Rozdział: Dwudziesty Dziewiąty

1.4K 51 1
                                    

Zastanawiam się po co ja tu jestem skoro Amir nie spędza ze mną zbyt dużo czasu, nie wykorzystuje mnie seksualnie ani nie daje żadnych zadań do wykonania.

Całe dnie spędzam nad basenem, w pokoju z płótnami lub w salonie, z kartką papieru i ołówkiem. Zamienimy kilka zdań i to wszystko.

Amir natomiast dużo czasu spędza poza domem, a mi zostawia jednego ze swoich ludzi. Dużo pracuje w gabinecie lub leży przy basenie, ale gdy i ja tam jestem nie odzywa się za dużo.

Często za to pyta, jak się czuje, co namalowałam lub na co mam ochotę do jedzenia. Zachowuje się zupełnie inaczej, jakby bliskie spotkanie ze śmiercią zmieniło jego sposób myślenia.

Zaczynam czuć się przy nim coraz pewniej, co może mnie zgubić. Cały czas mam z tyłu głowy, jaki jest impulsywny, wybuchowy czy niezrównoważony. Tylko, że gdy sprawia pozory opiekuńczego człowieka często mi to umyka i czuję się, jakbym spędzała czas z przyjacielem.

Za każdym razem, gdy Liam go odwiedza przychodzi do mnie i spędza też trochę czasu ze mną. Ja natomiast gdy tylko go widzę uśmiecham się szeroko.

Mam wrażenie, że jest to człowiek, z którym mogę spędzać czas na okrągło. Nie ocenia mnie, nie krytykuje i nie rozkazuje. Nie neguje mojego zdania na różne tematy i nie narzuca mi swojego. Jest po prostu dobry, choć jest to pojęcie względne.

Liam też jest powiązany z brudnymi interesami, ale jego przynajmniej to nie pochłonęło i nadal potrafi być dobry.

Jestem całkiem spokojna, gdy nie muszę się stresować, za co tym razem przyjdzie mi otrzymać karę. Jestem spokojna, bo Amir jest spokojny.

-----------------------------

Wzdycham ciężko, kiedy kończę malować obraz na płótnie i odkładam pędzel. Przyglądam się mojemu dziełu, które malowałam od samego rana, a niedługo już czas na kolację.

Cofam się kilka kroków, aby zajrzeć co uformował Amir, który dołączył do mnie raptem trzy godziny temu.

-- Zajmij się swoim obrazem. -- zakrywa swoim ciałem całe płótno, jak dziecko pięcioletnie.

Prycham pod nosem i kręcę głową w zażenowaniu. Podnoszę obraz na którym uwieczniłam mojego ojca, bo kartka papieru nie wystarczyła i kieruję się do drzwi.

Obraz zostaje wyrwany mi z rąk, a ja zirytowana odwracam się w stronę właściciela złodziejskich dłoni.

-- Ty też nie patrz! -- podnoszę głos, kiedy czuję niesprawiedliwość.

Amir prycha i zaczyna dogłębnie badać każdy centymetr płótna. Mruczy coś niezrozumiałego pod nosem, a ja zastanawiam się czy kojarzy kogo narysowałam.

-- Tak teraz wygląda? -- spogląda na mnie. -- Nic się nie zmienił. -- prycha wręczając mi, a właściwie oddając mój obraz.

Odpowiedź, jak widzę nadeszła szybko. Doskonale rozpoznał mojego ojca, a ja zastanawiam się czy łączyło ich coś więcej aniżeli tylko to jedno zlecenie.

-- Chciałabym z nim porozmawiać, nie zdradzę gdzie jestem. -- mówię, kiedy to właśnie ta myśl pojawia się w mojej głowie.

-- Nie. -- odpowiada natychmiast, nie zastanawiając się nawet ułamek sekundy.

Formuje usta w wąską linie i kiwam głową góra dół zgadzając się z jego zdaniem. Prawda jest jednak taka, że czuję się rozczarowana.

Niekoniecznie muszę rozmawiać na temat zlecenia, ale po prostu go usłyszeć. Zawsze miałam z nim bliską relacje, bliższą niż z matką. Nie była ona idealna, ale gdy tyle czasu nie słyszysz rodzica ani nie widzisz, to jednak to ziarenko tęsknoty kiełkuje.

Na Rozkaz [+18] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz