Rozdział: Jedenasty

2.5K 64 3
                                    

Między nami nastała głucha cisza. Patrzę na nią, ale nie widzę nic, co choć by mi podpowiedziało, co czuje lub co myśli.

Przyszła tutaj, więc musiała liczyć się z tym, że ta rozmowa się odbędzie. Nie wiem w jaki sposób ona załatwia problemy, ale być może ciszą.

-- Jeśli nie masz zamiaru niczego wyjaśniać, to odejdź. -- mówię i kładę się z powrotem na ręczniku.

Męczy mnie jej obecność, a przez to słońce staje się jeszcze gorętsze i natarczywe. Nie czuję złości czy swego rodzaju wzburzenia, lecz rozczarowanie i gorycz zaprzątają moją głowę.

Veronica ani drgnie, z ust też nie wydobywają się żadne słowa, a więc wstaję z ziemii i zabieram poduszkę, aby wrócić do domu.

-- Poczekaj. -- nawołuje, kiedy postawiłam już kilka kroków w kierunku wyjścia.

Staję w miejscu, ale nie odwracam się w jej stronę. Wyczekuję czy jeszcze coś powie czy to ja będę musiała wyciągać z niej informacje.

Cisza się przedłuża, a kiedy chcę ruszyć w kierunku wejścia do domu, w jego progu staje obcy mężczyzna.

Przyglądam mu się badawczo. Nie można zaprzeczyć, że jest przystojny. To, co najbardziej mnie intryguje to że jest również pół nagi. Jego ciało zdobią jedynie krótkie spodenki.

Nie zarejestrowałam, kiedy Veronica znalazła się tuż obok mnie i również zaczęła przyglądać się mężczyźnie, który już teraz rusza w naszą stronę.

-- Liam. -- wystawia ku mnie rękę i uśmiecha się szeroko, wystawiając rząd białych zębów.

-- Diana. -- oddaję uścisk i przegryzam nerwowo wargę.

Przypatruje mi się dłuższą chwilę, w tym samym czasie, co wita się z Veronicą. Nie kojarzę tego człowieka, ale być może on kojarzy mnie.

-- Dotrzymacie mi towarzystwa? -- unosi jedną brew ku górze. -- Czekam na Amira to wiecie.

Zastanawiam się, co na myśli mówiąc towarzystwa. Nie czuję się zbyt dobrze, bo w mojej głowie pojawiają się różne scenariusze. Na pewno wie, co tutaj robimy albo raczej kim jesteśmy dla Amira.

-- Akurat wracam do domu. -- uśmiecham się niezręcznie i wymijam mężczyznę.

-- No weźcie, dziewczyny. -- jęczy żałośnie, kiedy i Veronica za mną podąża. -- Samemu to tak średnio przecież jestem gościem.

Wzdycham ciężko i odwracam się w jego kierunku. Być może naskarży Amirowi, a wtedy on zechce nas ukarać. Postanawiam więc wrócić nad basen i z nim posiedzieć. Być może ratując tym siebie.

Irytuję się, kiedy Veronica robi to samo. Nie wiem, co próbuje tym osiągnąć, choć dostrzegam na jej twarzy smutek. Kole mnie to w oczy, ale co mam zrobić? Nie chcę tak jak zawsze odpuszczać. Przecież ona swoim czynem zadała mi niewyobrażalny ból i to nie tyle, co psychiczny, a fizyczny.

---------------------------
Od godziny siedzimy nad basenem z Liamem. Przez cały czas siedzi w wodzie i stara się nas zagadywać. Jest nieco niezręcznie i mam wrażenie, że odczuwa to każde z nas.

-- Jestem generalnie nieco wstydliwy. -- śmieje sie pluskający w wodzie Liam. -- Napijecie się ze mną?

Wywracam oczami, bo jedyne słowo, które nasuwa mi się na myśl, aby go opisać, to idiota. Zachowuje się, jak pięcioletnie dziecko, a nie jak dorosły mężczyzna.

-- Pójdę po jakieś piwa. -- wstaje z miejsca Veronica, która przez cały tem czas wypowiedziała może jedno zdanie.

-- Nie no bez jaj, ja pójdę. -- wychodzi z basenu, a ja dostrzegam, jak seksownie pracują przy tym jego mięśnie. -- W lodówce? W piwnicy?

-- Lodówka. -- odpowiada Veronica, a ja zastanawiam się skąd o tym wie.

Nie piłam odkąd tu jestem. Nawet głupiego piwa, a ona mam wrażenie skosztowała już wszystkie alkohole z tego domu. Z drugiej strony nie zabronił nam tego, a więc skorzystała.

Gdy tylko Liam zniknął zrobiło się niezręcznie. Zapanowała między nami głucha cisza, jak za każdym razem, gdy tylko zostajemy same.

-- Gdzie jest Amir? -- pytam, ale po chwili orientuję się, że przecież nie tłumaczy nam się z tego, co robi.

-- Na spotkaniu z klientem. -- odpowiada, a ja energicznie odwracam głowę w jej stronę.

Zamurowało mnie, literalnie mnie zamurowało. Dlaczego on się jej tłumaczy z tego, co robi, gdzie idzie a nawet z kim.

Widzę, jak zaciska powieki, jakby żałowała, że nie ugryzła się w język. Zaczynam się czuć coraz bardziej przytłoczona, a kiedy próbuję coś powiedzieć Liam staje tuż obok mnie.

-- Proszę. -- podaje mi szklaną, otwartą butelkę. -- I proszę. -- wręcza ją też Veronice, która odkąd tylko wspomniała, gdzie jest Amir trzyma głowę mocno spuszczoną.

-- Dzięki. -- odpowiadam i upijam łyk.

Wywracam oczami z przyjemności, jaka się rozlała po moim ciele, gdy schłodzone piwo musnęło moje podniebienie. Nie sądziłam, że aż tak tego potrzebowałam.

-- Opowiem żart, aby rozluźnić atmosferę. -- mówi Liam, a ja przenoszę na niego wzrok.

Uśmiecham się nieznacznie, bo lubię żarty, więc jeśli tego nie spali albo nie zacznie opowiadać czegoś iście nieśmiesznego, to może być fajnie.

-- Dlaczego łąka jest mokra? -- pyta z szerokim uśmiechem na ustach.

Unoszę brwi wyczekując na odpowiedź, choć wydaje mi się, że kojarzę ten żart. Spoglądam na Veronice, która robi to samo. Patrzy na Liama z nieznacznym uśmiechem na ustach.

-- Bo polana. -- dopowiada w końcu, a z jego ust wydobywa się gromki śmiech.

Zakrywam twarz w dłoniach czując zażenowanie, które przekracza jakąkolwiek skalę. Staram się tego nie pokazywać, ale coś czuję, że kiepsko mi to wychodzi.

-- No dobrze, jeśli opowiadamy suchary, to i może ja coś wymyślę. -- robię z ust dziubek zastanawiając się, co mogłabym opowiedzieć.

Widzę, jak patrzą na mnie wyczekująco, a ja zachodzę w głowę próbując przypomnieć sobie jakikolwiek suchar, który choćby bardzo chciał, nie jest śmieszny.

-- No dobrze. -- poprawiam pozycję na leżaku. -- Co robią dwie herbaty na ringu? -- unoszę brwi wyczekując na ich odpowiedzi, które jak można się domyślić, nie nadchodzą. -- Naparzają się!

Z ust Liama wydobywa się głośny śmiech, a ja wytrzeszczam oczy, bo przecież to wcale nie miało być zabawne. Teraz przynajmniej znam jego poczucie humoru. Każdy w końcu ma swoje upodobania.

-- Wiesz, co jest smutne? -- pyta z szerokim uśmiechem na ustach.

-- Co? -- odchrząkuje i upijam duży łyk alkoholu.

Mężczyzna oblizuje wargi i wygląda jakby przygotował się do czegoś wielkiego. A ja teraz zastanawiam się czy to kolejny żart czy mówi na poważnie.

-- Jak teściowa wpadnie do studni i się nie utopi. -- z ust mężczyzny wydobywa się tak głośny śmiech, że aż ciężko mi w to uwierzyć.

Też zaczynam się śmiać, ale bardziej z tego, jak kurczowo trzyma się przy tym za brzuch, aniżeli z samego żartu, choć i on nie był najgorszy.

-- Widzę, że świetnie się bawicie. -- dochodzi nas znajomy głos i jak jeden mąż odwracamy się w jego stronę.

Nie kto inny, jak Amir w... swoich skromnych progach. Również jest pół nagi, a w ręku trzyma to samo piwo, co i my sączymy.

Mam tylko nadzieję, że nie rozpoczyna się tu jakieś pieprzone pool party.

Na Rozkaz [+18] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz