Rozdział: Dwudziesty

2K 57 5
                                    

Kolejne dni wyglądały zupełnie tak samo. Przychodziłam na posiłki, których albo nie jadłam, albo wpychałam w siebie na siłę kilka kęsów. Z każdym dniem porcje dla mnie były coraz mniejsze, ale nie przeszkadzało mi to. W końcu i tak ich nie jadłam.

Całe dnie spędzałam w pokoju, pod kołdrą lub rysując wszystko, co tylko pojawiło się w mojej głowie.

Czuję się nieco lepiej, ale nadal nie jestem w stanie otworzyć ust, aby cokolwiek powiedzieć. One są jakby ciężkie, jakby ktoś je skleił i choć chcę, nie jestem w stanie ich rozerwać.

Wzdycham ciężko, kiedy przychodzi pora obiadu. Na śniadaniu Amir poinformował mnie, że będzie nas więcej, a ja nie to, że się boję, a nie chcę po prostu czuć na sobie tylu par oczu.

Ruszam korytarzem i stąd dochodzi mnie gwar rozmów z jadalni. Nie wiem ilu ich tam jest, ale z pewnością więcej niż trzy osoby. W dodatku sami mężczyźni.

Wchodzę do salonu i starając się nie patrzeć na towarzyszy zajmuję swoje miejsce. Amira jeszcze nie ma, choć już jestem w stanie go dostrzec z korytarza.

-- Cześć księżniczko. -- nachyla się nad stołem Liam i zerka na moją twarz.

Teraz już przynajmniej wiem, że jednym z gości jest Liam. Kim jest mężczyzna obok mnie? Kim jest ten obok Liama i kim są kolejni?

Nie chcę patrzeć, może w sumie nie chcę wiedzieć. Jak tylko Amir wszedł do jadalni, to głosy ucichły. Może z szacunku, a może ze strachu.

-- Poznałaś już połowę z nich, Diano. -- odzywa się Amir. -- Liama, Rira i Nira znasz. -- ciężko wzdycha. -- Poznaj więc Lira i Wira.

Unoszę wzrok, kiedy okazuje się, że to jego ludzie. Nigdy nie czułam przy nich lęku. Nir wydawał się obojętny na moją osobę, nigdy nie patrzył dłużej niż to potrzebne i nie mówił więcej niż musiał.

Rir natomiast jest zabawny, podobnie jak Liam. Dużo czasu spędzał z Veronicą, prawie codziennie musiał z nią jeździć do miasta i nadążać za jej długimi nogami.

-- Przywitasz się w jakikolwiek sposób? -- kładzie swoją dłoń na mojej, którą automatycznie zabieram i chowam pod stołem.

Słyszę, jak klnie pod nosem, ale nic więcej nie dodaje. Mężczyźni biorą się za jedzenie, kiedy ja jak zwykle wbijam tępy wzrok w talerz.

-- Jedz dziewczyno, bo nie będziesz miała siły na dzisiejszą impreze! -- śmieje się głośno Wir, a chwilę później dołącza cała reszta, prócz Amira.

Unoszę wzrok na mężczyznę, kiedy mówi o imprezie. Serce zaczyna bić dużo mocniej, bo ostatnia nie skończyła się dobrze. Nie skończyła się dobrze dla Veronici. Teraz ze mną zrobi to samo?

-- Uśmiechnij się! -- krzyczy Liam, na którego rzucam jedno, krótkie spojrzenie.

Przenoszę błagalny wzrok na Amira, a płacz mam na końcu nosa. Kręcę głową, ale prosząc, aby mi tego nie robił, aby mnie nie krzywdził w taki sposób.

-- Ty... -- odchrząkuje Amir. -- Ty nie musisz brać udziału, jeśli nie chcesz.

Przymykam powieki i wypuszczam głośno powietrze słysząc te słowa. Teraz się orientuję, jak mocno zaciskałam palce na widelcu, bo czuję, jak ręka mi drętwieje.

Wstaję od stołu dopiero gdy mężczyźni odłożyli sztućce. Skinieniem głowy dziękuje za posiłek i odwracam się, aby zaszyć się w pokoju.

-- Wróć. -- słyszę ostry ton głosu Amira, a na mojej twarzy pojawia się grymas.

Na Rozkaz [+18] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz