Rozdział 20

4.3K 332 21
                                    

Vincent

– Pójdziemy na kolację? – zapytałem, kiedy jak zwykle wpadłem do kawiarni.

Wszedłem za ladę, za którą stała i dyskretnie musnąłem jej szyję. Spojrzała na mnie tak, że natychmiast zmiękły mi kolana.

– Pójdziemy. – Uśmiechnęła się lekko. – Ale nie wymyślaj niczego szczególnego, jestem trochę zmęczona.

– Wobec tego sushi i wino w domu. Gorąca kąpiel, koc, kanapa i film – zadecydowałem.

– Musisz być takim ideałem? – Zerknęła w kierunku stolików i zbliżyła się do mnie. – Nie ułatwiasz mi życia, Vincent.

– Zależy co masz na myśli, perełko. – Położyłem dłoń na jej biodrze i przyciągnąłem jeszcze bliżej. – Jestem trudny w obsłudze, ale chciałbym...

– Mogę panią prosić? – Usłyszałem za plecami damski głos.

Kurwa!

– Oczywiście – zwróciła się do klientki. – Porozmawiamy w domu, dobrze? – Posłała mi przepraszające spojrzenie.

– Powinienem cię zwolnić – mruknąłem.

– Nie możesz. Jestem zbyt dobrą pracownicą. – Puściła do mnie oko i zajęła się obsługą klientów.

Pocałowałem ją przelotnie w policzek i opuściłem lokal, żeby dłużej jej nie rozpraszać. Musiałem przyznać, że obroty na tym właśnie punkcie wzrosły, odkąd Nathalie została zatrudniona. Może to był przypadek, ale od ponad miesiąca kawiarnia odżywała. Kiedyś planowałem pozbyć się tego miejsca, nie bacząc na to, że miało sentymentalną wartość dla dziadka. Popełniłbym największy błąd.

Od kilku dni próbowałem z nią porozmawiać, ale wciąż coś stawało nam na przeszkodzie. Miałem nadzieję, że tym razem uda się nam spędzić wieczór bez żadnych komplikacji i będę w końcu mógł bez przeszkód wyznać jej, co czuję. Powiedzieć, że nasza umowa już dawno straciła ważność. Zatrzymać ją na stałe.

Nie chciałem dłużej prowadzić żadnej gry, tylko uczynić wszystko, co między nami zaszło czymś prawdziwym. Miałem nadzieję, że i ona tego chciała.

Czekanie na nią weszło mi już w nawyk. Nie myślałem o imprezach, innych kobietach, nawet nie potrafiłem sobie wyobrazić, żeby mogło mnie połączyć cokolwiek z kimś innym niż ona.

Leżałem rozłożony na kanapie, kiedy drzwi apartamentu się otworzyły. Kiedy zobaczyłem w nich bladą Nathalie, od razu poderwałem się na nogi i podbiegłem do niej.

– Co jest? – zapytałem, oglądając ją z każdej strony. – Co się stało?

– Jak wysiadałam z wozu, to... to... – zaczęła się jąkać, a po jej policzkach od razu popłynęły łzy. – Ja przepraszam!

– Ktoś zrobił ci krzywdę?!

– N-nie – jęknęła. – Zarysowałam drzwi – zaszlochała i schowała twarz w dłoniach. – Przepraszam!

Musiałem włożyć sporo wysiłku w to, żeby się nie roześmiać. Dla niej to najwyraźniej była tragedia, bo zaczęła rzewnie płakać. Przytuliłem ją do siebie i czekałem aż się uspokoi. Przez jej rozpaczliwy szloch i tak nie byłbym w stanie się przebić.

– Chodź, perełko, usiądziemy. – Poderwałem ją z podłogi i zaniosłem na kanapę

Usiadłem i posadziłem ją sobie na kolanach. Nie wiedzieć dlaczego, przez głowę przebiegła mi krótka myśl, że jest coraz lżejsza...

– Ja naprawdę nie chciałam! – płakała. – Oddam ci za lakiernika!

– No już, uspokój się. – Pogładziłem jej drżące plecy i zgarnąłem z twarzy włosy. – Nie płacz, tylko mi powiedz, czy coś ci się stało.

– C-co? – Zamrugała, a po jej tym razem zaczerwienionej od płaczu twarzy, spłynęły kolejne łzy.

– Pytam, czy coś ci dolega. Uderzyłaś się? Skaleczyłaś? Boli cię coś? – pytałem, a ona ze zdezorientowaną miną pokręciła głową. – Wystraszyłaś się, tak? – pytałem, jakbym rozmawiał z maluchem, który rozbił sobie kolano.

– T-tak, bo... Bo kiedyś... Kiedyś uznałeś zarysowanie auta za coś gorszego niż oblanie cię wrzątkiem i...

– Zaczekaj! – parsknąłem. – Ty bałaś się, że ja się wścieknę?

– I... I obciążysz kosztami – mamrotała i pociągała nosem. – Ja... Ja już nie będę nim jeździć. Bezpieczniej będzie, jeśli znów będę chodzić na piechotę.

– Uwielbiam cię. Nie ma drugiej takiej kobiety na świecie. Jesteś niesamowita.

– C-co?

– Najważniejsze, że tobie nic nie jest. To tylko auto, przedmiot. Nie będziesz chodziła na piechotę, perełko. Jeśli chcesz, to pozbędziemy się tych rys, albo dorobisz do nich kolejne, ale to wciąż będzie tylko rzecz, rozumiesz? Nie obchodzi mnie lakier na samochodzie.

Patrzyła na mnie, jakby zobaczyła ducha, a ja zacząłem się obawiać, czy nie miała jakiegoś poważniejszego wypadku. Zachowywała się, jakby doznała potężnego szoku.

– Chodź, przygotuję ci kąpiel, zamówię kolację i otworzę wino. – Postawiłem ją na nogach i również wstałem.

– Naprawdę się nie gniewasz? – wykrztusiła, kiedy popychałem ją w stronę łazienki.

– Liczyłaś na chłostę? – roześmiałem się. – Mogę ci zafundować kilka klapsów, jeśli tak bardzo chcesz. – Wyszczerzyłem się, a ona się zatrzymała i posłała mi seksowny uśmiech – Chryste, ja przez ciebie zwariuję. Gdzie podziała się ta niewinna Nathalie?

– Tam, gdzie posłałeś tego dupka Vincenta – zachichotała i schowała się w łazience zanim zdążyłem ją złapać.

– Za tego dupka policzę się z tobą, jak stamtąd wyjdziesz!

Usłyszałem jeszcze szum wody i jej słodki śmiech. Pokręciłem głową i poszedłem po telefon, żeby zamówić obiecane sushi. Odkorkowałem wino, wybrałem film, o którym ostatnio często wspominała i znów czekałem.
Nie przypuszczałbym, że wniesie do mojego życia po prostu szczęście...

Kiedy dostawca przywiózł już zamówienie, a ona nadal nie wychodziła, zacząłem się niepokoić. Podszedłem do drzwi, które już raz z jej powodu zniszczyłem i nasłuchiwałem.

– Perełko?

Kiedy nie odpowiedziała, nacisnąłem na klamkę. Na szczęście oduczyła się zamykać na klucz. Jej włosy zwisały z brzegu wanny. Podszedłem do niej z niepokojem i zobaczyłem, że zasnęła.
Woda w wannie była jeszcze bardzo ciepła, ale nie było w niej już piany, dlatego miałem doskonały widok na jej boskie ciało. Pogładziłem jej policzek, później piersi. Wtedy się wzdrygnęła i spojrzała na mnie nieobecnym wzrokiem. Martwiło mnie to, że wciąż była tak zmęczona. Pomimo tego, że dostawała ode mnie spore wypłaty, często upierała się na nadgodziny.

– Chodź, kochanie, położysz się do łóżka – szepnąłem, a ona skinęła głową.

Wyciągnąłem ją z wody i owinąłem ręcznikiem. Nawet nie chciała się ubierać. Kiedy kładłem ją do łóżka, na powrót miała już zamknięte oczy. Położyłem się obok niej i gładziłem wilgotną skórę. Spokój. To właśnie przy niej czułem. Nie żadne szybsze bicie serca, zawroty i motyle w brzuchu, o których czytałem w jej książce, a właśnie spokój.

– Kocham cię, perełko – wyszeptałem przy jej karku i objąłem ciaśniej.

Nie zareagowała. Spała. Znów nie mieliśmy okazji porozmawiać.

Not my type ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz