Rozdział 2

5K 347 26
                                    

Nathalie

Siedziałam przy toaletce Cherry i wzdychałam ciężko. Bolało mnie całe ciało, ale nie mogłam odpuszczać. Pieniądze były mi potrzebne, żeby w końcu dorzucić się do opłat, dlatego brałam dodatkowe zmiany w kawiarni i jednocześnie szukałam czegoś innego.

– Wyglądasz, jakbyś miała umrzeć – zagadnęła. – Jesteś pewna, że...

– Tak, jestem pewna. Nic mi nie jest. To tylko kilka godzin więcej niż normalnie – przerwałam jej.

Od kilku dni namawiała mnie, żebym odpuściła i nie zapracowywała się, ale ja koniecznie chciałam pozbyć się poczucia, że jestem darmozjadem. Cherry pracowała w agencji reklamowej i nie musiała martwić się o kasę, ponieważ jej pensja była kilkukrotnie większa od mojej. Co mnie pokusiło, żeby studiować cholerną literaturę?

– Ale naprawdę nie musisz, Nat.

– Nienawidzę poczucia bezużyteczności – westchnęłam. – Muszę się czymś zająć, żeby nie zwariować.

– Kupię ci krzyżówki – zażartowała i mocno objęła moją szyję. – Jesteś przemęczona – dodała już poważniej.

– Jestem młoda i silna, poradzę sobie. Wypracuję dobrą wypłatę i przystopuję, okej? Chcę zwrócić ci za ten czas, kiedy mnie utrzymywałaś. – Spojrzałam na nią z wdzięcznością.

– Dobrze, ale dziś, jak wrócisz z tej tyrady, robimy sobie wieczór filmowy. Zamówię sushi.

– A może po prostu coś ugotuję? – zaproponowałam.

Nie chciałam, żeby znów wydawała kasę.

– Milcz. – Pogroziła mi palcem. – Sushi, wino i Netflix.

Skapitulowałam, bo wiedziałam, że z jej uporem nie mam szans. Nałożyłam trochę korektora na twarz, żeby ukryć cienie, malujące się pod moimi oczami, a rzęsy przeciągnęłam lekko tuszem. Usta pomalowałam wiśniową pomadką ochronną i wstałam sprzed lustra.

– Spadam – powiedziałam cicho i spojrzałam za okno. Padał deszcz, a to zwiastowało piekielny ruch w kawiarni.

Wychodząc z kamienicy zauważyłam, że przy chodniku znów stał ten cholerny, elegancki wóz. Przewróciłam oczami i otworzyłam parasol, po czym skierowałam się do kawiarni. Energicznym marszem dotarłam na miejsce szybciej niż zwykle.

Włożyłam mokrą parasolkę do stojaka, umieszczonego tuż przy wejściu i omiotłam wzrokiem lokal. Na widok przepełnionych stolików miałam ochotę zapłakać. Wzięłam głęboki oddech i weszłam za ladę, by pokazać się szefowi, który pomagał dziewczynom obsługiwać przybyłe tłumy klientów.

– Przebiorę się i wracam – zagadnęłam i posłałam mu uśmiech.

Pan Theodor był bardzo uprzejmym gościem, ale przede wszystkim najlepszym baristą w Nowym Jorku. O kawie zawsze mówił z taką pasją, że sprawiał, iż chciało się go słuchać i uczyć się od niego.

– Szef na ciebie czeka – poinformował mnie z dziwnym wyrazem twarzy, a ja parsknęłam.

– Przecież pan jest moim szefem.

– A on jest moim. – Wzruszył ramionami. – Chce z tobą rozmawiać.

– A-ale dlaczego? – zająknęłam się. – Zrobiłam coś nie tak? Zostanę zwolniona? Brakowało coś w kasie? Ja pokryję straty! – wyrzucałam z siebie, czując jak opanowywała mnie panika.

Pan Theo położył dłoń na moim ramieniu i uśmiechnął się.

– Jennings nie zwalnia bez powodu, a ty świetnie sobie radzisz. Mam tylko nadzieję, że nam ciebie nie zabierze i nie przeniesie do innego lokalu. – Poklepał mnie pokrzepiająco po plecach i kiwnął głową w stronę zaplecza. – Idź, siedzi tu od godziny.

Not my type ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz