcu jakaś emocja. Mogłam się spodziewać, że jeżeli jakąś ujrzę, to nie będzie to nic pozytywnego. Nie mam teraz jednak czasu, aby to analizować.
-- Puść! -- jęcze, kiedy coraz skuteczniej odbiera mi dostęp do powietrza.
Puszcza mnie, a przez moją głowę przechodzi milion myśli na sekundę. Nie mogę się skupić, kiedy ciągle słyszę jej krzyki. Mogę jej pomóc.
Mogę jej pomóc narażając siebie i skończyć, jak ona. Tak, jak zagroził mi Amir. Mimo, że ona zrobiła dla mnie coś zupełnie odwrotnego, wystawiła mnie, choć jedynie mówiłam o swoich odczuciach i chęciach
Mogę też tutaj zostać, słuchać niewiadomo jak długo jeszcze jej krzyków i płaczu. Nie wiedzieć, co jej robią i do końca życia obwiniać się, że wtedy nie pomogłam ten jednej Veronice.
Widzę, jak Amir cofa się kilka kroków dając mi przestrzeń, a sam przygląda mi się badawczo. Wygląda, jakby się stresował, jakby sam walczył ze sobą tak, jak ja robię to teraz.
Dobroć zwycięża. Nie patrząc już na Amira biegiem rzucam się do salonu. Mam wrażenie, że droga trwa wieczność, że dotarcie do niej zajmuje mi zbyt dużo czasu, że mogę nie zdążyć.
-- Boże. -- wciągam gwałtownie powietrze i upadam na kolana w samym progu salonu.
Widok ten rozerwał mnie nieodwracalnie. Serce nie bije, a powietrza nie ma. Jestem tylko ja i widok przede mną.
Widok mordowanej Veronici w brutalny i bezlitosny sposób. Przede mną rozgrywa się krwawa scena, choć jedna z wielu, którą mogłam przez całe życie ujrzeć.
Upadam całym ciężarem i uderzam głową o twardą podłogę. Wiem kim są ci mężczyźni. Osobami, które płacą, aby podczas seksu mogli zabić zabawkę.
I właśnie to czynią, odcinając każdą kończynę z osobna, przejeżdżając ostrzem po jej ciele i gwałcąc, jakby wcale nie sączyły się z niej litry czerwonej, niczym wino krwi.
------------------------------
Gdy tylko odzyskuję przytomność podnoszę się do siadu. Rozglądam się po całym pomieszczeniu i czuję, jak serce chce wyskoczyć z klatki.
Wstaję z łóżka i biegiem rzucam się do drzwi. Bez większego zastanowienia przekręcam klamkę i biegnę tam, gdzie ujrzałam coś potwornego.
Uchylam wargi patrząc na nieskazitelnie czysty salon. Zaczynam się zastanawiać czy to był tylko zły sen. Nadzieja, jak zwykle pojawia się ta bezlitosna nadzieja.
Ruszam do kuchni i bez słowa wymijam Elizabeth, która jak zwykle coś przyrządza. Otwieram szufladę i wyjmuję z niej największy nóż, jaki widzę.
-- Hej, co robisz! -- krzyczy kobieta, gdy wielkimi, niemal defiladowymi krokami ruszam do wyjścia.
Nie oglądam się za siebie, nie przyjmuję do siebie jej słów, które przez cały czas mnie nawołują.
Ruszam do gabinetu Amira mając dość i czując, że wszystko mi już obojętne. Czuję się, jak w jakimś transie, kiedy mijam kolejne drzwi, obrazy na ścianach czy okna.
Wchodzę bez pukania i zastaję w środku mężczyznę, z którego pragnę wyciągnąć informacje. To nie mógł być sen, to wszystko było takie realne.
-- Co ty robisz? -- pyta z szerokim uśmiechem na ustach. -- Życie ci niemiłe? -- wstaje i okrąża biurko.
Przyglądam się, jak z bezczelnym uśmiechem opiera się o krańce biurka i krzyżuje ręce na piersi. Wygląda na takiego zrelaksowanego, jakby drwił ze mnie i z tego, co właśnie wyczyniam.
-- Gdzie Veronica? -- przełykam głośno ślinę, a nożem celuję w mężczyznę.
Z jego ust wydobywa się gromki śmiech, ale po chwili rozbawienie i drwina zamienia się w powagę i gniew. Furię, jakiej jeszcze u niego nie widziałam.
-- Naprawdę chcesz wiedzieć? -- przymruża powieki. -- Choć przecież widziałaś. -- prycha i jednym płynnym ruchem wyciąga z tyłu spodni pistolet.
Cofam się kilka kroków wstrzymując oddech. Nadal jednak celuję w mężczyznę, choć przecież wiem, że jeden jego strzał i wszystkie moje szanse, o ile w ogóle one istnieją, lęgną w gruzach.
-- Gdzie. Veronica?! -- cedzę, choć ostatnie słowo wypowiadam głośno krzycząc.
Moje nogi trzęsą się, jakbym stała na nierównej powierzchni. Dłoń w której trzymam kurczowo nóż również się trzęsie przez co mam wrażenie, że zaraz go opuszczę i stracę jedyną broń, którą posiadam.
-- Zapewne już pod ziemią. -- słyszę trzask odbezpieczanej broni, a zimny pot spływa mi po karku. -- Odłóż to.
Cofam się jeszcze kilka kroków, jakby to miało uchronić mnie przed jego strzałem. Jakby przestrzeń między nami tworzyła tarczę przez którą jego zło mnie nie dosięgnie.
-- Tu es tellement pathétique. -- śmieje się szyderczo i wstaje z miejsca, co przyprawia mnie o nieludzki dreszcz.
-- Et tu es un meurtrier! -- krzyczę, kiedy łzy zbierają mi się pod powiekami.
Tracę swoją pewność siebie, zaczyna do mnie docierać, jaką głupotę zrobiłam. Przecież nie zwrócę jej życia, a mogę stracić swoje.
Mężczyzna opuszcza broń, a na jego twarzy pojawia się nieznaczny uśmiech. Przekrzywia głowę i podchodzi kilka kroków ku mnie.
-- Mogłem się spodziewać, że znasz francuski. -- na powrót we mnie celuje. -- Ciekawe, a teraz rzuć ten nóż albo strzelę ci w nogę. -- warczy wykonując kolejne kroki w moją stronę.
Przymykam powieki, opuszczam ręce luźno wzdłuż ciała, a następnie luzuję dłoń. Nóż z impetem uderza o nieskazitelnie czystą podłogę, a ja czuję, jakbym wpadała w czarną otchłań rozpaczy.
-- A teraz na kolana. -- rozkazuje, a ja odrazu bezsilnie i z poczuciem porażki upadam na podłogę.
Nieco krótszy, ale za to następny będzie dłuższy🤍
CZYTASZ
Na Rozkaz [+18]
Short StoryNie wiedziała, co się dzieje, kiedy ktoś nagle ją ogłuszył i wsadził do samochodu, a później przyszło obudzić się jej w nowej, choć niezupełnie i tragicznej rzeczywistości. Życie przy boku sadystycznego i bezwzględnego mężczyzny nie może być łatwe...