Rozdział 31

4.1K 330 18
                                    

Vincent

Czekał tylko na nas. Nie miałem serca jej budzić, kiedy odebrałem telefon ze szpitala. I choć powinienem dzielić z nią zarówno szczęście, jak i gorsze chwile, nie miałem pojęcia, jak jej powiedzieć, że dziadek odszedł. Nigdy nie było odpowiedniej pory na śmierć. Zawsze przychodziła w nieodpowiednim momencie.

Lekarz określił cudem to, że dziadek niemal do ostatnich chwil był w pełni sprawny. Nigdy się nie skarżył, nie dał po sobie poznać, że od środka zżerała go bezwzględna choroba. Mawiają, że rak nie jest wyrokiem. Niestety, tym razem okazał się nim być.

Upewniłem się, że była szczelnie okryta kocem i poszedłem do najdalej położonej sypialni, żeby mnie nie słyszała. Usiadłem na brzegu łóżka i w końcu dałem ujście swojemu bólowi. Szloch rozdarł moją pierś, a po twarzy popłynął potok łez. Anthony Jennings – człowiek, który mnie wychował i ukształtował, ten sam, który mówił, że prawdziwy mężczyzna nie wstydzi się łez, odszedł, a ja bałem się, że nie będę potrafił żyć według zasad, które mi wpajał. Bałem się, że stanę się gorszy i go zawiodę.

Usłyszałem słaby głos Nathalie i natychmiast zerwałem się na równe nogi. Otarłem mokre policzki i otworzyłem drzwi sypialni. Zobaczyłem ją, idącą chwiejnym krokiem w moją stronę.

– Vincent? – wymamrotała.

– Jestem, perełko. – Szybkim krokiem podszedłem do niej i od razu wziąłem w ramiona.

– Wszystko w porządku? – zapytała sennie.

Nie mogłem jej okłamać, choć bardzo chciałbym powiedzieć, że nic złego się nie dzieje. Tulilem ją przez chwilę w milczeniu

– Dziadek nie żyje – wyszeptałem ze ściśniętym gardłem, a ona się spięła.

– Nie! – Pokręciła głową i odsunęła się ode mnie. – Nie!!! – krzyczała, a kiedy ponownie próbowałem ją objąć, zaczęła się szarpać z taką siłą, że miałem problem, by ją utrzymać. W końcu zamknąłem ją w żelaznym uścisku, a ona zaczęła głośno płakać. Nie, to nie był płacz, to był rozpaczliwy jęk.

Wziąłem ją na ręce i poszedłem z nią do naszej sypialni. Nie wypuszczając jej z rąk, usiadłem na łóżku i pozwoliłem, żeby wyrzuciła z siebie ból, ten sam, który tkwił również we mnie. Któreś z nas musiało być silne i ta rola teraz przypadała mnie. Miałem obowiązek zaopiekować się nią, teraz ja musiałem zapewnić tej rodzinie solidny fundament.

Dziadek zawsze uczył mnie, że strata pieniędzy jest utratą niczego, utracenie zdrowia oznaczało stratę czegoś, ale dopiero utrata człowieczeństwa i miłości, była stratą wszystkiego. Miałem swoją miłość w ramionach i nie mogłem jej stracić.

Wyczerpana płaczem zasnęła po godzinie. Ułożyłem ją ostrożnie w pościeli i okryłem kołdrą. Położyłem się tuż obok, a ona natychmiast wtuliła twarz w moją pierś, jakby potrzebowała słyszeć bicie mojego serca, żeby uzyskać spokój.

***

Rankiem zapanował prawdziwy chaos. Telefon dzwonił bez przerwy, Nathalie bardzo źle się czuła, a Martin zacierał ręce, myśląc, że ostatnie wydarzenia sprawiły, że firma ulegnie dziedziczeniu ustawowemu. Myślałem, że zwariuję. Nie pozwolono mi nawet w spokoju przeżywać straty, bo musiałem natychmiast podejmować ważne decyzje.

Siedziałem w biurze, w swoim apartamencie i kląłem pod nosem po kolejnej rozmowie telefonicznej, kiedy drzwi się otworzyły. Stanęła w nich nieco blada Nathalie, trzymająca w dłoniach duży kubek z kawą. Postawiła go przede mną i usiadła w fotelu.

– Nie jest tak dobra, jak twoja, ale...

– Jest najlepsza – nie pozwoliłem jej dokończyć. – Dziękuję.

– Twój dziadek... Nasz... – zaczęła drżącym głosem. – Kiedy z nim rozmawiałam, często mi powtarzał, że odcięcie się od tego, co nam nie służy, nie jest oznaką egoizmu, tylko podyktowane jest zdrowym rozsądkiem.

– Tak, mi też często to powtarzał.

– Firma jest bezpieczna, Martin nie sprzeda kawiarni, prawda? – zapytała.

– Prawda, perełko.

– Pozostałe telefony, które odbierasz...

– To spanikowani pracownicy, uprawniający się, że nie stracą pracy – wtrąciłem.

– Napisz oficjalnego maila, który uspokoi ich wszystkich jednocześnie. To jest ogromne przedsiębiorstwo, Vincent, nie jesteś w stanie odbierać telefonów od wszystkich. Zamiast powtarzać w kółko to samo, ogłoś oficjalnie, że ty jesteś właścicielem, i że to nie ma żadnego wpływu na przyszłość tych ludzi – mówiła spokojnie.

Trzymała się zadziwiająco dobrze. Wprawdzie nie czuła się najlepiej, od ciągłego płaczu bolała ją głowa, ale widziałem, jak bardzo się starała nie rozpaść.

– Nie tylko ja jestem właścicielem, Nathalie.

– Co? Czyli Martin jednak dostanie jakieś udziały? – Spojrzała na mnie z paniką.

– Nie. Wprawdzie dziadek nie zdążył oddać mi ostatecznie firmy przed śmiercią, ale zmienił swój testament i jest jeszcze jeden spadkobierca.

– Ale przecież nie został odczytany – pisnęła, a ja otworzyłem szufladę biurka i wręczyłem jej kopię dokumentu, o którym mówił mi dziadek na łożu śmierci.

Wzięła go w drżące dłonie i spojrzała niepewnie. Widziałem jak wodziła wzrokiem po treści, a z każdą kolejną chwilą jej oddech przyspieszał. Bałem się, że to dla niej za dużo, że jej serce nie wytrzyma tylu emocji, ale musiała to wiedzieć. Nie mogłem przed nią niczego ukrywać.

– J-ja? – zająknęła się.

– Tak, Nathalie. Masz połowę udziałów – potwierdziłem to, co było zawarte w dokumencie.

– A-ale za co? Dlaczego? – zapiszczała zszokowana. – Przecież nie należę do rodziny, ja nie mam prawa!

– Należysz, perełko. Od początku należysz do tej rodziny. Kiedy ode mnie odeszłaś, dziadek zatrzymał całą procedurę przejmowania firmy przeze mnie. Powiedział mi wtedy, że zasługuję na nią wyłącznie z tobą, bo to ty zrobiłaś ze mnie prawdziwego mężczyznę.

– Ja się na tym nie znam – wyszeptała. – To dla mnie za wiele. Nie mógł dla mnie zostawić po prostu... Jakiegoś drobiazgu? – pytała, a po jej policzkach znów spłynęły łzy.

Wstałem i obszedłem biurko, po czym ukląkłem przy jej trzęsących się nogach. Objąłem jej biodra i przyciągnąłem do siebie.

– Nie myślmy teraz o tym. Pomożesz mi napisać maila? – poprosiłem. – A później... Muszę załatwić wszystkie formalności w związku z pogrzebem. Nie wiem, co mam robić – westchnąłem bezradnie.

– Kiedy zginęli moi rodzice, też nie miałam pojęcia, co powinnam zrobić – przyznała. – Pomogę ci. – Pogładziła szczupłymi palcami mój policzek. – We dwoje będzie nam łatwiej.

Not my type ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz