Rozdział 27

4.5K 346 14
                                    

Vincent

Poczułem lekki ciężar na klatce piersiowej, a kiedy otworzyłem oczy, dostrzegłem blond czuprynę, spoczywającą w zagłębieniu mojej szyi. Zgarnąłem włosy z jej twarzy i pocałowałem w czoło.

– Niewygodnie ci w twoim łóżku?

– Zawsze wolałam twoje – wyszeptała. – Ale... Jeśli chcesz to sobie pójdę. – Zaczęła się podnosić, ale ją zatrzymałem.

– Zostań. Przyniosę tylko kołdrę, żebyś nie zmarzła.

Podniosłem się, trzymając ją w ramionach i położyłem na moim miejscu. Sięgnąłem po nakrycie z jej szpitalnego łóżka i owinąłem ją szczelnie. W blasku nocnej lampki dostrzegłem, że jej twarz wykrzywił grymas.

– Coś cię boli? – zapytałem, gładząc jej blady policzek.

W ciągu kilku ostatnich dni jej stan znacznie się poprawił i następnego ranka mieliśmy wracać już do domu, dlatego się zaniepokoiłem, że znów działo się coś złego.

– Chciałam spać z tobą, a nie zamiast ciebie – bąknęła i się podniosła. – Połóż się – powiedziała władczym tonem, a ja z ledwością powstrzymałem się przed parsknięciem.

Mimo wszystko wykonałem jej polecenie, a już po chwili ona umościła się wygodnie, opierając głowę na mojej piersi. Wyciągnęła rękę ku mojej twarzy i drażniła skórę paznokciami.

– Kocham cię, Vincent. Kocham cię tak bardzo, że umierałam bez ciebie – wyznała cicho, a ja poczułem, jak zaczęło wypełniać mnie ciepło.

To była prawda, że czyny, nawet te najszlachetniejsze, czasem należy poprzeć słowami. Nazwać to, co teoretycznie jest widoczne. Ona również pokazywała mi swoją miłość, ale pierwszy raz ją nazwała.

– Zachowałam się jak histeryczka – westchnęła. – Mogłam po prostu zapytać, porozmawiać, powiedzieć od razu co czuję, ale bałam się, że...

– Że dla mnie to wciąż tylko umowa – dokończyłem za nią. – Śpij, perełko. Jutro wrócimy do domu. – Pogładziłem jej wychudzone plecy i objąłem ciaśniej. – Teraz już wszystko będzie dobrze. Zaopiekuję się tobą.

– Dlaczego? – szepnęła.

– Dlaczego, co?

– Dlaczego mnie kochasz? Mówiłeś, że nie jestem w twoim typie – Wzruszyła nieznacznie ramieniem i podniosła na mnie wzrok.

– A okazało się, że wyłącznie ty jesteś w moim typie. Tylko ciebie chcę chronić i tylko z tobą chcę iść przez życie, perełko. To się po prostu stało. Na początku spodobało mi się to, że w ogóle się mnie nie bałaś, choć nie umknął mojej uwadze też twój zgrabny tyłek...

– Jesteś okropny – sapnęła sennie, dlatego już nie odpowiedziałem.

Najważniejszy był jej odpoczynek.
Nie wiedziałem, co będzie dalej, ale kiedy trzymałem ją w ramionach, czułem, że wszystko było na swoim miejscu. Bez względu na to, gdzie byśmy się znajdowali, ona zawsze będzie centrum mojego wszechświata.

***

Obudziły mnie miękkie pocałunki na mojej piersi i delikatna dłoń, gładząca moje krocze. Otworzyłem oczy i od razu zobaczyłem jej roziskrzone spojrzenie. Uśmiechnęła się słodko i wyciągnęła szyję, żeby przytknąć usta do moich.

– Dzień dobry, panie Jennings – wyszeptała tuż przy moich ustach.

– Czy oni podali ci krew jakiegoś demona? – Wyszczerzyłem się, kiedy przez materiał moich szortów zacisnęła palce na moim penisie.

Not my type ✔️Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz