Rozdział: Trzeci

3.3K 81 7
                                    

Amir wstaje i kładzie obie ręcę na oparciach kanapy, tuż obok głowy Veronici, a wzrokiem przeszywa ją na wskroś.

Nie widzę na jego twarzy żadnych emocji, nie ma gniewu, nie ma radości. Patrzy na nią beznamiętnie, kiedy ja w myślach modlę się, aby jej to puścił płazem.

-- Dla ciebie jestem Pan Amir. -- oznajmia nadal tonem, który nie zdradza jego obecnych emocji. -- Wstawaj.

Obserwuję, jak Veronica niepewnie podnosi się z miejsca i staję na przeciwko Amira. Reszta dzieje się tak szybko, że ledwo nadążam z kodowaniem.

Mężczyzna uderza kobietę, z kolana w brzuch wywołując jej głośny krzyk. Veronica łamie się w pół, a z jej oczu mimowolnie płyną łzy.

Zaciskam powieki i odwracam głowę, aby na to nie patrzeć, kiedy moje tęczówki również stają się szkliste.

-- Patrz. -- wyciąga dłoń i zaciska na mojej żuchwie, obracając moją głowę w kierunku tragedii. -- Ucz się, co i ciebie może spotkać, jeśli będziesz tak cięta, jak Veronica.

Mężczyzna mówi, a ja słyszę jedynie tło. Tło, które stwarza walka Veronici o każdy oddech, jej jęki i mruczenie. Kuję mnie, kiedy widzę, jak mocno zaciska dłonie na brzuchu, na którym było jej przyjąć uderzenie Amira.

-- Macie wziąć prysznic i coś zjeść, a później Veronica do mojej sypialni. -- kieruje się do wyjścia. -- Każde wasze przewinienie przybliża was do stracenia przyjemności, jaką jest opuszczenie tego domu.

Gdy tylko dostrzegam, jak Amir znika za ścianą, przybliżam się do kobiety i łapie ją za ręce.

-- Skarbie. -- szepczę, nie chcąc jej zirytować. -- Oddychaj i pokaż mi brzuch.

Kobieta podnosi głowę i opada na kanapę, jakby utrzymywanie się nogach było katorgą. Podwijam kobiecie bluzkę i spuszczam wzrok, kiedy widok wielkiego siniaka tworzącego się na jej brzuchu, kłuje moje tęczówki.

-- Nie prowokuj go, on jest zdolny do wszystkiego. -- upominam. -- Poczekaj tutaj.

Wstaję z drewnianej podłogi i ruszam do łazienki, choć zajmuje mi to dużo, za dużo czasu przez to, że nie znam tego domu. Gdy do niej docieram szybko zabieram ręcznik i moczę w ciepłej wodzie licząc, że to ciepło trochę ukoi jej ból.

Wracam do salonu i cieszę się, gdy Veronica nadal jest w tej samej pozycji. Jej twarz jest mokra od łez, a klatka piersiowa unosi się i opada w zawrotnym tempie.

-- Będzie lepiej. -- przykładam ręcznik do jej zranionego brzucha i opieram głowę o jej nogi obserwując jej zbolałą twarz.

-- On ma wściekliznę. -- syczy przez ból, który nie mija. -- Musimy... -- bierze głęboki wdech, jakby wypowiadanie zdań było dla niej ciężkie. -- Musimy stąd uciec.

Przecieram twarz słysząc tak głupi pomysł. Przed nim nie da się uciec, choć może gdybyśmy zdołały dotrzeć do mojego ojca...

-- Nie. -- rzucam najszybciej, jak potrafię. -- Wiesz, kim jest mój ojciec, uwierz mi, Amir jest gorszy.

Kobieta zamyka powieki, a oddech się trochę uspokaja. Trwam przy niej licząc, że daje jej to ukojenie. Jesteśmy w tym razem i musimy się wspierać. Jeśli jednej zabraknie, druga wpadnie w ciemną otchłań, z której ciężko będzie się wyrwać.

-- Chodź, musimy wziąć prysznic. -- podnoszę kobietę obejmując jej plecy ręką i trzymając za przedramię.

Ruszamy wolnym, żmudnym krokiem do łazienki, a ja modlę się, aby Amir nagle się nie zjawił. Ona musi mieć czas, aby do siebie dojść. Ta kobieta nie jest w stanie się wyprostować, a co dopiero służyć mu ciałem.

Na Rozkaz [+18] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz