Rozdział 21

4.2K 351 24
                                    

Nathalie

Obudziły mnie wibracje telefonu, a już po chwili poczułam jak ciężkie ramię Vincenta uwalnia moje nagie ciało. Wyszedł z sypialni i odebrał połączenie. Zerknęłam na zegar. Była już dziewiąta, ale nie musiałam jeszcze wstawać, ponieważ do pracy szłam na popołudniową zmianę.

Zamknęłam oczy, by ponownie pogrążyć się we śnie, kiedy usłyszałam słowa Vincenta:

– Jak to, co? Jak tylko będę miał papier, to kończę tę farsę.

Natychmiast zrobiło mi się gorąco.

–Nie. Będę prezesem. Koniec umowy – mówił, a ja już wiedziałam... – To jest biznes, tu nie ma miejsca na sentymenty dziadka. Nie obchodzi mnie to, rozumiesz? Wypłać tak, jak było ustalone i pozbądź się jej. Nie będę się w to dłużej bawił, za dużo strat. Nie mam na to czasu. Na razie!

Pierwsza łza, a za nią kolejne. Szybko starłam je z twarzy i zamknęłam oczy, kiedy usłyszałam, że wraca do sypialni. Poczułam, jak materac ugiął się za moimi plecami. Smagnął mój policzek ciepłym oddechem, a później pocałował. Nie drgnęłam. Chciałam, żeby myślał, że śpię. Nie chciałam patrzeć na niego. Nie chciałam już rozmawiać.

Dla niego wciąż byłam umową. Rozkochał mnie w sobie, grał, bawił się. Tylko po to, żeby ten żałosny teatrzyk był bardziej wiarygodny. A ja mu uwierzyłam.

Nasłuchiwałam, jak brał kąpiel, wkładał ubranie w garderobie, czułam zapach jego perfum. Po chwili ponownie pochylił się nade mną i pocałował moją skroń. Musiałam włożyć najwyższy wysiłek, żeby nie zaszlochać.

Z zaciśniętymi pod pościelą pięściami odczekałam aż wyjdzie. Podniosłam się po kilku minutach i w końcu dałam ujście łzom. Cały żal wypływał ze mnie strumieniami, szloch rozrywał moją pierś. To była kara za naiwność. Wykorzystał mnie, a kiedy osiągnął swój cel, nie miał nawet odwagi powiedzieć mi prosto w oczy, że nie jestem mu już potrzebna.

Pozbądź się jej. Nie będę się w to dłużej bawił...

– Nie musisz, Vincent – wyszeptałam i niedbale wytarłam twarz dłonią.

Zerwałam się z łóżka i pobiegłam do mojej dawnej sypialni. Mojej celi, która rzeczywiście okazała się być przedsionkiem piekła.

Włożyłam na siebie to, co akurat wpadło mi w ręce, wrzuciłam do walizki kilka losowych rzeczy, spakowałam dokumenty i pieniądze. Kiedy zapinałam walizkę, dostrzegłam na jednej z półek w garderobie naszą żałosną umowę. Wzięłam ją w dłonie i usiadłam z nią na łóżku. Przeczytałam jeszcze raz każdy z pogrążających mnie punktów, a później podarłam papiery ze złością.

– Rozwiązanie umowy, panie Jennings.

Poszłam po swoją torebkę i wyjęłam z niej pióro, którym podpisywaliśmy ten diabelski pakt. Na wolnym skrawku poszarpanego papieru napisałam kilka słów i zostawiłam wszystko na jasnej pościeli. Obok położyłam pilot od wozu, który mi udostępnił, klucze od apartamentu, w którym miałam mieszkać i umowę najmu.

Szarpnęłam spakowaną walizkę i wyszłam. Zostawiałam resztę swoich rzeczy. Nie zależało mi na nich. Zostawiłam mu wszystko. Oddałam serce, ciało i godność.

Wróciłam do jego sypialni, pościeliłam starannie łóżko, ułożyłam na narzucie piżamkę, którą mi podarował i omiotłam spojrzeniem pomieszczenie. Ostatni raz.

Już nie płakałam. Nie miałam siły. Brakowało mi łez.

Opuściłam jego ogromny apartament. Zamknęłam drzwi na klucz i wrzuciłam cały komplet do dużej metalowej skrzynki, wiszącej na ścianie tuż obok.

Not my type ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz