Rozdział: Dwudziesty Piąty

1.8K 62 6
                                    

Jego słowa sprawiły, że nogi stały się, jak z waty. Całym ciężarem upadam na podłogę, kiedy w głowie cały czas szumi jego okropne zdanie.

-- Kłamiesz. -- mówię ledwo słyszalnie unosząc wzrok na mężczyznę.

Dostrzegam, że opiera się rękami o stolik, a głowę ma mocno schyloną, jakby próbował się uspokoić.

Stąd jestem w stanie ujrzeć, jak jego klatka w szybkim tempie unosi się i upada. Wygląda, jakby nawet jego wiele to kosztowało.

-- To nie powinno było się wydarzyć. -- staje na równe nogi i wyciąga ku mnie dłoń. -- Porozmawiajmy jutro, na chłodno.

Wstaję z podłogi o własnych siłach i staję tuż przed mężczyzną. Mam dość kłamstw i niewiedzy. Dość intryg i śmierci. Chcę od tego uciec, być wolną. Nie chcę być z tym łączona w żaden sposób.

-- Powiedz, że kłamiesz. -- samotna łza spływa z mojego policzka, kiedy patrzę w jego ciemne oczy.

Mężczyzna spuszcza głowę, a ja cofam się kilka kroków. Czuję, jak świat znowu staje się rozmazany za sprawą łez, które teraz płyną bez żadnych pohamowań.

-- Powiedz, proszę cię. -- łkam dusząc się łzami, kiedy wpadam na ścianę oddzielającą salon od kuchni.

Kręcę głową, a moje kąciki ust drgają w żalu. W mojej głowie brzmi tylko jedno zdanie To nie może być prawda.

Osuwam się ciałem po ścianie, aż upadam pośladkami na zimną drewnianą podłogę. Mam wrażenie, jakbym umarła wewnętrznie. On nie mógł tego zrobić.

Dlaczego Amir miałby kłamać, po co miałby chcieć się tłumaczyć kłamstwem skoro przecież podoba mu się, że inni widzą w nim potwora.

Nie ma żadnych korzyści z tego... chyba że ja nie potrafię domyślić się, jakie by one mogły być.

Nie mogę przełknąć faktu, że mój tata to zrobił. Dlaczego on miałby chcieć śmierci niewinnego dziecka? Mój tata nie zabija, on tylko przekazuje zlecenia innym.

Nie zmieniłby swojego sposobu prowadzenia się, aby skrzywdzić tą niewinną istotę. Żadne dziecko nie zasługuje na śmierć. Nie potrafię wyobrazić sobie sytuacji, która mogłaby wpłynąć na jego decyzję.

-- Diano. -- siada na podłodze tuż przy mnie i kładzie dłonie na moich kolanach.

-- Nie dotykaj mnie! -- krzyczę odsuwając się całym ciałem, jak najdalej od niego mogę.

Mężczyzna chowa twarz w dłoniach, aby zaraz znowu na mnie spojrzeć. Ciężko mi dostrzec jego wraz twarzy, kiedy wszystko widzę, jak przez szybę w deszczowy dzień.

-- On dostał to zlecenie i przekazał je mnie. -- mówi spokojnym głosem, jakby wcale przed chwilą nie wpadł w niekontrolowaną furie. -- Taka jest prawda, że przyjął zlecenie zabójstwa dziecka.

Te słowa uderzają we mnie ze zdwojoną siłą. Czuję, jakby wbijał mi nóż w serce, wyciągał i z powrotem bestialsko wbijał. Tak bardzo nie chcę w to wierzyć.

-- Przekazując mi je nie wiedział jeszcze, że Lorenzo się nad tobą znęcał. -- gwałtownie podnoszę głowę i wstrzymuje oddech.

Mój ojciec wiedział, że Lorenzo mnie krzywdzi. Dowiedział się o tym, ale nigdy nie dał po sobie tego poznać. Wszystko zaczyna mi się łączyć w jedną potworną całość, na którą się nie godzę.

-- Przyprowadzając obiekt zlecenia do szopy już wiedział. -- kontynuuje, kiedy ja walczę z bezdechem. -- Odmówiłem realizacji i rozpoczęła się ostra wymiana zdań, w której wspomniał o tym, co zrobił ci Lorenzo. Twierdził, że skoro on był w stanie skrzywdzić jego dziecko czyli ciebie, to i on skrzywdzi jego.

Na Rozkaz [+18] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz