Rozdział 10

4.5K 331 22
                                    

Vincent

Niechętnie zgodziła się przeczekać ulewę. W gruncie rzeczy mógłbym ją po prostu odwieźć, ale chciałem z nią porozmawiać i przekonać, żeby pomogła mi jeszcze bardziej. Oprócz tego, że była wściekła, wyglądała też na zmęczoną i zziębniętą, więc to był dodatkowy argument, żeby nie wracała w taką pogodę. Wbrew temu, co myślała, nie byłem bezdusznym gnojem.

Firmę od przeprowadzek odwołałem, a wóz, który jej obiecałem stał w podziemnym garażu. Przez ten nagły alarm po prostu nie zdążyłem go podstawić pod jej kamienicę.

Ta sytuacja niestety wymagała większego poświęcenia, niż mi się wydawało. Żałowałem, że wspomnieliśmy o tym, że mieszka u mnie. Dziadek tak uczepił się tego szczegółu, że nie istniała inna możliwość – musiała zostać. Ten wniosek sprawił, że miałem ochotę przywalić sobie w mordę.

– Zrobię ci coś ciepłego do picia – zaproponowałem, kiedy od pół godziny nie odezwała się ani słowem. – Wyglądasz, jakbyś miała się rozchorować.

– Daruj sobie. Dziadka tu nie ma. Nie musisz udawać troski – odwarknęła, patrząc w wielkie panoramiczne okno, jakby próbowała zaklinać pogodę, by ta zaczęła jej sprzyjać.  Naprawdę byłem aż tak zły, że nie mogła znieść mojego towarzystwa dłużej niż było to konieczne?

Pomimo jej wrogiego tonu, poszedłem do kuchni i zaparzyłem jej herbatę. Postawiłem na stoliku tuż przed nią, ale ona nawet nie drgnęła. Usiadłem w fotelu po drugiej stronie i wziąłem głęboki oddech.

– Słuchaj, dla mnie ta sytuacja też nie jest komfortowa, ale... myślę, że powinnaś tu zostać – wypaliłem.

– Przecież tu jestem – odwarknęła.

– Nie mówię o tym. – Przeczesałem nerwowo włosy i odpiąłem górny guzik koszuli. Czułem, jakbym miał się zaraz udusić. – Dziadek powiedział, że podejmie decyzję w ciągu dwóch miesięcy. – Wziąłem kolejny głęboki oddech. – Mogłabyś zamieszkać tutaj na ten czas, żeby uniknąć podobnych sytuacji do tej dzisiejszej.

– Ty sobie żartujesz?! To zaszło za daleko! – wykrzyczała. – Nie będę udawać w nieskończoność!

– Dwa miesiące. Po tym czasie wszystko się ustabilizuje. Dziadek przekaże mi biznes, a ty będziesz wolna.

– Wolna?! To teraz jestem, kurwa, więźniem?! – Wstała energicznie z kanapy, na której ją posadziłem i zaczęła nerwowo chodzić po salonie. – Nie pisałam się na to.

– Doprowadźmy to do końca. Dopłacę ci, tylko błagam, nie wkopuj mnie – prosiłem, a ona patrzyła na mnie jak na idiotę. – Zrozum mnie.

– Ciebie?! Ty jesteś najtrudniejszym do zrozumienia człowiekiem! Nawet cholerny Einstein nie byłby w stanie cię rozgryźć! To jest pojebane! – wrzeszczała.

– Tylko dwa miesiące. Nie będziemy sobie wchodzić w drogę. Każdy będzie żył swoim życiem. To tylko chwilowe rozwiązanie. Niczego ci nie zabraknie, będę opłacał wszystko, czego będziesz chciała. Błagam!

– Nie!

– Nawet nie zauważysz, że tu jestem! Będziesz miała sypialnię po drugiej stronie, swoją łazienkę. – Wskazałem korytarz prowadzący do dalszej części apartamentu. – Tylko kuchnia jest jedna. Proszę! – przekonywałem ją. W tej chwili rzeczywiście czułem, że mam nóż na gardle, a ona była moim jedynym ratunkiem.

Nagle opadła na kanapę, jakby opuściły ją wszystkie siły. Jej policzki zrobiły się chorobliwie blade, a ciało zaczęło drżeć.

– Źle się czujesz? – zapytałem, ale ona tylko podniosła na mnie zamglony wzrok.

Not my type ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz