Rozdział: Dziesiąty

2.6K 66 5
                                    

Jestem całkowicie i niezaprzeczalnie spięta, kiedy do mojej głowy docierają jej słowa. Poprosiłam ją przecież o kartkę papieru, a teraz zrobiłabym wszystko, żeby to cofnąć.

Nie potrzebuję tego od niej, nie chcę
żadnych przedmiotów, które ona kupiła. Poradzę sobie i bez nich. Zachowam resztki swojej godności.

Wiele bym dla niej zrobiła. Możliwe, że nawet wzięła na siebie jej winę, gdyby sytuacja tego wymagała tak, jak chciałam pierwszego dnia ją zastąpić.

Ona za to tak po prostu mnie wystawiła. Porzuciła dla jakiegoś swojego chorego celu. Ciekawość jakiego jest, ale im dłużej o tym myślę, tym bardziej nie chcę o nim wiedzieć. Nie chcę wiedzieć, co było cienniejsze od naszej relacji, która w obecnych warunkach była na wagę złota.

-- Spojrzysz na mnie? -- pyta, a ja słyszę, jak szeleści torbą.

Cały czas się przemieszczamy. Raz za razem zbliżamy sie do sypialni, w której chcę zostać odcięta od jej nieszczerości.

-- Diana! -- słyszę krzyk, aż podskakuję w ramionach Amira.

Oczy mam wielkie, bo nie spodziewałam się za żadne skarby, że podniesie głos. Zwłaszcza przy jej wielkim Panu.

Podnoszę głowę i obracam ją, aby móc spojrzeć w jej oczy. Widzę, jak za nami podąża, ale jej wyraz twarzy jest zagubiony. Wygląda, jakby nie wiedziała o co chodzi.

Kręcę głową zrezygnowana, ale nie przerywam spojrzenia. Nawet, kiedy przekraczamy próg sypialni, ona również do niej wchodzi. Nie może tego robić, nie może wchodzić, jeśli nie została wezwana.

-- Wyjdź! -- krzyczę, aby ją uchronić za nim Amir to zobaczy, choć przecież wiem, że usłyszy mój krzyk.

Widzę, jak rozgląda się w około i robi wielkie oczy strachu. Cofa się dynamicznie do wyjścia i zatrzymuje dopiero w progu drzwi. Zachowuje się, jakby była w jakiejś hipnozie, jakby nie zauważyła, że weszła za nami do sypialni.

-- Kara cię nie ominie. -- mówi Amir nawet nie odwracając się w jej stronę.

-- To twoje. -- mówi upuszczając siatkę z przedmiotami i ostatni raz na mnie spoglądając.

Patrzę na jej znikającą za ścianą sylwetkę, kiedy mężczyzna kładzie mnie na łóżku. Pod pośladki dał mi płaską, miękką poduszkę, więc nie odczuwam bólu aż tak bardzo.

Przerzucam wzrok na siatkę, którą właśnie podnosi z ziemii Alvarez. Kieruje się z nią do mnie, a ja już mam ochotę rzucić nią o ziemię.

Kładzie mi na brzuchu, a ja automatycznie ją z siebie ściągam i kładę obok.

-- Nie chcę nic od niej. -- mówię za nim mnie ukarze, choć nawet nie wiem za co.

Odwracam się na bok przeciwny od fotela, w którym usiadł Amir. Nie chcę aby na mnie patrzył, ani ja nie chcę patrzeć na niego.

-- Nie będę się wtrącał w wasze niesnaski, ale to są rzeczy kupione za moje pieniądze, a więc są ode mnie. -- prycha.

W nasze... w nasze niesnaski, które są przez niego. Pewnie nawet byśmy się nie poznały, gdyby nas nie uwięził w jednym domu. Przepraszam... mnie uwięził, bo ona ma choć namiastkę normalności i codziennie znika na kilka godzin. Kawiarnie, restauracje, galerie, kina, spa, fryzjerzy, a ja?

Wypuszczam głośno powietrze i podnoszę się do siadu, bo wiem, że i tak teraz nie zasnę. Rysowanie mnie odpręża, więc chcę się tym zająć.

Sięgam po siatkę i unoszę brwi widząc, że nie ma w niej tylko jednego ołówka i kilku kartek. Kupiła mi prawie wszystko, co jest potrzebne, aby nie musieć się ograniczać.

Na Rozkaz [+18] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz