Rozdział 3

4.6K 340 17
                                    

Vincent

To był najgłupszy pomysł, na jaki mogłem wpaść. Nie! Najgłupszy, jaki kiedykolwiek podsunął mi Greg. Przecież to było oczywiste, że ta nadęta panna nie pójdzie na żaden układ. Uniosła się honorem, jakbym proponował jej niezobowiązujące pieprzenie w centrum miasta. Z publicznością na dodatek!

– Nic z tego. Przepadło – westchnąłem i upiłem łyk whisky.

– Wysil się trochę, stary. Skoro nie skusiłeś jej podwyżką, mieszkaniem i dużą prowizją, to zagraj z innej strony. Takie laski lubią kwiatki, randki i inne romantyczne gówno.

– Ja nie chcę jej poderwać, tylko zatrudnić! – warknąłem. – Na jeden głupi obiad.

– To może bądź po prostu miły?

– Nie umiem. Nigdy dotąd nie musiałem być dla nikogo miły, żeby zdobyć to, czego chciałem – odparłem zrezygnowany.

– To możesz szantaż? Powiedz, że ją zwolnisz. Albo że to usługa w ramach zatrudnienia w kawiarni?

– Twoje pomysły są coraz głupsze. – Przewróciłem oczami i wypiłem całą zawartość szklanki. – Nie jestem chujem, nie zwolnię jej, bo jest dobrą pracownicą, Theo chwali ją pod niebiosa.

– Ja bym wiedział, jak ją przekonać. Po tygodniu chciałaby poznać moich starych – mówił z kpiną. – Jesteś przyzwyczajony do tego, że nie musisz się starać, a to nie taki typ laski.

– Nie rozumiesz, że to tylko układ na kilka godzin? A ona zachowuje się, jakby...

– Jakbyś ją uraził. Ma rację. – Wzruszył ramionami. – Przypomnisz mi, jak przebiegło wasze pierwsze spotkanie?

– Stwierdziłem, że nie wie ile to dziesięć baniek – prychnąłem. – A ona w odwecie nazwała mnie idiotą.

Kiedy wypowiedziałem to na głos, olśniło mnie. Oczywiście, że poczuła się urażona. W gruncie rzeczy nigdy nie poniżałem ludzi, którzy mieli mniej kasy ode mnie, a z nią tak po prostu jakoś wyszło. Przyjaciel przyglądał mi się z uwagą. Z pewnością miałem wypisane swoje wnioski na twarzy.

– Muszę ją przeprosić – wymamrotałem.

– Brawo, Sherlocku!

– Tylko jak?

– Kwiaty? – zaproponował. – To zawsze działa.

– Żartujesz? Ta laska przyjęłaby je tylko po to, żeby wepchnąć mi je w dupę. Nienawidzi mnie! Muszę znaleźć kogoś innego.

– Został ci tydzień, Vinc. Nie znajdziesz lepszej kandydatki na laskę, która nie wzbudzi podejrzeń staruszka – przekonywał mnie, a ja czułem, że byłem na straconej pozycji.

Poklepał mnie po ramieniu i wstał.

– Pomyśl. Jedź do niej. Proś. Błagaj.

– Myślisz, że co robię od kilku dni? Już Theo dziwnie na mnie patrzy, kiedy próbuję z nią pogadać. Ta laska jest jak kamień!

– Nie mam dla ciebie więcej rad. Na razie! – pożegnał się i opuścił mój apartament.

W mojej głowie kłębiło się zbyt wiele myśli. Jak zdobyć laskę, której wcale nie chcę zdobyć? Jak wzbudzić sympatię w kimś, kogo sam nie lubię? To było popieprzone, ale Greg miał rację. Nie miałem już czasu, by znaleźć kogoś innego. Staruszek musiał poznać przeciwieństwo tych, z którymi spotykałem się dotychczas. Choć słowo „spotykałem” w moim wypadku było grubą przesadą.

Z poczuciem porażki położyłem się do łóżka, mając nadzieję, że rankiem rozwiązanie tej popieprzonej sytuacji znajdzie się samo.

***

Not my type ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz